Rozdział 3. Stara zielarka

669 25 8
                                    

Wrzucam dwie części z rzędu jako "event" z okazji Wielkanocy. Życzę Wam wesołych świąt i dużo zdrowia!

· · ·

Gdy ruszyli w dalszą drogę następnego dnia, słońce było już wysoko na niebie i wszyscy byli dobrze rozbudzeni. Thorin nie był w dobrym humorze. Wstał najwcześniej ze wszystkich i od razu poszedł, by zerknąć na mapę, skonsultować z Gandalfem dalszą drogę i przygotować kompanię do wyruszenia. Okazało się jednak, że jedyną opcją jest przejście przez gościniec bardzo zbliżony do jednej z wiosek ludzi. Chcieli jak najbardziej unikać osób trzecich z różnych powodów. Między innymi dlatego, że za głowę Thorina wyznaczono cenę i już raz spotkał dwóch takich drabów w Bree, którzy mieli chrapkę na nagrodę. Na szczęście akurat wtedy spotkał Gandalfa, który go uratował.

Nie mogli pójść innym szlakiem, bo wtedy musieliby się wrócić o dziesięć mil i przejść naokoło. Lasy w tej okolicy były ciemne i gęste, a w dodatku podobno kręcili się tu wargowie zwiadowcy - więc nie byli w stanie przeprawić się między drzewami. Nie mogli też okrążyć wioski, bo znajdowała się na krawędzi skalnego klifu. Kiepski nastrój przywódcy udzielił się wszystkim, nawet Bofur, Fíli i Kíli siedzieli cicho z ponurymi minami. Balin wzdychał bezradnie, co chwilę spoglądając na przywódcę, a Bilbo bawił się rzemykami od plecaka. Mająca dość nerwowej ciszy Cyntiel pytała Gandalfa, czy nie ma żadnego sposobu, by uniknąć wioski, ale niestety nawet on nie miał pomysłu. Pogrążyła się więc z głębokiej zadumie, próbując wymyślić rozwiązanie. Przejeżdżanie tak blisko osad i miasteczek było niebezpieczne, ale jeszcze większym ryzykiem było obranie którejś z innych dróg. Może mogłaby sobie przypomnieć to miejsce... kiedyś odwiedzała wiele zakątków, poznawała wielu ludzi, przechodziła przez wiele tajemnych ścieżek.

− Gandalfie, jak nazywa się osada, którą musimy ominąć? - spytała nagle.

− Soletón. Dlaczego cię to interesuje?

− Wydaje mi się, że kiedyś tu byłam. Czy to w Soletónie kiedyś próbowali zadźgać mnie we śnie, ale akurat ty byłeś w pokoju obok?

− Zgadza się.

− To wspaniale!

Czarodziej spojrzał na nią z wyrazem twarzy pod tytułem "lecz się".

− Chodziło mi o to, że jeszcze nie wszystko stracone - wyjaśniła. - Jeśli szczęście nam sprzyja, nasz dawny znajomy powinien wciąż tu być. Pamiętasz Harmunda, prawda? Mógłby nam jakoś doradzić.

− Hmm... zawsze warto spróbować czegoś innego, zanim podejmie się ryzyko. Możesz spytać Thorina, co o tym myśli.

− Chodź ze mną, proszę! Może mi nie uwierzyć i pomyśleć, że próbuję ich zwieść lub zaprowadzić w pułapkę. Gdybyś za mnie poręczył, może dałby mi szansę. Tobie ufa, mi nie.

− To ma sens. Chodźmy − wysunęli się naprzód i podjechali do konia przywódcy. Gandalf przemówił: − Thorinie! Jest pewna szansa na ominięcie zagrożenia związanego z przejeżdżaniem przez wiejski gościniec.

− Słucham więc − krasnolud spojrzał na nich, aż Cyntiel przeszły dreszcze.

− Chodzi o to, panie, że już kiedyś byłam w tej wiosce − zaczęła niepewnie. − Mieszka tu pewien stary krasnolud z żoną i synami. Kiedyś był górnikiem, ale gdy skończył 130 lat, zamieszkał tutaj, by odpocząć. To mój znajomy i może byłby w stanie pomóc nam bezpiecznie się przedostać lub znaleźć inną drogę, o której nie wiemy.

Thorin zmarszczył brwi i już chciał coś odpowiedzieć, ale Gandalf mu przerwał.

− Wiem, co chcesz powiedzieć. Masz moje czarodziejskie słowo starca w szpiczastej czapce, że mówi prawdę. Daj jej jedną szansę.

Młodsza siostra || Historia Dębowej KompaniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz