•12•

13 5 1
                                    

Siedziałem na krześle leżąc torsem na biurku. Patrzyłem na pokój, który zdążyłem z samego rana posprzątać. Westchnąłem ciężko nie wiedząc co robić. Myślami poszedłem do Johna. Dzisiaj czasem nie wraca Charles?

Odchyliłem się na krześle zaczynając huśtać. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. W głowie mam tętniąca życiem pustkę. Jęknąłem znudzony i odchyliłem się jeszcze bardziej. Oczywiście był to błąd. Wraz z siedzeniem poleciałem do tyłu. Mój wzrok spoczął na suficie. Nie miałem żadnej ochoty na wstawanie.

-Może wziąłbyś się do roboty? - do moich uszu dobiegł cichy śmiech.

-Popadam w paranoję. Rozmawiam z duchem.

-Hej! Ten duch to Twoja żona - fuknęła.

-Co ja mam zrobić?

-John, ani nikt ze Lśniącej Straży nie może się dowiedzieć o tym, że Ci się ukazuje.

-Bawisz się w drugą Carle? - zaśmiałem się.

-Nev! Nie mam czasu - mruknęła.

- Kogo mam prosić o pomoc? Mam zrobić to sam? - spojrzałem na jej postać.

-Słu_

Zniknęła. Tak po prostu. Podniosłem się i odstawiłem krzesło i walnąłem się na łóżko. Westchnąłem w poduszkę i przeczesałem włosy palcami.

-Lance - pisnęła boleśnie.

Imię to powtórzyło się w mojej głowie kilkadziesiąt razy. Podniosłem się od razu i wyszedłem z pokoju natykając się na Zoe. Serio? Ominąłem ją biegnąc w stronę pokoju smoka. Zapukałem energicznie w drzwi. Odpowiedziała mi cisza. Moja dłoń znów zatknęła się z drewnem. Do moich uszu dobiegł dźwięk przekręcania zamka. Wepchałem się do środka. Mężczyzna spojrzała na mnie zdziwiony nawet nie wiedząc co powiedzieć.

-Musimy pogadać.

-Słucham Cię uważnie.

-Musisz mi pomóc uratować Leilę - odpowiedziałem pełen powagi.

-Ona czasem nie żyje? - uniósł jedną brew.

-Argh, długa historia.

-Mam herbatkę!

Uśmiechnąłem się mimowolnie. Usiedliśmy na łóżku. Dostałem filiżankę pełną brązowej cieczy o cudownym zapachu. Białowłosy spojrzał na mnie pytająco. Zacząłem mu wszystko opowiadać wraz ze szczegółami. Nie przerywał mi. Zdawał się zainteresowany. Kiedy skończyłem między nami zapadła chwilowa cisza.

-Musimy jakoś znaleźć miejsce jej pobytu - w końcu skomentował.

-Jak? Przeszukaliśmy wszystko jak się dało.

Trzeba wyciągnąć od Martina mapę z rozrysowanymi poszukiwaniami. Coś musiało zostać pominięte. Umknęło nam coś.

-Skąd niby mam ją wziąć?

-Zajmę się tym. Zaczekaj. Nie wychodź, nie otwieraj.

Opuścił pomieszczenie zatrzaskując za sobą drzwi. Jęknąłem przeciągle i zacząłem wodzić wzrokiem po pokoju. Całkiem ładnie. Trochę ciemno, ale przytulnie.

Wrócił jakieś piętnaście może dwadzieścia minut później. W dłoniach trzymał poskładany kawałek papieru. Zakluczył drzwi i podszedł. Rozłożył mapę na łóżku. Spojrzałem pytająco.

-Wystarczyło ją zagadać. Miała ją na wierzchu.

Skinąłem głową nie czując potrzeby odpowiedzenia. Zaczęliśmy analizować mapę, a mężczyzna znaczył coś na niej tuszem. W pewnym momencie jego oczy zaiskrzyły, a na papierze zrobił plamę tuszu.

-Tutaj - spojrzałem

-Na pewno? Skąd wiesz? - mruknąłem

-Nie wnikaj w moje mądrości i tak nie zrozumiesz. To prosta matematyka, kalkulacja i obeznanie w terenie.

-Słysząc "matematyka" się już wyłączyłem. Po prostu Ci zaufam.

-Mądrze. Nie zrozumiałbyś mnie, a ja zacząłbym gadać jak najęty.

-Cudnie.

-Jutro z samego rana masz stawić się pod bramą.

-Nie możesz teraz? - jęknąłem niezadowolony.

-Nie dyskutuj tylko idź spać - mruknął/

Życzyłem mu dobrej nocy i wróciłem do siebie. Wziąłem prysznic i położyłem się wlepiając wzrok w sufit. Moje serce biło szybciej. Bałem się, że mógł się pomylić, że to może nie wyjść, że mogę już jej nie uratować. Przewróciłem się na bok i westchnąłem. Odnajdę ją. Muszę.

--------
Do zobaczenia!
Wiem, że rozdział miał być w piątek, ale wypadło mi z głowy,
Przepraszam! Mam nadzieję, że mi wybaczycie sun! ^^

𝙽𝚒𝚎𝚙𝚛𝚣𝚎𝚠𝚒𝚍𝚢𝚠𝚊𝚕𝚗𝚒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz