Stałem pod bramą od jakiś trzydziestu minut. Zdążyłem w tym czasie sprawdzić mniej więcej dziesięć razy, czy wszystko mam. Szkoda, że nie podał konkretnej godziny. Mógłbym się czymś zająć, a nie stać jak ten debil. Nagle zauważyłem Lance'a przed sobą. Przywitaliśmy się i bez zbędnego gadania ruszyliśmy w las.
Przechadzaliśmy się ścieżką. Szczerze? Nawet nie wiem ile się tam idzie. Westchnąłem cicho widząc kolejne drzewo. Czemu las to tylko roślinki?
-Ile jeszcze? - jęknąłem w końcu.
- Chwila. Bądź cierpliwy.
Nudziło mi się. Bardzo. Pragnąłem tu i teraz ratować Leilę. Nie mogłem. Szedłem ze smokiem przed siebie. Moje serce rwało się, abym rzucił się biegiem, a nie spacerował. Jednak co mogłem zrobić? Bez chłopaka nic nie zrobię. Nie bez przyczyny to akurat on musi mi pomagać. Musi? Co by było gdyby odmówił? Jeżeli nigdy by nie spotkał dziewczyny?
Właśnie się tym zajmuje. Myślimy nad tym co by było gdyby. Nie potrafimy tego przewidzieć. Co jest to jest i nie będzie inaczej. Wiemy, że nie da się tego zmienić, a jednak nasze myśli są tym przejęte. Tylko po co? Równie dobrze moglibyśmy zająć się czymkolwiek innym. Nawet spędzić czas z drugą osobą. Nie. Wolimy zmęczyć się pytaniami, na które nie ma odpowiedzi. Nigdy nie widziałem w tym sensu, a jednak to robię. Trochę taki paradoks życiowy.
Nim się opamiętałem dostałem kuksańca w bok. Jesteśmy na miejscu. W okół nas polana, bagna, koniec lasu, jaskinia.
- Pospiesz się - usłyszałem szum.
Spojrzałem na mężczyznę. Ten sprawdził mapę i wyjął sztylet. Zaczął stopą badań teren. Nic. Gestem dłoni kazał mi iść za sobą. Zaczęliśmy kierować się w stronę groty. Woah, takiego oryginalnego miejsca przechowywania ciała nie widziałem. Czujecie tą ironię?
Po kilkudziesięciu minutach staliśmy przed jamą. Tak trochę nam zeszło. No cóż pewnie wampir wpadł w błoto. Jakiż to fart. Weszliśmy do środka odczuwając na skórze chłód. Powędrowaliśmy wyrytą w kamieniu ścieżką. Ciągnęła się prosto. Nie mając wyboru po prostu kroczyliśmy przed siebie.
Chwilę później przedostaliśmy się na wielką polanę otoczoną gęstymi chaszczami. Zwracam honor już myślałem, że znajdziemy ją w tej grocie. Szybkim krokiem przemierzyliśmy łąkę. Widząc kolejną jaskinię moja mina zrzedła. Naprawdę? Lance zauważając minę zaśmiał się cicho ciągnąc mnie za sobą.
To miała być misja ratunkowa, a w ogóle się tak nie czuję. Może serio to jakiś tandetny film? Albo sen? Serio powinienem się leczyć.
-Nevra. Ty się zmieniasz z uczuciami co pięć minut. To nie jest film, książka, sen, złudzenie. Naprawdę odzyskasz Leilę.
Zamrugałem kilka razy. Do mojej głowy doszły w szybkim tempie informacje. Serce zaczęło szybciej pompować krew. Moje ciało ogarnęło stres pomieszany z radością. Weszliśmy do jaskini. Swoją drogą to bardzo dużej. Nagle mężczyzna złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wpadliśmy w jakąś dziurę za kamieniem. Już miałem krzyczeć, ale uciszył mnie gestem dłoni. Mruknąłem tylko cicho pod nosem rząd przekleństw zabierając swoją dłoń.
Szybko zrozumiałem dlaczego to zrobił. Przez sam środek przebiegło stado Rawist, a cała kamienna konstrukcja zatrzęsła się. Uśmiechnąłem się delikatnie w podzięce. Ciekawe, czy jakbym umarł to odnalazłbym Leilę. Chyba wolę nie testować.
Grotę ogarnął spokój. Wyszliśmy z ukrycia. Zrobiliśmy paręnaście kroków. Zatrzymaliśmy się poprzez drobne kamienie u góry i dołu. Ciekawie Przetarłem go rękawem. Moim oczom ukazało się ciało mojej żony.
- Została zamordowana - mruknął Lance przyglądając się konstrukcji.
-D-Da się ją uratować, prawda? - zachłysnąłem się powietrzem.
-Myślisz, że przyszedłem tutaj, aby z Tobą pospacerować? Ratujemy ją - westchnął z podenerwowaniem.
-Tą wstęgą, tak?
-Tak - przewrócił oczami. - Musisz z nią coś zrobić. Nie mam pojęcia co.
-Coś wykombinuje.
Usiadłem na ziemi i wyciągnąłem z 'plecaka' czerwoną wstęgę. Przegryzłem wargę nie mając pojęcia co z nią zrobić. Wstałem i zacząłem obwijać nią kamień. Nic. Zacząłem ją przyciskać. Nic. Zacząłem błagać, oczywiście w myślach, o uratowanie jej. Nic.
- Idiota - usłyszałem cichy śmiech.
Fuknąłem cicho pod nosem. Lance wyszedł na polanę nie chcąc roześmiać się na moje marne próby. Dzięki za wsparcie.
W końcu złapałem wstążkę po obu końcach i przyłożyłem dłonie do zimnej powierzchni. Moja obrączka zaświeciła delikatnym światłem. To samo można było zauważyć w środku. Uśmiechnąłem się delikatnie i przyłożyłem do kamienia czoło.
- Przepraszam za wszystko. Mogłem Cię nie zostawiać. Zacząłem się poddawać. Nie sprzeciwiłem się Martina. Moje serce rwało się ku Tobie. Nie potrafię bez Ciebie żyć. Wróć do mnie... Albo zabierz mnie ze sobą. Jesteś moim jedynym sensem życia - zacząłem mówić szeptem. - Kocham Cię - poruszyłem wargami.
Oba pierścionki zajarzyły jasnym światłem, a wstęga rozciągła się zaczynając owijając barierę. W moich oczach zagościły łzy. Wszystko zgasło. Zapadła cisza. Spokój. Chwilę później usłyszałem pęknięcie. Całość rozpadła się na dwie połowy. Zacząłem odrzucać wszystko na bok. Na ziemi leży mój wilczek. Podbiegłem do niej klękając. Położyłem jej głowę na swoich kolanach. Łzy pociekły po moich policzkach. Zacząłem odgarniać jej włosy. Przyglądając się jej spokojnej twarzy. Jedyne na co mnie było stać to krzyk wołający Lance'a.
CZYTASZ
𝙽𝚒𝚎𝚙𝚛𝚣𝚎𝚠𝚒𝚍𝚢𝚠𝚊𝚕𝚗𝚒
RandomNic nie może trwać wiecznie, zawsze coś się spieprzy. Nigdy nic nie idzie dokładnie po naszej myśli. Życie pcha nas w różne sytuacje i różne drogi. Podsyła nam różnych ludzi, ale nie wolno nam się wszystkim przejmować. Lepiej kochać i cieszyć się pr...