8

2.7K 176 32
                                    

Naciskam klamkę i wchodzę do sypialni, mając do końca jeszcze nadzieję, że może go tu zastanę, jednak moja nadzieja prysła szybko niczym bańka mydlana.

I tu było pusto...

Łóżko równo pościelone, zupełnie jakby nikt na nim nie spał.
Do tego ani śladu porozrzucanych ubrań... i butów...

Marszczę brwi, wracając znów do salonu.

Jeszcze raz omiatam pomieszczenie wzrokiem jakbym liczył nie wiem na co? Że nastolatek nagle wyskoczy zza sofy i krzyknie: "nabrałem cię!"

Naiwne myślenie Patrick... -ironizuje sam do siebie, przeczesując nerwowo włosy.

Co jest? Czyżby po wczorajszej rozmowie naprawdę zwiał? Przecież nie może! Podpisał dokumenty! Dziecko jest moje!
Zresztą... według prawa jest to nielegalne. Gdyby to się wydało, od razu poszedłbym siedzieć

Cholera! -klnę pod nosem coraz bardziej zirytowany, a jednocześnie strasznie bezradny.

Co powinienem zrobić? Nawet nie wiem gdzie go szukać? Od czego zacząć...

Gdy już oswoiłem się z tym, że to on urodzi mojego syna... mój syn... czyżbym... czyżbym naprawdę miał go nigdy nie zobaczyć? Na tą myśl, coś boleśnie ściska mnie w klatce piersiowej.

Może trzeba było smarkacza zamknąć na cztery spusty! -przechodzi mi przez głowę szatański pomysł, ale zaraz go odrzucam, bo zdaję sobie sprawę, że jest to niedorzeczne.

Obecność nastolatka mnie irytuje, ale jego brak doskwiera mi jeszcze bardziej.
Nawet nie przyszło by mi do głowy, że kiedyś będę się tak czuł.

Mijają kolejne minuty, a jego wciąż nie ma...

A może poszedł na spacer? Może... ale czy nie powinien już wrócić? Z każdą chwilą wpadam w coraz większą panikę, czując, jakby grunt usuwał się spod moich nóg. Czuję jakbym wpadał w samo centrum czarnej dziury z której nie ma wyjścia.

Krążę niespokojnie po pokoju, znów próbując się do niego dodzwonić, ale po raz kolejny włącza się automatyczna sekretarka.

Chowam komórkę do kieszeni i podchodzę do okna, opierając dłonie o parapet i spuszczam głowę, ciężko oddychając.

Gdy znowu ją podnoszę, wtedy... go zauważam!

Czym prędzej wybiegam z mieszkania i przeskakując po dwa stopnie, w ekspresowym tempie znajduje się na dole. Przechodzę przez ulicę i widzę, że stoi przy nim mały chłopiec, około pięcioletni, a niedaleko stała pewnie jego matka, przyglądając się im z uśmiechem.
Alex kuca przy nim i coś mu tłumaczy, a dziecko słucha go w dużym skupieniu.

Zwalniam kroku, gdy upewniam się, że wszystko z nim w porządku.

Nagle blondwłosy mnie zauważa i podnosi szybko. Chłopczyk podąża za jego wzrokiem i gdy jasnowłosy mówi coś do niego, wtedy biegnie w kierunku swojej mamy.

Nie wiedziałem, że ma taki dobry kontakt z dziećmi... zresztą... niewiele o nim wiem...

Ale doskonale wiem, że ma uparty charakter i jak się czegoś uprze, to nie ma bata, że da się przekonać. Chociaż nie... na jedzenie niektórych warzyw dał się w końcu namówić... no może nie po dobroci, ale też się liczy, nie?

- Szukałem cię -od razu zaczynam z lekką pretensją w głosie, próbując wyrównać oddech -nie było cię w mieszkaniu i nie odbierałeś telefonu.

Chłopak spuścił głowę i spojrzał w dół.

- Telefon mi się rozładował... -sięgnął do kieszeni spodni po komórkę.

Nie wszystko na sprzedaż/yaoi18+/mpregOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz