Rozdział 2

1.8K 101 52
                                    

*1 os.*
Ciągle te same pytania, w kółko i w kółko. '' jak się nazywasz? '',
''dlaczego ukradłas gaz i sprzęt do trójwymiarowego manewru? '',  '' kto jest twoim zleceniodawcą? '' itp. Skąd oni kurwa wiedzą że to jest zlecenie i że wogóle dostaje takie zlecenia?! Czyżbym była juz taka popularna? Wątpie. A może znaleźli kogoś, kto wszystko wygadał i teraz czekają tylko na potwierdzenie z mojej strony?
Te ich marne groźby i nawet błagania już mnie nudzą. '' Jeśli nic nie powiesz czeka cię pętla'',
'' chcemy tylko ci pomóc '', ''nie zdajesz sobie sprawy w jakiej sytuacji jestes? '' itp. Zachowują się jakgdyby nie mieli nic innego do powiedzenia i liczą na to, że się złamie.
Niedoczekanie. Nie jestem z tych co przy każdej większej trudności odrazu puszczają farbe, chowają się się w kąt i zalewają łzami. Już nie.

Słyszę otwieranie drzwi od celi.
Mhm kolejna próba wyciągnięcia ze mnie informacji.
Spokojnym krokiem idę juz chyba setny raz odkąd tu jestem do pokoju przesłuchań.
Jeden z żołnierzy otwiera mi drzwi. W środku czeka już na mnie pewien wysoki blondyn. Nie widziałam go tu wczesniej, ale skądś go kojarze. Siadam przy stole. Zakładam na siebie maske wesołej psychopatki i zaczynam się szczerzyć od ucha do ucha.
^On jest takis dziwny.^
Spokojnym wzrokiem obserwuje moje dziwaczne zachowanie.

^I kto tu jest dziwny psychopatko. Już nawet sama ze sobą  rozmawiam^

-Już się uspokoiłaś?- Zapytał nagle gdy poprawiałam się na krześle.

-Jasne. Czekam na pańskie jakże kreatywne pytania.-  Uśmiech z mojej twarzy nie schodził.

Mężczyzna zajrzał do chyba raportów z wcześniejszych przesłuchań.

-Widzę że usinie starasz się zataić wszyskie informacje. Pytanie tylko dlaczego.- Oderwał wzrok od kartek i znowu patrzył mi w oczy.

Olśniło mnie.
^ To przez niego tutaj siedzę. ^

-Erwin Smith jak dobrze pamiętam?- Zapytałam.

Kiwnął  głową na tak, więc ciągnęłam dalej:

- gdybym wszysko odrazu wygadała to gdzie byłaby zabawa?- Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

-Okey czyli prawdziwy powód też chcesz ukryć.- Słowa płynące z jego ust były przeraźliwie spokojne.- A mi się zdaję, że się boisz, że jak wszystko nam powiesz to złagodzą ci kare i po paru latach będziesz mogła wyjść na wolność. Obawiasz się tego co się tam z tobą stanie.

^Kurwa.^
Sparaliżowało mnie.
^ Erwin Smith... Jego poziom dedukcji przerasta jego ego. Tylko skąd on miał tyle danych.  Nie moge dać za wygraną. ^

-Pudło mistrzu.- Blefowałam.- Całkiem niezła historyjka ci wyszła. Szkoda tylko ze nie jest prawdziwa.

-Czyli trafiłem.

^A ten dalej swoje. No co za człowiek.^

-Jak masz na imię?

Myślałam że mi żyłka pęknie. Ciągle te same pytania. Miałam nadzieję ze chociaż on wykaże się jaką kolwiek kreatywnością.  No cóż, nadzieja matką głupich.

- Mam na imię Kopciuszek, mieszkam w  magicznym królestwie Nibylandii i boje się wrócić do domu bo zła wiedźma... Znaczy... Moja macocha mnie zje.- Mówiłam głosem dziecka, mentalnie śmiejąc się z jego naiwności. Myślał, że odpowiem szczerze? Śmieszne.

-Tego mogłem się spodziewać.- Nawet nie obdażył mnie zwoim wzrokiem.- Mam dla ciebie propozycje.

^PANIE I PANOWIE. WKOŃCU COŚ NOWEGO. ^

-Zjesz moją macochę zanim ona zje mnie?- zapytałam ze sztucznym błyskiem podniecenia w oczach.- Nie radzę. Możesz mieć potem niezłe rewolucję żołądkowe.

-Bądź przez chwilę poważna. - Rzekł z taką powagą, że aż sie wyprostowałam.

-Kontynuując. - Ciągnął dalej.- Jeśli mi teraz wszysko ładnie wyśpiewasz to mogę ci pomóc.

-Interesujące, ale chyba nie skorzystam. Wole pętle.- Spojrzałam na niego pewnym wzrokiem.

W głębi duszy byłam jednak zaintrygowana.

-Szybko podejmujesz decyzje.- Widziałam na jego twarzy cień uśmiechu.- Daj mi skończyć.

-Skoro musisz.- Rzuciłam, udając kompletnie niezaiteresowaną tematem.

-Ekhem.- Kasznlął - Proponuje ci dołączenia do zwiadowców.

Moje oczy momentalnie się rozszerzyły.

-Słucham?

-Powiedziałem, że proponuję...

-SŁYSZAŁAM.- Podniosłam głos, chyba o ton za duzo.- Ekhem. Dlaczego niby miałabym się zgodzić?

-Masz potencjał. Jesteś zwinna, szybka...

-I nieufna.- Przerwałam mu- Nie ufam ci. Nie mam pewności czy mnie nie oszukasz.

-Czy czasem nie warto zaryzykować?

- Nie.- Powiedziałam i ruszyłam w strone drzwi.

-Masz tydzień na podjęcie decyzji.- Dodał obojętnym tonem patrząc jak żołnierze zabiera mnie spowrotem do celi.

Hey hi hello.
Okey... Nigdy wcześniej się tak nie stresowałam.
Czytałam ten rozdział z 5 razy, ale znająć mnie to i tak mój popierdolony mózg pominął jakieś błędy.
Standardowo zgłaszajcie je w komentarzaj.

Bye bye~

Możesz zostać... (Levi x Oc) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz