•4•

31 10 8
                                    

Siedzę na łóżku i głaszczę Black'a. Po nim najbardziej widać tęsknotę. Reszta zwierzaków już powoli oswoiła się z brakiem swojej Pani. Może nie są w świetnej formie, ale zdecydowanie było gorzej.

-Tęsknisz prawda? - spojrzała na mnie. -Ja też. - polizał mnie po dłoni

Przejechałem dłonią jeszcze po jego łbie i zszedłem z łóżka. Wyszedłem z pokoju i przeszedłem do Kryształowej Sali. W pomieszczeniu przebywała cała Lśniąca Straż. Stanąłem prawie, że obok Johna i wlepiłem wzrok w Martina. Ziewnęła i zaczęła.

-Podobno w lesie widziano jakąś kreaturę. Mieszkańcy panikują. Sprawdźcie to. Potem powiem im co to było.

Nie dyskutowaliśmy. Po prostu wyszliśmy. Kilka minut później przed wejściem do puszczy. Valkyon podszedł na lewo, John środkiem, a ja prawą stroną. Machnęłam ręką i od razu odszedłem. Przechodziłem pomiędzy drzwiami, krzakami oraz innymi roślinami rozglądając się w najmniejszy szmer.

Przeczesywałem teren przez co najmniej dwie godziny. Rezygnując z dalszego szukania widzialnej postaci zawróciłem. Ostatnią część ścieżki przebiegłem. Stanąłem obok Valkyona czekającego na nas. Musimy czekać jeszcze na Eza. Ciekawe ile mu zejdzie.

*

-Kiedy on tu przyjdzie. - jęknąłem niezadowolony leżąc na trawie.

-Nie wiem. Pewnie zaraz. Nikt nie mówił ile mamy tam spędzić.

Przeczesałam włosy palcami. Następnie zacząłem turlać się po trawie z nudów. Jak długo można przeglądać krzaki? To tylko zbita kupa liści, nie więcej.

Wydawałem bliżej niezidentyfikowane dźwięki trzymając twarz w trawie. Białowłosy najzwyczajniej świecie siedział na kamieniu wędrując gdzieś wzrokiem.

-Czego tak leżysz? - usłyszałem szelest.

-Ezarel! Co Ty tam robiłeś? - podniosłem się otrzepując.

-No badałem teren.

- Cztery godziny? - uniosłem brwi w niedowierzaniu. - My skończyliśmy już dawno.

-Nie ważne. - burknął. - Idziemy?

Pokiwałem głową. Całą trójką wróciliśmy do Kwatery Głównej. Valk zdeklarował, że pójdzie do kitsune, aby powiadomić ją o tym co wiedzieliśmy. Czyli nic.

Spojrzałem przez okno. Słońce będzie dopiero zachodzić. Cofnąłem się i usiadłem przy toaletce Leili. Jeździłem opuszkami palców po białym drewnie. Sięgnąłem dłonią do szuflady. Akurat kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk pukania. Zaciekawiony podszedłem do nich i otawrłem.

Dzień dobry! - usłyszałem Merry'ego

-Witaj Merry. - uśmiechnąłem się delikatnie.

-Mamusia mówiła, że nie mogę pobawić się z Leilą. - mruknął smutno. - Pobawisz się ze mną? - uśmiechnął się radośnie.

-J-Jasne. Najpierw spytaj mamy, dobrze?

-Tak! - odbiegł

Czy chciałem z nim spędzić czas? Bawić się? Zdecydowanie nie. Jednak to tylko dziecko. Nie wie, czemu Leila nie może iść z nim. Jeżeli mogę czymś zająć myśli, przy okazji sprawić mu radość to dlaczego nie.

westchnąłem cicho i szybkim krokiem podszedłem do ogrodów. Moim oczom ukazał się chłopiec biegnący w moją stronę.

-Zgodziła się!

-To co chcesz robić?

-Może berek?

Skinąłem głową, a już po chwili ganialiśmy się po ogrodzie. Jak to wyglądało? Bynajmniej nie naturalnie. Mieszkańcy dziwnie na nas spoglądali. Patrzyli na mnie, a ich oczy przypominały pięciozłotówki. Chyba można kogoś uszczęśliwić pomimo braku go u siebie? Dlaczego dla nich jest to nierealne?

*

Zmęczony rzuciłem się na łóżko i jęknąłem w poduszkę. Pomimo braku jakichkolwiek chęci nie umiałem zasnąć. Wstałem i usiadłem na parapecie. Spoglądałem na rozgwieżdżone niebo.

Zeszliśmy razem po kamiennych schodach. Znaleźliśmy się na plaży. Przeszliśmy kawałek trasy brzegiem. Następnie usadowiliśmy się na kocu, który przyniosłem i rozłożyłem trochę wcześniej. Oboje położyliśmy się na palcach. Załączyliśmy swoje dłonie. Wzrok wlepiliśmy w piękne gwiazdy.

-Kocham Cię. - zamruczałem

-Ja Ciebie też. - dziewczyna ścisnęła nasze dłonie.

-Widzisz te gwiazdy? - zapytałem

-Tak. - mruknęła cicho

-Mówi się, że to dawni władcy. Faery, które zginęły. Osoby, które po prostu odeszły z tego świata. Sprawują nad nami opiekę. Jeżeli kiedykolwiek los chciałby nas rozdzielić spójrz w górę. One Cię pokierują.

-Nevra? - zapytała

-Tak? - mruknąłem

-Jeżeli tak by się zdarzyło. Los, by nas rozdzielił. Czekaj na księżyc w pełni. On Cie do mnie pokieruje. - uśmiechnęła się ukazując kły

-Nie pozwólmy nas nigdy rozdzielić. Zawsze się odnajdziemy. - splotłem nasze palce

-Zawsze.

Odwróciliśmy się twarzami do siebie. Zbliżyła się do mnie. Pocałowałem ją delikatnie. Już po chwili trwaliśmy razem w namiętnym pocałunku.

Moje oczy zaszły łzami. Każde wspomnienie, czy myśl o niej sprawia rozrywający pierś ból. Znów spojrzała w niebo.

-Czekaj na księżyc w pełni. - wymamrotałem sam do siebie.

-------------------

No to kolejny rozdział za nami, miłego wieczoru<3

𝙽𝚒𝚎𝚙𝚛𝚣𝚎𝚠𝚒𝚍𝚢𝚠𝚊𝚕𝚗𝚒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz