Spencer Mondale nie umiała uciekać. Nigdy nie biegała wystarczająco szybko, żeby móc umknąć przed konsekwencjami. A potem poznała tego enigmatycznego blondyna. I nagle musiała nauczyć się biegać.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Siedząca na parapecie brunetka drgnęła, gdy jej telefon zawibrował. Ekran rozświetlił się, ukazując połączenie przychodzące od Rakel. Na ustach Spencer zawitał blady uśmiech, kiedy przejechała palcem po wyświetlaczu i przyłożyła telefon do ucha. Głos jej mamy nie był jednak tak optymistycznie nastawiony, jak uśmiech Spencer.
- Trafiłaś do kozy? Naprawdę Spencer? - Rakel westchnęła. - Oczekiwałam od ciebie czegoś więcej.
- Daj spokój. - mruknęła brunetka, rozglądając się wokół. Miała nadzieję, że nikt nie stał za rogiem i nie próbował jej podsłuchiwać. Że Jasper Hale tego nie robił.
- Co cię podkusiło, żeby irytować tę starszą kobietę? - zapytała Rakel.
- Mamo, Bradford jest cholerną wiedźmą. - powiedziała Spencer. - Poza tym, będę siedzieć w kozie z jednym z Cullenów. I jest spora szansa, że wiedźma zostawi nas samych. Wiesz co to dla nas oznacza, prawda?
- Spence. - Rakel westchnęła. - Wiem, że to na ciebie spadła realizacja naszego zadania, ale naprawdę nie chcę, żebyś poświęcała swoje oceny i dobrą opinię wśród nauczycieli dla sprawy Cullenów.
- Nie mam żadnej opinii wśród nauczycieli. - zaoponowała Spencer. - A moje oceny mają się dobrze, zresztą i tak nie chcę iść na studia, więc po co mam się starać? Pracuję na większy szacunek dla Kręgu i póki co idzie mi całkiem nieźle. Poza tym, poznałam Cullenów w pewnym stopniu i coraz mniej przemawia do mnie wizja ich, zabijających jednego z Quileutów.
Po drugiej stronie zapadła chwilowa cisza. Spencer miała nadzieję, że jej matka - i prawdopodobnie ojciec, który przysłuchiwał się ich rozmowie, postanowiła przemyśleć wszystko, co powiedziała jej brunetka. Dziewczyna wiedziała, że mimo wszystko Rakel czuła pewną wampirzą solidarność z Cullenami, kiedy Neil chciał tylko załatwić sprawę i nie splamić honoru Kręgu. On i jego żona pracowali długie lata na to, aby Zgromadzenie wreszcie zaczęło traktować ich poważnie. Spencer chciała przynieść im jeszcze więcej chwały, ale nie zamierzała przy tym rezygnować ze swojej intuicji i swoich poglądów. Nie chciała być jak Andrew, który murem stał za wilkołakami, a jedynym wampirem, którego istnienie tolerował, była jego przybrana matka.
- Dobrze. - powiedziała Rakel po chwili milczenia. - Rób to, co uważasz za słuszne. Ale uważaj na siebie Spencer. Nie wiemy, kim tak naprawdę są Cullenowie. - ostrzegła ją kobieta.
Spencer wywróciła oczami, wzdychając teatralnie. Wiedziała, że ten wyraz dezaprobaty nie umknął uwadze Rakel.
- Zawsze na siebie uważam mamo. - powiedziała.
* * *
Jasper zbliżał się do sali od historii wolniej niż zwykle. Gdyby jego serce jeszcze biło, w tym momencie pewnie wyleciałoby z jego klatki piersiowej. Rosalie była wściekła, kiedy dał się wkręcić w tę głupią grę Spencer i wpakował się do kozy, ale Alice wydawała się być tym ucieszona. Blondyn nie do końca rozumiał zachowanie swoich sióstr. Owszem, jako jedyny z Cullenów nie radził sobie bardzo dobrze w towarzystwie ludzi, ale nie oznaczało to, że od razu po przekroczeniu progu sali, rzuci się na Spencer. Rosalie grubo przesadzała, ale entuzjazm Alice też był niepotrzebny. Spencer była bratnią duszą Edwarda. To on powinien tafić z nią do kozy na biologii, czy innych zajęciach na które uczęszcza. Problem polegała na tym, że jedyną lekcją, którą nowa dziewczyna i jego brat mieli wspólnie, było wychowanie fizyczne. Jasper mógł pokusić się o stwierdzenie, że nawet Emmett miał lepszy kontakt ze Spencer, niż jej rzekome przeznaczenie.