Szczerze miałam nadzieje, że misja wymknie się spod kontroli i będę mogła interweniować. Rano nałożyłam na noge grubą warstwę maści i owinęłam ją bandażem. Łyknęłam jeszcze dwie silne tabletki przeciwbólowe. Przez pierwsze parę godzin mogłam nawet normalnie chodzić, jednak gdy wysiedliśmy z powozu, lek powoli przestawał działać.
Nill rozmawiał z Erwinem. Od chwili, gdy w mieście pojawiła się kobieta tytan przywódca żandamerii zdawał się domyślać o co w tym wszyskim chodzi. Po chwili zobaczyliśmy wielki błysk, a do nawszych uszu dotarł ryk.
Znajomy ryk.^Oho to się teraz zacznie.^
Uśmiechnęłam się, jednak szybko spoważniałam. Nill panikował. Oskarżał zwiadowców o zdradę i groził Erwinowi. Miałam ochotę podejść i sprzedać mu soczystego kopniaka, żeby wreszcie zaczął trzeźwo myśleć. Prawdopodobne zrobiłabym to, gdyby nie fakt, że obok mnie stał Levi. Złapał mnie za ramie na tyle mocno, że nie mogłam się ruszyć. Znając życie i Levi'aja, prędzej bym wylądowała na ziemi niż bym dotknęła Nill'a. Jedyne co mogałam zrobić to tylko stać i czekać. Wszyscy zwiadowcy robili coś, udzielali się, a ja co? Stoje sobie grzecznie i czekam aż Eren wygra. Na miejsce walki dotarłam, kiedy już było po ptokach. Miałam ochotę poszydzić z jej przegranej. Poznęcać się trochę. Chyba zmieniłam się w jakimś stopniu w '' miłego pana", którego spotkałam paręnaście lat temu na ulicy. Spojrzałam na nijaką Annie i zamarłam. Jeden wielki kryształ. Skubana zdołała się obronić w ostatnim momencie.
^O co tu chodzi?! No kurwa no nie.^
Podbiegłam do kryształu, kompletnie ignorując fakt, że leki już przestały działać i zaczęłam okładać wszyskim, co miałam po ręką, to wielkie gówno, w którym był uwięziony mój cel. Prawdopodobnie robiłabym to jeszcze przez długi czas, gdyby końska morda mnie od niego nie zabrała. Wierciłam się i krzyczałam.
-Puszczaj mnie pojebie dobrze ci radzę!
On spojrzał się niepewnie za siebie i po chwili wykonał moje polecenie, a ja wylądowałam na ziemi. Chciałam się podnieść i wrócić do próby wyciągnięcia dziewczyny, ale ktoś położył mi nogę na plecach, przez co runęłam spowrotem na ziemię.
-Opanuj się idiotko.- Usłyszałam zimny głos.
Oczywiscie wiedziałam do kogo należał. Uśmiechnęłam się szalenie.
-Może kiedyś.
Widziałam kątem oka, jak zamachuje się, by mnie kopnąć, ale ktoś do niego podbiegł.
-Levi nie!- Krzyknęła czterooka.- Ona ma jeszcze rany na brzuchu. Nie możemy spowodować, żeby się bardziej poglębiły.
Czarnowłosy zawahał się, ale ostatecznie odpuścił.
Wstałam i starałam się dojść wmiare normalnie do powozu. W połowie drogi, jednak zaczęłam lekko kuleć.
Jakimś fartem doszłam do wozu zanim noga kompletnie mnie rozbolała. Przewieźliśmy kryształ do naszej siedziby i pilnowaliśmy go bez przerwy. Po powrocie chciałam jak najszybciej wrócić do pokoju i położyć się spać, ale oczywiście złapał mnie Levi.-Dobrze się czujesz?- Spytał.
-Pewnie.- Uśmiechnęłam się miło i ruszyłam w storę pokoju, ale już po paru krokach, kobaltowooki znów mnie zatrzymał.
-Kulejesz.
-No co ty nie powiesz.- Znów chciałam odejść, jednak on mi na to nie pozwolił.
-Wskakuj.- Powiedział i stanął do mnie tyłem.
-No chyba nie.- Zaśmiałam się.- Levi, ludzie patrzą.
-I co.- Zmarszczył brwi.- Wskakuj. Zaniose cię. Korzystaj póki mam dzień dobroci dla zwierząt rolnych.
Zaśmiałam się i wskoczyłam na jego plecy.
-Ale z ciebie świnia.- Szepnęłam mu do ucha.- Tylko ciekawe kto ci uciął ogonek.
Prychnął.
-Przynajmniej nie jestem dziką świnią, atakującą wszystko i wszystkich.
Oparłam głowę o jego ramie.
-Polenizowałabym.- Uśmiechnęłam się i spoważniałam.- Przepraszam. Trochę przesadziałam.
-Szczerze myślałem, że jesli Jean cię nie puści, to urządziłabyś go gorzej niż tytan.
-Nie no, aż tak to nie.
-Też przepraszam.- Powiedział po chwili.
Zmarszczyłam brwi.
-Za co niby?
-Wtedy, gdy cię powstrzymałem...
-Aa- Przerwałam mu.- Nie ma sprawy. Szczerze, to mogłeś mnie pobić.- Uśmiechnęłam się.- Należałoby mi się.
-No chyba sobie żartujesz.- Widać było, że dosyć mocno się zdenerwował.- Wtedy bym sobie chyba nie wybaczył.
Stanęliśmy przed drzwiami do mojego pokoju. Levi postawił mnie, a ja rozejrzałam się na wszystkie strony i pocałowałam go lekko w policzek.
-Dziękuję.
Zanim zdążył zareagować, zniknęłam za drzwiami.
*magiczny time skip*
Obudziłam się w nocy. Tym razem nie miałam koszmaru. Nawet nie pamiętam co mi się śniło. Długo nie myśląc wyskoczyłam przez okno i wspiełam się na dach. Noc była bardzo gwieździsta. Usiadłam i obserwowałam otaczający mnie krajobraz. Dopiero teraz zdałam sobie sprawe jak tu jest pięknie. Granatowe niebo zdobione licznymi gwiazdami w pewnym momencie znika, za gęstym i ciemnym lasem iglastym. Zapatrzyłam się i nawet nie zauważyłam, że ktoś przysiadł obok mnie. Dopiero, gdy położył mi głowę na ramieniu, zdałam sobie sprawę z jego obecności.
-Nie zauważyłam cię.
-Zdaje sobie z tego sprawę.- Uśmiechnął się lekko.
Wstałam i oparłam się o komin.
-Więc to dopiero początek.
Kobaltowooki podszedł do mnie jedną ręką opierając się o komin a drugą splótł razem z moją.
-Zdecydowanie.- Patrzył mi w oczy powoli zbliżając się w moją stronę.- Za szybko wtedy uciekłaś.
Przytulił mnie i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Oderwałam się od niego i zaśmiałam się lekko.
-Wybacz.
To powiedziawszy złączyłam spowrotem nasze usta w już pewniejszym pocałunku.
The end.
Więc dobrnęliśmy do końca.
Szczerze przez całą przygodę z tą książką mam wrażenie, że jakość moich rozdziałów. Mam nadzieję, że następną książka będzie dużo lepsza, bo ta ma jeszcze sporo błędów, które z czasem będę poprawiać. OBIECUJE.Chciałabym też podzękować wszystkim za przeczytanie mojej pierwszej pracy. Jesteścue wspaniali.
Pozdrawiam was gorąco i do zobaczenia w mam nadzieję następnej książce.
Bye bye~
CZYTASZ
Możesz zostać... (Levi x Oc)
Romance-Erwin Smith jak dobrze pamiętam? - Zapytałam. Kiwnął głową na tak, więc ciągnęłam dalej: -Gdybym wszysko odrazu wypaplała to gdzie byłaby zabawa? ...