2. |Okay |

1.3K 62 19
                                    

Dziewczyna, mimo tego że już dawno się obudziła, wciąż leżała w jednej pozycji. Nie chciała pokazywać że wstała, nie miała ochoty rozmawiać z innymi ludźmi. Po głowie ciągle chodziły jej, te same, pytania. Gdzie jest? Co to za ludzie? Dlaczego tamta dwójka, ją tutaj przyniosła? Gdzie jej kosa? Co się stało z Salutem?

————

— Wstawaj. Dość spania — usłyszała damski głos.

Trzynastolatka szybko zamknęła oczy, unormowała swój oddech, po czym znów udawała że śpi.

— Wiem że nie śpisz, młoda — mruknęła kobieta.

Po chwili, Lucy usłyszała jak kraty od jej celi sie zamykają.

— Zaraz ktoś przyjdzie, aby cię przesłuchać. — stwierdziła patrząc, na siedzącą już, dziewczynę. — Jak będziesz grzeczna, to może dostaniesz coś do jedzenia — syknęła w jej stronę brązowowłosa.

Dziewczyna nie musiała długo czekać. Chwilę później, drzwi do jej celi sie otworzyły, a przez nie wszedł czarnowłosy mężczyzna z, lekko już, siwiejącą brodą. Po wejściu i zamknięciu jej celi, za kratami pojawił się drugi mężczyzna. To był ten Koreańczyk, którego spotkała w lesie.

— Więc powiedz młoda — zaczął, siadając ja przeciwko niej — Jak sie nazywasz?

Trzynastolatka patrzyła na niego niepewnym, nieufnym i nienawistnym wzrokiem. Siedziała cicho, nie miała zamiaru, jak i ochoty, mu odpowiadać. Nie zna go, nawet nie wie jak się nazywa.

— Odpowiadaj, jak cię o coś pytam! — mężczyzna wręcz krzyknął.

Po tym, jak urodziła mu się córka, a jednocześnie zmarła Lori, ledwo panował nad tym co mówi, co robi, jak się zachowuje.

Dziewczyna, patrzyła ba niego wzrokiem pełnym pogardy.

————

— I co? — zapytała Maggie, patrząc na Ricka, za którym podążał Glenn.

— I nic. — warknął twardo szeryf, siadając na schodkach prowadzących na jedną wieżę.

— Dosłownie nic — odezwał się Glenn, stając obok blondwłosej. — Siedziała i się patrzyła, nawet nie powiedziała jak się nazywa.

— Może jest niemową — powiedziała Beth.

— Mówić to ona potrafi i to bardzo dobrze — odpowiedział jej Koreańczyk.

| W tej samej chwili |

— Emmm... — dziewczyna, słysząc czyjś głos podniosła głowę.

Zauważyła że po drugiej stronie stoi chłopak, który musi być zbliżony wiekiem do niej. Nastolatek miał dłuższe, ciemne włosy, niebieskie oczy i kapelusz szeryfa.

Oho... Syn Pana OdpowiedzJakCięOCośPytam przyszedł.

— Jestem Carl — brązowowłosy uśmiechnął się w jej stronę. — A ty? Jak się nazywasz? — zapytał, nie spuszczając z niej wzrokiem.

On przynajmniej się przedstawił... Może... Ja też powinnam?

Lucy — stwierdziła głosem wypranym z emocji.

— Masz ładne imię — mówiąc to, chłopak skanował jej twarz swoimi niebieskimi oczyma. Co nie było zbyt łatwe, przez mrok panujący w pomieszczeniu, jak i odległość między nimi.

— Wiem — prychnęła — Mam imię po mamie — dziewczyna wstała po czym podeszła bliżej, ale nie za blisko.

Czarnowłosa usiadła, po turecku, na przeciwko Carla, który po chwili zrobił to samo. Chłopakowi nie schodził uśmiech z twarzy, sam nie widział dlaczego. Może to przez to, że jest tu w końcu ktoś w podobnym wieku?

— Zróbmy tak — odezwał się, dalej na nią patrząc. — Ja zadaje ci pytanie, a ty odpowiadasz, później ty zadajesz pytanie, a ja odpowiadam. Okej?

I tak nie mam nic innego do roboty, a on wydaje się byś miły. Co mi szkodzi?

OKEJ.

She Is Crazy | The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz