Rozdział 15: Utrata nadziei

394 25 8
                                    

Nigdy nie wierzyłam w siebie.  Sądziłam, że nikt z taką mordą jak moja nigdy nie znajdzie sobie ani partnera, ani prawdziwych przyjaciół. Przez kilka lat byłam zerem podniesionym do potęgi setnej co nadal dawało zero, ale wyglądało bardziej przekonująco. Rachel Graham, która chcąc nie chcąc była moją siostrą od zawsze pragnęła zniszczyć mi życie. Zaczynało się od siostrzanych docinek, a kończyło na groźbach, którymi powinna zainteresować się policja. Rzecz jasna jak na mało rozsądnego człowieka nie mieszkałam się w sprawy wyższe. Wolałam być popychadłem i się nie odzywać, bo strach tak bardzo lubił rządzić moim życiem. Jeżeli oglądacie Discovery Chanel to zdajecie sobie sprawę, że nasz mózg jak i ciało potrafi przystosować się do najbardziej prymitywnych warunków. Mogę dalej pierdolić jak pokrzywdził mnie los lub przedstawić wam kolejną moją historię,  najbardziej pojebaną ze wszystkich.

Poniedziałek dwudziestego ósmego września zaczął się niezwykle przyjemnie. Rano przyszedł do izolatki strażnik oznajmiając, że powinnam spędzić trochę czasu z ludźmi. Eh, gdyby tylko wiedział co robiłam w nocy wysłałby mnie do Azkabanu.

— Dlaczego mastrubujesz się do lisa ze Zwierzogrodu? — Podniosłam brew widząc blondynkę, która okrężnymi ruchami masowała swoją myszkę.

Carla widząc mnie od razu wstała z krzesła próbując mnie przytulić. Zmarszczyłam nos czując odór zgniłej ryby. Najwidoczniej w ramach protestu blondynka postanowiła przestać dbać o higienę intymną.

— Ale czad, w końcu jesteś. Dasz wiarę, że nie miałam z kim rozmawiać? — Zapytała Carla podciągając za duże spodnie, przez które zazwyczaj każdy mógł zobaczyć, że dziewczyna nie nosiła bielizny.

— Niemożliwe — uśmiechnęłam się kiedy blondynka fuknęła siadając na wcześniejszym miejscu.

W bawialni nadal było chujowo. Zauważyłam jednak, że teraz grane są inne bajki. Zwierzogród? Dobre sobie.

Westchnęłam cicho zajmując miejsce obok blondynki. Zmarszczyłam brwi kiedy strażnik Jamie zawiesił na mnie spojrzenie o kilka sekund za długo.

— Działo się coś beze mnie? — Zapytałam Carli, która zafascynowana bajką nie odrywała wzroku od ekranu telewizora.

W nocy padła mi bateria. Nie miałam teraz żadnego kontaktu z Ornanem Kenyonem, jak i Asafem. Nie mogłam oglądać słodkich kotków w internecie i memów z baby yodą, które powodowały u mnie pozytywne emocje. Przez ten czas zrozumiałam, że jestem w totalnej dupie. Gdzieś po korytarzach chodzi Eiden Moon razem ze swoją watahą, tymczasem ja siedziałam w bawialni razem z przyjaciółką nimfomanką. Bez żadnej armii, broni i ostrych zębów. Byłam dosłownie goła i niewesoła.

— Zezwolili na dzisiejsze odwiedziny. O godzinie jedenastej udamy się do pokoju wizyt — uśmiechnęła się blondynka wyciągając dłoń ze spodni. Klasnęła w dłonie szczerząc się tak, że mogłam zobaczyć w których zębach miała plomby.

— Dlaczego? Podobno mamy odciąć się od świata zewnętrznego — mruknęłam w odpowiedzi przypominając sobie słowa kobiety z recepcji, która uznała, że ignorowanie toksycznych ludzi będzie dla nas najlepszą opcją. Nie określiła dokładnie kogo mamy unikać, a słowo "toksyczny" niewiele mi mówi.

Ornan Kenyon był toksyczny? Jak cholera. To najbardziej zdrowo popieprzony człowiek na świecie. Sadysta, dupek i słodkie małe bobo, które potrzebuje całej uwagi.

— Nie wiem, nie ja ustalam zasady — stwierdziła blondynka przenosząc spojrzenie z powrotem na telewizor.

Była godzina dziesiąta. Dzisiejszy dzień zupełnie nie różnił się od pozostałych. Niby kto miał mnie odwiedzić? W ogóle jestem ciekawa czy personel poinformował o tym naszych bliskich. Carla miała telefon, więc mogła zadzwonić do rodziców i przekazać im o dzisiejszym spotkaniu. Mój był rozładowany, więc chuja mogłam.

Ornan (Tom2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz