18-27 lipca 1914 r.

3 0 0
                                    

/18 lipca 1914 r., sobota/

Dziadek zbudził mnie przed świtem i poszliśmy nad Wisłę. Wziąłem tylko dwie kromki chleba, posypałem cukrem i zalałem mlekiem. Śniadanie zjadłem w drodze nad rzekę. Gdy opuszczaliśmy łódkę na taflę wody było jeszcze ciemno. Rozpoczęliśmy połów.

Około południa wylądowaliśmy na lewym brzegu w okolicach Góry. Rozpaliliśmy ognisko i upiekliśmy dwie ze złowionych ryb, po jednej na każdego. O ile będąc na rzece dziadek praktycznie się nie odzywał i obydwaj zachowywaliśmy milczenie, o tyle teraz, siedząc na piachu i jedząc pyszną rybę, rozgadał się niesamowicie. Opowiadał o tym, co zobaczył w Iwagorodzie, co tam słychać u naszej rodziny w Rycicach. To najsampierw. Później znowu cofnął się w przeszłość i zaczął wspominać okres, kiedy walczył w powstaniu. Zdaniem dziadka może i ja będę miał okazję walczyć wkrótce w powstaniu przeciwko władzy caratu o wolną Polskę. Tak może być, jeśli Rosję znowu zaleje jakaś fala rewolucji czy wojna domowa. A zdaniem dziadka tak może być, bo od czasu zamachu terrorystycznego w Sarajewie to zaognia się sytuacja w Europie. No i dziadek też uważa, że wojna na Dalekim Wschodzie z Japończykami pokazała, że imperializm rosyjski ma wiele wad w dowodzeniu armią carską.

To, co dziadek mówi mnie niesamowicie zainteresowało. Tylko że ja nie wiem, czy poradziłbym sobie jako taki powstaniec, bo żem tak na prawdę nie strzelał nigdy z broni. Nie zabijałem. Nie znam się na wojaczce.

Słońce było już wysoko na niebie, kiedyśmy wrócili na naszą stronę brzegu. Połów był okazały. Mama się ucieszyła, widząc nasze łupy. Wieczorem zajmowałem się jeszcze końmi, gdy tatko wrócił do chaty. No i ganiałem się z Kusym. Dawno żem tego już nie robił, a to psisko jest kochane i pełne energii.

__________

/19 lipca 1914 r., niedziela/

Jak co niedziela byłem na sumie w naszym włostowickim kościele. Dziś z rodzicami i dziadkiem. Była i Helenka. Tak sobie pomyślałem, że zagadam do niej i może się umówię na spotkanie. Takoż i zrobiłem.

Po mszy wybiegłem pierwszy z kościoła, jeszcze nim ksiądz z ministrantami odeszli od ołtarza. Czekałem, aż wyjdzie ze świątyni. Jak zwykle była z rodzicami. Ukłoniłem się im grzecznie i przywitałem, a później zapytałem Helenkę, czy by miała czas porozmawiać ze mną, bo dawno się nie wiedzieliśmy od skończenia szkoły. No i ona przytaknęła nieśmiało. Uśmiech powędrował na mej gębie, a Helenka otworzyła te swoje piękne oczy tak szeroko i odgarnęła swe jasne włosy. I wtedy wtrącił się do dyskusji jej ojciec. Powiedział, że wieczorem wyjeżdżają na kilka dni w odwiedziny do swojej rodziny, która mieszka w Białej i że wrócą dopiero w najbliższą sobotę. To ja na to, że w takim razie w przyszłą niedzielę będę czekał tu pod kościołem po mszy i jak będzie Helenka miała wolę i rodzice się zgodzą to pójdziemy nad Wisłę na spacer, a później odprowadzę ją do Parchatki do jej domu.

Ojciec Helenki raz jeszcze zerknął na mnie i widząc najwyraźniej moją determinację oraz rozanieloną twarz swojej córki przykazał jedynie, abym nie zapomniał przez tydzień o złożonej właśnie deklaracji. A później całą rodziną odeszli w stronę swej wioski.

Obserwowałem ich, kiedy oddalali się w kierunku Parchatki. Dosyć krótko, bo za chwilę podeszli i moi rodzice z dziadkiem toteż razem wróciliśmy i my do naszej chaty. Później, jak mama dała nam już strawę, to pojechałem bicyklem do Natana, ale go nie zastałem. Takoż więc pojeździłem jeszcze trochę po wsi swoją nową maszyną, a później wróciłem i zająłem się końmi. Dziś miały wolne. Tatko nie zawsze wyrusza swą bryczką w niedzielę na objazdy. Tak zrobił i dzisiaj. Planowałem wziąć Kusego i później ruszyć konno na Mokradki, ale pod wieczór mgły na niebie pojawiły się ciemne i zaczęło padać, to w domu zostałem już do końca dnia.

Franciszek KowalskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz