Rozdział 17

1K 71 33
                                    


***
Biegłam przez las. Miałam na sobie białą, brudną od ziemi sukienkę. Po chwil zobaczyłam jakąś postac przed  sobą. Zatrzymałam się i uspokoiłam oddech. Chciałam przyjrzeć się postaci, ale jej już tam nie było. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moją stronę tytana. Wznowiłam bieg. Nie miałam juz na sobie białej sukienki, a czarne, zniszczone ubrania i kaptur na głowie. Moja kondycja też się poprawiła. Las z czasem stawał się coraz ciemniejszy i mroczniejszy.

^Coś jest nie tak.^

Zatrzymałam się i rozejrzała dookoła. Ani śladu tytana. Po chwili ostry ból w nodze przeszył moje ciało. Upadłam i złapałam się owego miejsca. Poczułam coś lepkiego i ciepłego. Krew.

-To twoja wina.- Usłyszałam cichy głos w głowie.- Twoja, twoja, twoja wina, twoja...- Z każdym słowem głos stawał się głośniejszy.

Na chwilę ucichł. Chciałam zacząc krzyczeć, jednak moje struny głosowe były sparaliżowane.

-To twoja wina!- Krzyknął nagle głos.

***
Zerwałam się z łóżka cała spocona. Próbowałam uspokoić oddech, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły.

-Czy możesz łaskawie podnieść swoją leniwą dup...- Urwał i spojrzał na mnie lekko zdziwiony.

Patrzyłam przed siebie zaszklonymi oczami. Nie zdawałam sobie sprawy, że Kapral wszedł do pokoju. Jedyne co słyszałam w tym monecie do szum w głowie.

Poczekałam chwilę aż się uspokoję. Spojrzałam się na niego i zapytałam:

-Możesz powtórzyć?- Moje oczy znowu były puste.

-Nie ważne.- Powiedział i zaczął odchodzić, ale go powstrzymałam.

-Byłam wczoraj u Hange.

Stanął.

-Nie jest źle.- Ciągnęłam.- Może za parę dni będę mogło chodzić.

Usiadłam odkrywając moje gołe nogi z pod kołdy. Zwisały własnie one lekko muskając podłogę.
Kobaltowooki odwrócił się i spojrzał na moją lewą, kończynę.

-Nie możesz chodzić?- Podszedł do mnie i usiadł obok.

Pokiwałam głową. W tym momencie podłoga wydawała się bardzo interesująca.

-Kurwa.- Syknął.- Mówiłem ci, żebyś odrazu poszła.

Spojrzałam mu w oczy.

-A ty poszedłeś z kostką?

Milczał.

^Ha. Tu cię mam cwaniaczku.^

-Super.- Powiedziałam z wyrzutem.

-Aż tak bardzo widać?- Jego głos był już spokojniejszy.

-Nie, ale ja widzę.

Odwrócił speszony wzrok.
Położyłam ręce na moich dwukolorowych nogach i przez chwilę biłam się z myślami.

-Czy wtedy...- Zdobyłam się w końcu by się zapytać.- Na dachu... Rozmawiałeś ze mną szczerze?

Milczał przez chwilę, przez co zaczęłam się stresować.

-Tak.

Ulżyło mi. Podniosłam wzrok i nasze spojrzenia spotkały się.

- A ty?- Spytał.

-Pewnie.- Nie wahałam się ani chwili.

- Za 4 dni mamy misję.- Odparł po chwili.- Ale ty i tak na nią nie pójdziesz.

Możesz zostać... (Levi x Oc) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz