Rozdział 21: Ból istnienia

405 36 3
                                    

Mijały dni, miesiące i lata od kiedy pokłóciłam się z Ornanem Kenyonem. A właściwie to on pokłócił się ze mną. Bycie chujem nie jest zbytnio pożądaną cechą przez kobiety. Wiodłam szczęśliwe życie u boku Araba z Facebooka. Dziewięć miesięcy później urodziłam cudowne trojaczki, które nie dawały mi spokoju, krzycząc w nocy o północy. Życie pisze różne scenariusze. W moim wykonaniu powstał seans komediowy z dramatyczną postacią w roli głównej.

Żarcik.

Od godziny siedziałam na obsranej ławce w parku. Dwa razy spotkałam się z nieprzyjemnym komentarzem dotyczącym moich sterczących sutków. Z teraźniejszego punktu widzenia, stanik przydałby się bardziej mi, a nie Ornanowi. Mężczyzna przecież nie zamierzał udawać muchy, nakładając sobie miseczki na oczy. Westchnęłam jeszcze kilka razy, irytując ptaki wokół mnie, które postanowiły zafajdać ławkę obok. Posadzenie tyłka na gównie było zdecydowanie gorsze od świeżo pomalowanego drewna.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Byłam bardziej bezdomna niż zazwyczaj. Wrócenie do klubu Assex równało by się mojemu samobójstwu, a do matki i Rachel morderstwu. Spędzenie z nimi co najmniej dziesięć minut było tak samo toksyczne jak wypalenie całej paczki papierosów.

Chcąc nie chcąc podniosłam zdrętwiały tyłek od razu kierując się w jedyne miejsce, w którym byłam mile widziana. Tym sposobem dwadzieścia minut później byłam pod blokiem Asafa Lee, a kolejne cztery minuty później jadłam rosół z jego mamą. Wiedziałam, że chłopak nadal jest w klubie, więc postanowiłam zrobić mu niespodziankę i na niego poczekać.

— Więc skąd się znacie? — Zapytała starsza kobieta.

Zielone oczy, takie same jak Asafa śledziły uważnie każdy mój ruch, w razie gdybym chciała zamordować gospodynię widelcem we własnym domu. Uśmiechnęłam się promiennie, aby choć trochę rozluźnić atmosferę. Niecodziennie przyjmuje się bezdomnych ze sterczącymi sutkami. Dobrze, że nikt nie może zobaczyć, że nie mam majtek.

— A wie pani, takie tam gangi.

Zaśmiałam się, sięgając ręką po pieprz. Kobieta wytrzeszczyła oczy, przełykając w międzyczasie ślinę. Najwidoczniej mama Asafa była specyficzną osobą bez poczucia humoru. Mało prawdopodobne, że wiedziała o hobby swojego syna.

— Żartowałam. Chodzimy na kółko matematyczne. Kujony z nas — podniosłam w górę ręce w geście poddania.

Starsza kobieta zmarszczyła brwi nie komentując mojego zachowania. Kilka niezręcznych momentów później do kuchni wszedł Asaf Lee z tak samo zmarszczonymi brwiami jak mama. Uśmiechnęłam się na widok zaskoczonego chłopaka. Od kiedy Asaf postanowił mnie pocałować zrobiło się dziwnie. Bynajmniej w moim odczuciu. Wydawało mi się, że chłopak ma jakieś plany wobec mojej osoby.

— Co ty tu robisz?

Westchnęłam, kiedy chłopak z niezadowolonym pomrukiem odszedł w stronę kolejnego pokoju. Najwidoczniej nie miał zamiaru czekać na moją odpowiedź. Przeprosiłam mamę Asafa wstając od stołu. Zrobiłam kilka kroków w stronę brązowych drzwi, które zostały zamknięte przed moim nosem.

— Bardzo dojrzałe — przewróciłam oczami, próbując otworzyć drzwi. — Otwórz idioto.

Zamilkłam, gdy usłyszałam pełen dezaprobaty głos kobiety.

— Nie możesz tu tak wchodzić i napastować mojego syna.

Zmarszczyłam brwi, nadal trzymając dłoń na klamce. Starsza kobieta wpatrywała się we mnie tymi wielkimi zielonymi oczami, przekładając z prawej dłoni do lewej wałek do ciasta. Jeżeli jakkolwiek miałam umrzeć to tylko przez śmiertelne ciosy narzędziem kuchennym. Bóg najwidoczniej miał inne plany według mnie, dlatego drzwi po kilku sekundach się otworzyły, a we framudze stanął mój superbohater Asaf Lee. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Asaf nie okazywał negatywnych emocji. Zawsze był rozkojarzony, szczęśliwy albo rozkojarzony i szczęśliwy. Przygnębiona maska w ogóle mu nie pasowała.

Ornan (Tom2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz