27.

19.3K 485 7
                                    

Biorę list do ręki i czytam.
"Myślisz, że nie da się ciebie przechytrzyć. Grubo się mylisz, wielki Vincencie Moore. Mnie się to udało. Nie żyje dziewięciu twoich ludzi. Nie powiem, ja też paru w tym starciu straciłem, ale mam przejęty twój towar. Powiem ci też, że ta Evelyn jest piękną kobietą. Aż szkoda robić jej krzywdy, prawda?"
Na końcu listu było podesłane zdjęcie Evelyn z wczoraj. Nikt się nie podpisał. Nie podoba mi się to, że ktoś próbuje coś zrobić mojej kobiecie. Dopadnę tego sukinsyna i mnie jeszcze popamięta.
- Zawołaj do mnie Tommy’go. Będę u siebie.
- Dobrze szefie, już się robi.
Straciłem aż dziewięciu ludzi. Ktoś jest bardzo ciekaw, co to znaczy zadrzeć z Vincentem Moore. Niech się tylko dowiem, kto za tym stoi. Słyszę pukanie do drzwi. Mówię ciche "proszę", przez framugę wchodzi Tommy.
- Tommy, musisz znaleźć nowych ludzi i potrzebuję kogoś, kto będzie chronił Evelyn. Ktoś nam grozi a nie chcę, aby coś jej się stało i to przeze mnie. Nigdy na to nie pozwolę.
- Dobrze szefie. Oczywiście mogę mieć oko na panią Evelyn.
- To będzie najlepszy pomysł. Tylko potrzebujesz jeszcze kogoś. Nie chcę też, aby coś się stało tobie. Twoja dziewczyna by wtedy mnie zabiła. Więc nie chcę, aby nas pochowali, nie jeszcze.
- Dobrze. Już mam jechać do pani Evelyn?
- Tak, Tommy. Jedź do niej, nie chcę, aby coś jej się stało. Jest w biurze Bruna. Ma do mnie zadzwonić, kiedy skończy się pakować.
- Już jadę, szefie.
Wychodzi. Ja siedzę i czytam dokumenty. Ale nie mogę się skupić. Cały czas myślę, kto może chcieć źle dla mnie i moich interesów. Każdy w tym mieście zna swoje miejsce, nie wtrąca się swojego nos w nie swoje sprawy. Chyba, że przybyli jacyś nowi do miasta i jeszcze nie wiedzą, z kim zadarli. Siedzę tu już godzinę. Słyszę, jak telefon dzwoni. Wstaję podchodzę do okna i obieram, gdyż dzwoni Evelyn.
- Tak, skarbie?
- Już wszystko skończyłam. Możesz po mnie przyjechać.
- Tak, oczywiście. Za 10 minut powinienem być. Pójdziemy zjeść obiad.
- Pewnie, jestem bardzo głodna.
- Dobrze już się zbieram i jadę po ciebie.
- Czekam.
Wychodzę z magazynów kierując się do samochodu. Jadę pod firmę, w której już nie będzie pracować. Gdy już dojeżdżam, widzę samochód Tommie’go i wiem, że mojej kruszynce nic się nie stało. Zajeżdżam akurat, kiedy Evelyn wychodzi. Od razu wsiada. Daję jej całusa w policzek i odjeżdżam. Rozmawiamy na różne tematy. A najbardziej mnie interesuje to, co wczoraj powiedział ojciec mojej kobiety.
- Ty naprawdę miałaś się zaręczyć z tym gościem?
- Tak i on ma na imię Conor.
- Pamiętasz jego imię. Może on ci się podoba?
- Przestań, nawet tak nie mów. Wiesz, jaki on był. Nie dość że arogancki, zuchwały to i brzydki. Zawsze rozpowiadał, z iloma to on nie spał, a pewnie do tej pory jest prawiczkiem. Ciągle mówił, że za niego wyjdę. Oczywiście nikt w to nie wierzył, dopóki mój ojciec nie powiedział, że jak nie znajdę narzeczonego to on zostanie moim mężem.
- Nigdy na to nie pozwolę. Prędzej ja się oświadczę niż on za ciebie wyjdzie.
- Na to liczę.
Powiedziała to tak cicho myśląc, że nie usłyszę. Ale niestety kochanie, usłyszałem i już mam mały plan co do tego. Dojeżdżamy do restauracji. Wysiadam, otwieram drzwi samochodu od strony Evelyn. Wchodzimy do środka i zajmujemy wolne miejsca. Nie spodziewamy się, że ktoś nam przeszkodzi w spożywaniu posiłku.

Szef mafii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz