Lucy wraz z Carlem przegadali dobre parę godzin, dwójka nastolatków znalazła wspólny język. Żadne z nich, od dłuższego czasu, nie rozmawiało z osobą tak bardzo zbliżona wiekiem, do nich.
— Czyli, twoja mama zmarła w tym więzieniu, rodząc Wymiataczkę? — zapytała, po tym jak chłopak zaczął jej opowiadać o tym, co działo sie przed " ucywilizowaniem " więzienia.
— Tak — odparł, spuszczając głowę — Musiałem ją zastrzelić, aby się nie przemieniła — lekko podniósł głowę.
Z jego oczu, nie szło wyczytać żadnych emocji.
— Ale imię to ma przednie — zaśmiała się patrząc, przez kraty, na chłopaka.
— Ona teraz nazywa się Judith, nie Wymiataczka! — również się zaśmiał, poprawiając kapelusz, który lekko zsunął się z jego głowy.
— A ty? — nagle zapytał, patrząc z powagą i zaciekawieniem w oczach, na czarnowłosą.
— Co ja? — spojrzała na niego, z lekkim zdezorientowaniem w oczach.
— Gdzie są twoi rodzice? Rodzina? — zapytał.
Skoro on jej opowiedział o wszystkim, chciał też usłyszeć to, co ona przeżyła.
— Ehhh... — dziewczyna westchnęła, zamknęła na chwilę oczy, po czym znów je otworzyła patrząc na Carla — Tata z mamą wyjechali chwilę przed tym, gdy to wszystko się zaczęło. — na wspomnienie o swoim ojcu, który jako jedyny ją kochał, po jej policzku spłynęło parę pojedynczych łez.
Dziewczyna od razu starła je rękawem od swojej, już mocno podniszczonej, katany.
— Nie wiem gdzie pojechali, polecieli czy co oni zrobili. Moja mama, chyba nigdy mnie nie kochała, przynajmniej tego nie okazywała. Nie to co tata. Zawsze był przy mnie, gdy go potrzebowałam. — uśmiechnęła się lekko — Podczas wybuchu tej całej epidemii, byłam z babcią. Jeszcze niedawno byłyśmy razem, jak na swoje lata, bardzo dobrze posługiwała się bronią — czarnooka spojrzała w sufit, zamykając po chwili oczy — Parę dni temu chorda nas rozdzieliła, ona chyba nie przeżyła... Mi jakoś udało się uciec, ale zasługa jej poświęcenia i wiecznie gotowego Saluta.
Chłopak patrzył na nią, nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się, że coś takiego sie jej przytrafiło. Myślał że była z kochającymi rodzicami, że dalej gdzieś są i na nią czekają. A tutaj, taka niespodzianka. Nawet nie wiadomo czy żyją.
— Nie musisz nic mówić — lekki uśmiech zawitał na jej twarzy, spoglądając na młodego Grimesa. — Samo to, że mnie wysłuchałeś mi pomogło.
— Mam jedno pytanie.
— Dawaj — stwierdziła, lekko się poprawiając.
Twarda podłoga, nie była zbyt wygodnym siedzeniem. Chłód który od niej bił nie pomagał, tak samo jak jej poszarpane ubrania.
— Kim jest Salut?
— Nie przyszedł? — zapytała z obawą w głosie — Kary koń, coś mu się stało?
— Aaaa — chłopka podniósł brwi do góry — Nic mu nie jest, jest w jednym z boksów. Przyszedł za Darylem i Glenn'em, nie opuszczał cię na krok. Nawet tutaj chciał wejść — zaśmiał się cicho.
— Cały Salut, nigdy nie chciał mnie zostawić. Moja babcia miała go już dość — również się zaśmiała.
— CARL! — dwójka nastolatków usłyszała głośny męski głos.
Carl już dobrze wiedział, kto go wolał, natomiast Lucy mogła się jedynie domyślać.
— Tutaj jestem, tato! — odkrzyknął.
W tym samym czasie, gdy pojawił się starszy Grimes, czarnowłosa uciekła w głąb celi.
— Co tutaj robisz? — zapytał chłodno mężczyzna.
— Rozmawiałem z Lucy — uśmiechnął się, spoglądając co chwilę na wspomnianą dziewczynę.
— Lucy?
— Nie, Kleopatra — powiedziała z sarkazmem w głosie.
— Już ją lubię — stwierdził Daryl, który pojawił się z nikąd, za plecami Grimesów.
— Normalnie z tobą rozmawiała? — zapytał z lekkim zdziwieniem, gdy on próbował z nią rozmawiać, ona wogole nie reagowała.
— No... Tak — uśmiechnął się niewinnie — wypuścimy ją?
— A skąd masz pewność, że nic nam nie zrobi? — zapytał podejrzliwie.
— Zaufaj mi tato, zaufaj mi tak. Zaufaj jej. Zaufaj nam jak ja ufam tobie.
Ojciec Carla westchnął, patrząca na syna.
— Podejdź tutaj — mężczyzna zwrócił się w stronę dziewczyny.
Czarnooka niepewnie podeszła do krat, po czym spojrzał na Ricka.
— Zadam ci parę pytań, a ty na nie odpowiesz. Jeżeli mi się spodobają, to cię wypuszczę. Wtedy będziesz mogła zostać z nami, albo gdzieś iść. Jak wolisz.
— Ale odzyskam swoją broń?
— Odzyskasz — zapewnił Dixon, trzymając wspomniana rzecz w ręku.
— Ilu ludzi zabiłaś? — zapytał Grimes.
— Dwóch — odpowiedziała, bez mrugnięcia okiem.
— Dlaczego?
— Musiałam, chcieli zaatakować moją babcię.
— Dobrze... Ilu sztywnych zabiłaś?
— Ktoś to liczy? Wielu — stwierdziła.
Mężczyzna westchnął, po czym otworzył kraty. Pierwsze co zrobiła Lucy, to rzuciła się na Daryla. A dokładniej na to co trzymał w ręku. Dziewczyna mocno złapała swoją kosę i przytuliła ją z całej siły.
— Już nic nas nie rozłączy! — na jej twarzy zawitał DUŻY UŚMIECH.
CZYTASZ
She Is Crazy | The Walking Dead
Fanfiction-Ona jest cholernie szalona! -Wiem i... Podoba mi się to ---- Okładka by Ja