Warg, czarodziej i stary wróg

349 22 18
                                    

Wszyscy odsunęli się, jakby odskakując od ognia. Nawet Bilbo, który od początku był najprzyjaźniej nastawiony do dziewczyny. Nawet on w tym momencie czuł strach i to nie przed orkami lub jakimś innym monstrum, ale właśnie przed nią. Choć jaką mógł mieć pewność, że ona nie jest potworem? Żadnej, tak jak reszta. Nie wiedzieli, co też ich przywódca zobaczył.

Za to ona stała pod drzewem, otoczona wrogimi, przerażonymi i rozżalonymi spojrzeniami. Patrzyła uporczywie w ziemię, zaciskając pięści.

"To wszystko nie tak" − myślała, przełykając z trudem ślinę raz po raz.

Oni nie mieli się dowiedzieć, nie w taki sposób! Chciała sama im wszystko wyjaśnić, tak jak powinna już na samym początku, ale było już za późno. Wiedziała, że sama była winna. Mogła porozmawiać z nimi jeszcze w Rivendell, kiedy to nadarzyła się dobra okazja, ale obawy związały jej gardło i nie odważyła się na to. Teraz już nic nie cofnie czasu.

− Kim jesteś?! − Thorin powtórzył pytanie, głośniej i ozięblej, na co wzdrygnęła się i przygryzła wargę, próbując opanować drżenie całego ciała.

− Cynti, wujku... co się dzieje? − spytał z tyłu zdezorientowany Kíli.

− Ona nie jest elfem − wycedził przez zęby Dębowa Tarcza.

Dziewczyna poczuła w sobie tysiąc ostrzy, gdy cała kompania zwróciła na nią oczy. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, odległy ryk rozciął ciszę jak nóż. Dało się słyszeć złowieszcze wycie, odbijające się echem i przeszywające na wskroś. Ziemia pod ich stopami zadrżała. Thorin prychnął ze złością.

− Do ciebie wrócimy później − syknął w stronę dziewczyny, po czym zawołał do wszystkich: − Uciekajcie!!!

· · ·

Nikt nie spodziewał się ataku orków, zwłaszcza w tak fatalnym momencie. Najgorsze było jednak to, że zostali zagonieni w ślepy zaułek. Nie mieli żadnej drogi ucieczki - chyba, że za ucieczkę uznaje się skok z krawędzi w przepaść. Znajdowali się na wysokim klifie porośniętym smukłymi drzewami, wpędzeni w kozi róg bez wyjścia. Podejście do bezpośredniej walki byłoby ryzykowne biorąc pod uwagę przewagę liczebną przeciwników.

Cyntiel wyciągnęła łuk i wypuściła dwie strzały naraz, trafiając jednego z wargów i jego jeźdźca jednocześnie. Niestety nawet ona i jej łuk nie byli w stanie podołać takiej liczbie napastników. Nie cofnęła się jednak o krok, gotowa tu i teraz wszcząć bitwę o życia towarzyszy. Co miała do stracenia, skoro jej tajemnicę szlag trafił? W dodatku ciążąca na niej prawda była zbyt odrażająca, by mogła odzyskać zaufanie kompanii. Wiedziała, że już jest na straconej pozycji... co więc jej pozostało oprócz walki do ostatniej kropli krwi?

Nagle poczuła ostry ból w ramieniu, zanim nawet udało jej się wysunąć miecz. Szybko uchyliła się w bok przed następnym ciosem, ale wściekły warg nie miał zamiaru odpuścić ani na chwilę. Nie myśląc za wiele, skoczyła prosto na jego łeb, wbijając sztylet w kark.

− Gandalfie! − krzyknęła, gdy bestia upadła bez ducha na trawę. − Jest ich zbyt wielu!

Czarodziej rozejrzał się szybko i już po chwili rozkazał:

− Wszyscy na drzewa! Już!!!

Nikomu nie trzeba było powtarzać dwa razy. Po chwili wszystkie krasnoludy wspinały się po gałęziach najwyżej jak tylko mogły. Tylko białowłosa została na dole, nie spoglądając nawet za siebie. Chciała przynajmniej kupić reszcie trochę czasu...

− Cynti!!! − usłyszała znienacka, co kompletnie wytrąciło ją z równowagi. Ktoś ją wołał?

− Wskakuj na drzewo, idiotko!

Młodsza siostra || Historia Dębowej KompaniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz