Rozdział 11

414 19 6
                                    

-Tato..
Przez chwilę zaniemówiłem. W tym czasie Scott i reszta stada podeszli bliżej.
-O Boże Stiles, synu to naprawdę ty. Jest tu Scott, Lydia, Derek, Kira martwimy się o ciebie. Nic ci nie jest?
Przez chwilę nic nie odpowiedział a gdy to zrobił słychać było jak bardzo drżący głos miał.
- Zabierzcie mnie stąd błagam.. Ja nie chce tu być, boję się.
- Zabierzemy cię. Musisz jeszcze tylko trochę wytrzymać
-Spróbuję
W tym momencie telefon wyrwał Scott
-Stiles boże tak bardzo cie przepraszamy, jesteśmy okropni i kurwa przepraszam cie bracie
-Hej Scoty nie musisz przepraszać. Każdy popełnia błędy. J-ja chce już tylko znowu was zobaczyć, ale teraz muszę już iść jak zobaczą, że dzwonię wtedy będz..
Wtedy połączenie zostało przerwane.

---------

Zostałem rzucony o ścianę.
-Kurwa, że musiałeś to być ty- wyszeptałem
- Już mówiłem Ci, że masz się mnie słuchać. Chłopaki Zabierzcie go do izolatki a jutro się z nim rozprawie.
Dwóch osiłków podnosiło mnie i wrzucili do pomieszczenia, za nimi wszedł on trzymając strzykawke z płynem usypiającym
- Nie rób tego proszę ja nie mogę usnąć
On tylko się zaśmiał
- Słodkich snów
- Nie rób tego j-ja będę posłuszny, ale błagam nie rób tego
Nie zważając na prośby wbił mi strzykawke w ramię. Powoli odpływałem
-Nie mogę spać - dodałem ostatkiem sił - a on zanim wyszedł skierował tylko do mnie słowo świr

MonsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz