Rozdział 16: Brutalna prawda

410 32 1
                                    

Najbardziej w życiu pragnęłam słodkich dzieci, które wyrosną na prawników, lekarzy i policjantów w innych stanach. Rzecz jasna nie zapłodnię się sama. Perfekcyjny mąż u mego boku dbałby o moje bezpieczeństwo, szczęście i orgazmy.

Wyidealizowane życie nigdy nie było mi pisane, może właśnie dlatego próbowałam dogryźć się do mięsa mojej poturbowanej ręki. W głowie pojawiło mi się milion pomysłów, jeden gorszy od drugiego. Zdecydowałam, że jeżeli zmasakruję się tak bardzo to personel zmuszony będzie wezwać karetkę. Zabiorą mnie z tego popierdolnego miejsca.

Skończyło się na tym, że prawie umarłam kiedy mocniej się ugryzłam. W moich oczach pojawiły się łzy, ale płakanie w tej sytuacji było oznaką słabości.

Nie byłam słaba.

— Wychodzimy królewno — zakryłam poduszką głowę, aby chociaż na chwilę zapomnieć obraz Eidena Moona, który wbijał się we mnie za każdym razem jak słyszałam drapanie za ścianą.

Nie wiem dokładnie która była godzina. Od odwiedzin Ornana minęło dobre kilka godzin, więc zapewne musiał być wieczór.

— Spierdalaj — odpowiedziałam stłumionym głosem trzymając materiał blisko ust.

Westchnęłam kiedy chłopak zrobił kilka kroków i zabrał mi poduszkę, kołdrę jak i chęci do życia. Nie raz byłam prześladowana i nie raz obawiałam się swojego życia. Teraz było inaczej. Eiden Moon miał porachunki z Ornanem i nie wydaje mi się, żeby postanowił zacząć żyć jak mnich.

— Musisz coś zobaczyć — odezwał się ciągnąc za moje włosy.

Próbowałam się wyszarpać przez co ból cebulek stał się bardziej intensywny. Chłopak jednym ruchem zrzucił mnie z łóżka przez co wylądowałam na brudnej podłodze bez kszty godności. Zastanawiałam się jak to możliwe, że jestem tu dopiero czwarty dzień, a zdążyłam dwa razy trafić do izolatki.

Mogłam się kłócić, mogłam gryźć. Ale nie mogłam znieść widoku zapłakanej Carli Frey, która czekała na mnie na korytarzu w obecności Deana. Jej zielone oczy błyszczały od łez w słabym świetle lamp.

— Co wy robicie? — Warknęłam wściekle kiedy mężczyźni prowadzili nas zachodnim korytarzem.

Nie wiedziałam co znajduje się na końcu. Możliwe jest, że już tutaj byłam podczas mojej podróży po całym obiekcie.

— Czekam, aż Ornan rozniesie ten budynek — zaśmiał się Eiden popychając mnie w stronę drugiego chłopaka, który pojawił się znikąd.

Rozstrzęsiona Carla przez cały czas wpatrywała się we mnie przerażonymi oczami. Bała się tak bardzo, że i ja zaczynałam doznawać jej objawów. Gęsia skórka, kolejne niekontrolowane dreszcze i szybki oddech to tylko kilka z nich.

— Dlaczego miałby? — Zapytałam próbując dać sobie więcej czasu na ułożenie planu.

Byłam w głębokiej dupie, muszę to przyznać. Nie pierwszy i nie ostatni raz w moim życiu. Teraz jednak czułam, że mogę wyjść z tego cało. Z szybko bijącym sercem przekroczyłam próg drzwi wchodząc do znajomego pomieszczenia. W tych czterech ścianach jeszcze niedawno stałam otoczona przez kilku mężczyzn. To wtedy poznałam szalonego Eidena Moona i Deana jakiegoś tam. Ile bym dała, żeby cofnąć czas. Pakowanie się w kłopoty stało się dla mnie codziennością. Myślałam, że w szpitalu psychiatrycznym w końcu odnajdę spokój i zacznę poważnie myśleć o życiu. Tymczasem ja ponownie stałam w pustym pokoju z chorymi ludźmi.

— Nie przyszedłby tu gdybyś nie była ważna — stwierdził Eiden zamykając za nami drzwi.

Carla cały czas była przetrzymywana przez Deana, więc nawet nie mogłyśmy się przytulić na pożegnanie. Cholernie słabe położenie sprawiało, że chciało mi się jednocześnie płakać z bezradności i wołać o pomoc wiedząc, że i tak nikt nie przyjdzie. Zero okien, drzwi na klucz i pięciu mężczyzn wokół nas.

Ornan (Tom2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz