8-13 maja 1914 r.

7 1 0
                                    

/8 maja 1914 r., piątek/

Tatko opowiadał, że miał dziś kurs ze znamienitą damą. Przyjechała do Puław sama pociągiem z Lublina i kazała się wieźć pospiesznie do Kazimierza. I to bez żadnego przystanku w mieście na herbatę czy posiłek. Była wytwornie ubrana i wyglądała na dosyć zamożną. Opowiadała mu, że jest aktorką, że gra w sztukach teatralnych i że się nazywa Augusta Ohmencetter, a w Kazimierzu czeka na nią narzeczony Ewaryst Czarnecki. Wyjawiła mu, że jej pseudonim artystyczny to Maria Federowiczowa i że jest bardzo znaną aktorką. Tatko mówił, że miała niesamowicie długie piękne włosy, ale podczas podróży dała mu się poznać jako rozkapryszona kobieta i że mieć taką za żonę to skaranie boskie. Na te słowa mama się roześmiała i zdzieliła go ścierą po głowie i wszyscy się zaczęliśmy z tego śmiać.

Dziadek był dzisiaj w mieście niemal cały dzień. To mu się nie zdarza nazbyt często. Podobno w mojej sprawie, ale nie chciał wyjawić o co chodzi.

__________

/9 maja 1914 r., sobota/

Widziałem dziś proboszcza jadącego na swoim bicyklu, gdzieś w kierunku na Parchatkę. Ale automobil ciągle stoi pod kościołem tak, jak go nasze chłopy postawiły. Pewnie uszkodzenia są poważne i nie da się go łatwo naprawić.

Cały dzisiejszy dzień spędziłem dziś z Januszem chodząc po okolicznych nadwiślańskich łąkach i polach. No i był z nami też Kusy. Psisko się tak wybiegało, że jak wróciliśmy do domu to padł u progu niczym padnięty i nie ruszał się prawie przez kilka godzin.

W następną sobotę Janusz chce wybrać się na wycieczkę na pradawny zamek rycerski do Bochotnicy, ale tatko zapowiedział już wczoraj, że tego dnia pojedziemy wszyscy w odwiedziny do naszej familii w Iwanogrodzie. Nie byłem jeszcze nigdy na tym zamku, ale i u tej rodziny nie byłem też już od kilku miesięcy, a tam piękna twierdza jest. Zastanawiam się, co wybrać...

__________

/10 maja 1914 r., niedziela/

Dziś na mszy proboszcz nie wygłosił homilii, ale było za to długie kazanie, w którym odniósł się do wtorkowego zdarzenia w naszej wsi. Okazuje się, że automobil, który wywołał ostatnio tyle sensacji został skradziony jednemu z wpływowych letników przebywających w Kazimierzu Dolnym!

A było to tak. Na urlop do Kazimierza przyjechał w minioną niedzielę z żoną jeden z rosyjskich urzędników ministerialnych zamieszkały w Warszawie. Zatrzymali się w pensjonacie znajdującym się przy rynku. Pierwszego dnia zwiedzali miasteczko i wypoczywali nad Wisłą, drugiego pojechali do Nałęczowa, a w planach na kolejne dni mieli podziwianie uroków okolicznych miejscowości. We wtorek małżeństwo wybrało się na spacer wąwozami w okolice Bochotnicy. Zwiedzali tamtejszy zamek rycerski i kaplicę, z której ongiś rzekomo sam król Kazimierz III wykradał się podziemnym tunelem na romanse do swej żydowskiej ukochanej Esterki. No i ten urzędnik ze swą żoną przebywali tam właśnie na bochotnickim zamku do wieczora, podziwiali zachód słońca i wspaniałe widoki rozpościerające się na Wisłę. Automobil tymczasem pozostawiony był na kazimierskim rynku cały dzień. Tuż po południu zwrócił na niego uwagę pewien warszawski huncwot, który znany jest policji za swoje wcześniejsze niegodziwe dokonania, a na którego warszawscy mundurowi polują już od kilku miesięcy. Złodziejaszek zamierzał uprowadzić pozostawiony automobil, uciec nim do Siedlec i pozbyć się go za odpowiednią ilość rubli.

Planu nie udało się jednakże zrealizować, bo automobil został uszkodzony przejeżdżając przez naszą wieś i bez fachowej wiedzy nie można było go naprawić. No a widząc tragizm sytuacji ów złodziejaszek przedstawił się naszemu plebanowi jako właściciel tegoż automobilu, który spieszy do ciężko chorej matki do Warszawy. Nasz ksiądz uwierzył temu szelmie i wypożyczył mu swój bicykl, aby ten pojechał do miasta i zaopatrzył się w zapasowe części umożliwiające naprawę automobilu i kontynuację dalszej podróży. Ale ten parszywy kradziej zdawał sobie już wtedy sprawę, że sam nie naprawi pojazdu i że czas najwyższy się ulotnić. Będąc w Nowej Aleksandrii wypytywał miejscowych Żydków o możliwość dotarcia do Warszawy, Lublina czy Siedlec. Pojechał na stację Puławy, tam zostawił bicykl naszego proboszcza, a sam wsiadł w pociąg jadący do Warszawy.

Franciszek KowalskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz