Kageyama jest kretynem.
Jest największym idiotą na planecie. Jeśli poza Ziemią istnieje jakieś życie, pewnie może sobie też przyznać miano najbardziej zdebilniałej istoty w kosmosie. Myślał, że jest trochę mądrzejszy od pierwotniaków, ale razem z piątkowym wieczorem upewnił się w tym, że to jednak kłamstwo. Co więcej – całkiem możliwe, że Hinata też tak myśli.
Co gorszego może się wydarzyć? Otóż dwie rzeczy – koniec świata lub spędzenie kilku godzin z Shoyo w niezręcznej ciszy. Niestety druga opcja okazała się bardziej prawdopodobna i tak też oboje skończyli, siedząc obok siebie w autobusie w drodze do Tokio.
Kageyama czekał na trzydniowy obóz treningowy z Nekomą. Jeśli miałby powiedzieć, co zajmowało jego myśli przez ostatnie tygodnie podzieliłby je na dwie równe polowy - jedna na treningi, a druga, choć nie potrafił tego przyznać przed samym sobą, na Hinatę – okropną, głupią, irytującą krewetkę – Shoyo.
Zajął jedno z miejsc na początku autobusu, mając cichą nadzieję, że Hinata zostanie zaciągnięty na sam koniec przez Nishinoyę. Los znów nie był po jego stronie. Ostatnie wolne miejsce zostało tuż obok niego, a Shoyo – odrobinę spóźniony – nie miał innego wyboru.
Kageyama zaciągnął mocniej powieki i oparł głowę o szybę, kiedy rudzielec rzucił swoją torbę na siedzenie. Może Tobio jeszcze uda się zniknąć przy pomocy własnej woli...
***
– Dziękujemy za gościnę! – Pan Takeda i trener Ukai witali się z gospodarzami obozu.
Kageyama widział, jak Hinata biegnie z entuzjazmem w stronę Kenmy i zaczyna żywo z nim rozmawiać. Kątem oka dostrzegł też Kuroo, który próbuje objąć ramieniem Tsukishimę. Nigdy nie wiedział, czemu ta dwójka się ze sobą zadaje – dwa zupełnie różne światy. Ale Kei uśmiechał się przy nim trochę częściej, więc to chyba dobrze...
Każdy zaczął wyjmować swoje rzeczy i powoli kierować się we wskazanym wcześniej kierunku. Pomimo zmęczenia nikt nie był przeciwko krótkiej wieczornej rozgrywce. Od razu po rozpakowaniu i chwili na uporządkowanie myśli, chłopcy ruszyli na boisko.
Gdy tylko stopa Tobio zetknęła się z powierzchnią boiska, nic innego nie miało znaczenia. Ciche rozmowy i dźwięk odbijanej piłki rozbrzmiewały po hali, a zawodnicy obu drużyn po prostu cieszyli się wspólną grą. A Kageyama chociaż przez chwilę oderwał się od poczucia winy i bezsilności.
Kageyama już teraz znał wynik rozgrywki – nie przegra, nie z takim dobrym humorem.
***
Usiadł zmęczony na dachu budynku. Wziął wcześniej szybki prysznic, nie susząc włosów. Czarne, mokre kosmyki okalały twarz Kageyamy. Przez wilgoć wydawały się jeszcze ciemniejsze.
Gwiazdy tej nocy świeciły wyjątkowo jasno, a na niebie nie było ani jednej chmury. Wiatr delikatnie podrywał pierwsze wiosenne liście, przy okazji roztrzepując włosy rozgrywającego.
Westchnął cicho, odpakowując lizaka. Zawsze zastanawiał się jaki jest fenomen lizaków – cukierek, który tylko sprawia, że ślina robi się słodka i każdy je lubi. Każdy oprócz jednego pajaca - Hinaty. Kiedyś Kageyama zawsze kupował dwa - jednego dla siebie i drugiego dla Shoyo. W sumie nadal to robi z nadzieją, że któregoś dnia jednak Hinata będzie chciał go z nim znowu zjeść.
– Przeziebisz się, głupku – Kageyama spiął mięśnie, słysząc ten głos. – Kto normalny wyłazi z mokrymi włosami i krótkim rękawku w środku nocy?
Poczuł jak przyjemny w dotyku materiał opada na jego ramiona.
– No co? Już przyjść posiedzieć na dachu sobie nie mogę? – Hinata zrobił naburmuszoną minę i usiadł po turecku obok Tobio.
Cisza. Cisza. Cisza. I jeszcze raz cisza. Do tego niezręczna. Rozgrywający kątem oka zerknął na Hinatę. Gruby, wełniany sweter chyba nie był wystarczająco ciepły, bo Shoyo ciągle ściągał rękawy, żeby jakoś ogrzać swoje dłonie.
Tobio długo nie myśląc, odchylił koc i lewą ręką naciągnął połowę na plecy Hinaty. Dalej jadł swojego lizaka, starając się nie denerwować za bardzo. Shoyo przymknął oczy i powoli pochylając się w stronę Kageyamy, oparł głowę na jego ramieniu. Nawet nie był świadom, że tym jednym gestem prawie zabił swojego przyjaciela.
Serce zaczęło być trochę szybciej. Nie widział, co ma zrobić. Czuł się cholernie zmieszany, zakłopotany – po prostu beznadzieja.
– Co do ostatniego piątku – Hinata zacisnął powieki jeszcze mocnej. – Nie jestem zły, że mnie pocałowałeś. Ale jstem zły, bo nagle uciekłeś.
Dłoń Tobio mocno zacisnęła się na materiale spodni. Jeśli tak dalej pójdzie, serce zaraz mu eksploduje. Poczuł zupełnie zimne ręce oplatające się wokół jego ramienia.
Nie protestował. Pozwolił Hinacie przytulić się do jego boku, sam roztrzepał mu włosy.
– Myślisz, że... – Shoyo nie dokończył.
– Hm? – na nic więcej się nie odważył, chciał tylko usłyszeć koniec wypowiedzi chłopaka.
– ...gdybym to ja cię pocałował, to też byś uciekł? – Shoyo opuścił głowę, a między nimi znowu zapadło milczenie.
Kageyama potrzebował dłuższej chwili na odpowiedź.
– Chyba sam musisz się przekonać – klamka zapadła, Tobio już nie cofnie czasu. Musi liczyć się z konsekwencjami, które zaraz na niego spadną.
– Mogę? – Shoyo wskazał palcem na lizaka w ustach Kageyamy.
Tobio pokazał palcem na plastikowy patyczek, a rudzielec tylko potwierdził, że chodzi o to. Czarnowłosy powoli wyjął lizaka z ust, nadal trzymając go w prawej dłoni. Spojrzał na Hinatę. Właśnie złożył mu swego rodzaju propozycję, a on przejmuje się jakimś cholernym lizakiem?
Zrozumiał, o co chodzi, gdy wysuszone usta Hinaty dotknęły jego warg. Kageyama naprawdę jest osłem, skoro chciał całować się z pieprzonym lizakiem w buzi.
Wypuścił słodycz z ręki, był zupełnie zdezorientowany. Przymknął powieki i wplótł dłoń w rude loki Shoyo. To działo się naprawdę. Rozluźnił się po chwili, pochylając się jeszcze bardziej w stronę Hinaty. Właśnie całowali się pod gwieździstym niebem, okryci jakimś kocem, zupełnie sami. Po chwili Shoyo odsunął się, opierając głowę o klatkę piersiową Tobio.
– Słodkie – zaśmiał się rudzielec.
– Zesrane, a nie słodkie. Jestem kretynem, co ja robię, głupi... – Tobio zakrył twarz dłońmi, jakby chciał ukryć się przed całym światem.
– Baranie, twoje usta są słodkie, jadłeś lizaka – śmiech tej nieznośnej pchły stał się nieco głośniejszy.
– Jesteś idiotą, Shoyo. Cholernym idiotą – Tobio dalej był zupełnie zszokowany, zły i szczęśliwy jednocześnie.
Hinata w tym czasie, cóż... Pierwszy raz od długiego czasu oderwał się od szarej rzeczywistości. Zapomniał o wadze, jedzeniu, o wszystkim. Liczyła się tylko ta chwila. I chcąc wykorzystać ją do końca, złapał za dłonie Tobio i splótł ich palce, całując chłopaka po raz kolejny...
– Ej, to mogę mówić do ciebie po imieniu teraz, nie? – brzmiało jak żart, ale Hinata był całkowicie poważny.
– Ty naprawdę jesteś tępy... – Tobio w końcu to zrozumiał i przyciągnął do siebie tego głupiego rudzielca.
Wszystko byłoby idealne, gdyby nie szczęk zamykanych, metalowych drzwi prowadzących z powrotem do budynku...
^^^^^
Fajerwerki I takie tam. Ogólnie to grube akcje będą się działy w najbliższych rozdziałach. Za to do końca opowiadania zostało nam jakieś 6-7 rozdziałów.
Buziaki, dajcie znać, jak wam się podobalo^^
~Sitarka
CZYTASZ
|| Sekrety || Kagehina
FanfictionDelikatnie przejechał dłonią po lekko zarysowanych pod skórą żebrach. Doczekał momentu, w którym był w stanie spokojnie policzyć kilka z nich. Oplótł palcami chudy już nadgarstek; palce nadal nie stykały się przy opuszkach. Gdzie Shoyo postanawia d...