/6 czerwca 1914 r., sobota/
Dzisiejszy dzień okazał się dla mnie niezwykle ciekawy. Byłem w Gołębiu. To taka wieś na trakcie do Iwanogorodu. Jedzie się tam ciągle wzdłuż Wisły, a w samym środku na placu stoi piękny kościół, co jest wyższy niż ten nasz włostowicki i wyższy od cerkwi puławskiej. Jutro coś więcej napiszę, bo skwar niesamowity jest, a po całym dniu spędzonym na słońce jakoś głowa mnie boli i czuję się zmęczony.
__________
/7 czerwca 1914 r., niedziela/
W kościele dziś na mszy asysta carskich żołnierzy była z nowoaleksandryjskiego garnizonu, a ksiądz modlił się o zdrowie i łaski dla Aleksandry Teodorówny, żony naszego cara Mikołaja II. Bo to wczoraj była rocznica jej urodzin.
Popołudnie spędziłem z kolegami nad Wisłą. Ćwiczyliśmy się m.in. w zapasach i w rzucaniu nożem do celu. Później wspominaliśmy naszą wyprawę do Janowca. Dowiedziałem się, że za tydzień w sobotę jest organizowany wyjazd bicyklami do Kazimierza.
Miałem co prawda dzisiaj zapisać tu w pamiętniku wczorajszą podróż do Gołębia, ale mi się teraz nie chce. Niedziela jest to i myślę sobie tak, że można sobie poluzować. Nawet Pan Bóg odpoczywał siódmego dnia. Jutro zrobię to, co mnie spotkało wczorajszego dnia.
__________
/8 czerwca 1914 r., poniedziałek/
Karczmarz wysłał mnie dziś na dzielnicę żydowską do szewca, co by mu ten naprawił chodaki. Później posłał mnie do pomocy kucharzowi i obierałem gar ziemniaków. No i końmi ponownie się zajmowałem.
A co do tej sobotniej podróży do Gołębia to jedzie się tam traktem od Puław, cały czas wzdłuż Wisły. Po lewej jest rzeka, po prawej las. I tak cały czas od Wólki Profeckiej aż do samiutkiego Gołębia. Jadąc furmanką mijaliśmy maszerujących od strony Dęblina żołnierzy. Ze dwie kopy ich było, może więcej. Pewnie z iwanogrodzkiej twierdzy szli. Pod samym Gołębiem na łąkach pasły się konie i krowy.
Furmanką powoził Józek. On ma jakieś 40 lat, pochodzi z Końskowoli, a w przeszłości też służył w wojsku carskim. Nawet brał udział w wojnie z Japończykami i tam trafiła go rykoszetem w nogę zbłąkana kula. Teraz kuśtyka trochę na lewą nogę, ale nie daje po sobie tego poznać. Trudno spostrzec, że coś mu dolega. Józek pracuje u karczmarza od kilku lat.
Podróż do Gołębia była przyjemna. Jechaliśmy pustym wozem, a stamtąd zabraliśmy kilka worków kartofli i beczek z kapustą kiszoną. To wszystko oczywiście dla karczmarza, bo on poza swoim zajazdem też trochę handluje, głównie z miejscowymi Żydami.
Gołąb to całkiem ładna wioska. Wszystkie domy niemal takie same, nawet tak samo pomalowane. Ludzie zwyczajni, prości, podobno też pobożni - tak mówi Józek. No a najbardziej podobał mi się ten strzelisty kościół. Tam za nim jakiś jeszcze budynek stał, podobny do grobowca, ładne miał zdobienia i figury. To pewnie jacyś święci albo aniołowie, ale dokładnie nie wiem, nie pytałem Józka o to, a byłem zbyt daleko, by się przyjrzeć i rozpoznać. Bo my tam byliśmy tak po ten towar i na oglądanie nie było za wiele czasu. Tutaj w Gołębiu to była dawniej bitwa, co mi się przypomniało dopiero dzisiaj, jak to teraz piszę, bo dziadek mi kiedyś opowiadał o tym. Szwedzi się tu bili z polskim rycerstwem i to była wielka bitwa.
__________
/9 czerwca 1914 r., wtorek/
No to mam dylemat... W tą sobotę jest z Puław rajd bicyklami do Kazimierza Dolnego, a ja tego dnia pewnie znowu będę musiał być w pracy. Chciałbym się tam wybrać i zobaczyć rycerski zamek, lecz dopiero co przecież zacząłem zarobkowanie w karczmie i nie wiem, czy gospodarz mnie puści na wolne. A jak mnie wyrzuci z roboty to dziadek się niemiłosiernie rozsierdzi. Co zrobić?
__________
/10 czerwca 1914 r., środa/
Pół dnia kopałem doły z Józkiem i jeszcze z takim jednym tam za karczmą.Robiliśmy drenaże nawadniające owoce i warzywa w sadzie. Tak jak kiedyś w szkole ręka bolała mnie od pisania, tak teraz od machania łopatą. No ale teraz rosnące tam pomidory, ogórki, sałata, rabarbar i agrest będą miały lepszy dostęp do wody. Sprytne to rozwiązanie takie przekopy podziemne, ale namachać się trza sporo.
Nie było jednak tak źle. Jak skończyliśmy robotę to dostaliśmy niezłą michę żarcia. A podczas jedzenia ja z Józkiem przeglądaliśmy gazety i czytaliśmy na głos, co tam się dzieje na świecie. Ten trzeci taki małomówny i nie umie czytać, ino do gorzałki ma chęć, ale karczmarz zabronił mu podawać alkoholu.
__________
/11 czerwca 1914 r., czwartek/
Odkąd zacząłem pracować w Puławach to w domu mało bywam i przeważnie tylko sypiam i jem posiłki. Nie za często też rozmawiam z mamą i z dziadkiem, a tatę to widuję tylko późnym wieczorem. Teraz taka pora, że każdy pracuje ile można, aż do kresu sił i do zmroku. Tak trzeba, dziadek zawsze powtarzał, że jest czas na pracę i czas na odpoczynek.
Dziś w karczmie było czyszczenie kominów. Przyszedł kominiarz i coś tam majstrował najpierw na dachu przy kominie, a później w piecu i w kominku. Przytrzymywałem mu drabinę żeby nie zleciał, bo coś mi się zdawało, że jakiś mocniejszy trunek ów jegomość wypił z samego rana. Albo on głupi jełop, albo już tak ma. Żeby tak po pijanemu wspinać się na wysokości.
Józek dziś pojechał z takim jednym do Końskowoli po jakieś sprawunki. Musi po jakiegoś żywca, bo rano rozmawiali coś o kaszance i pasztetowej. A mnie karczmarz wziął na spytki o Włostowice. Wyczytał we wczorajszym numerze "Ziemi Lubelskiej", że zarząd pocztowy wspomaga finansowo zakładanie prywatnych stacji pocztowych we wsiach. A u nas we wsi nie ma przecież, więc on wpadł na pomysł, że skoro w jego zajeździe zlikwidowano stację pocztową, a nadarza się okazja, to ufunduje taką we Włostowicach. Pytał o sołtysa i o księdza, pytał o sklepiki jakie mają Polacy i czy więcej jest naszych czy tych starozakonnych.
Później ja sobie czytałem tę gazetę. Najbardziej mnie zaskoczyła wzmianka na ostatniej stronie, że we Francji spadł śnieg. W czerwcu! I tam w Paryżu śnieg zalega teraz na ulicach. Niesamowite! Pytałem się jeszcze karczmarza o jedną rzecz, której nie zrozumiałem w tej gazecie, ale on się tylko zaśmiał, zakręcił wąsa i rozbawianym głosem powiedział, że jakby on taki pogrom robił to kiecki by wysoko uniesione były. A stało w artykule tak: "W Dublinie studenci Trinity College wpadli do domu związku sufrażystek i urządzili pogrom".
__________
/12 czerwca 1914 r., piątek/
Z samego rana uprzedziłem właściciela zajazdu, że jutro nie przychodzę do niego. Jakoś specjalnie się tym nie przejął, ino zapytał czy do dziewuchy się wybieram. Powiedziałem mu, że planuję wybrać się do Kazimierza Dolnego na tą wycieczkę bicyklami, którą organizuje tutejszy pop Jurij Tatarow. Odrzekł wówczas, że ten ksiądz w Instytucie Nowoaleksandryjskim wykłada literaturę rosyjską i że on lubi Polaków.
Lżej mi się zrobiło na sercu, że karczmarz się nie zezłościł na mnie. Pozostała jeszcze kwestia bicykla, bo ja swojego nie posiadam. Ale na to już miałem radę, bo dogadałem się wcześniej z Natanem i on pożyczy mi od swojego ojca. Także środek lokomocji mam zapewniony.
Tak się cieszę, że trafiłem na Puławach na ten afisz o wycieczce. Bardzo chciałbym zwiedzić ten zamek rycerski na wzgórzu kazimierskim. Wydaje się być większym niż ten janowiecki, tak przynajmniej odczułem to obserwując go z lewego brzegu Wisły podczas naszej niedawnej wyprawy do Janowca.
Dzień dzisiejszy minął mi dosyć szybko. Karczmarz nie trzymał mnie dziś za długo i znacznie wcześniej byłem w domu, niż to było w minionych dniach. Wziąłem ze sobą też wczorajszy "Kurjer Warszawski", co go zostawił jeden z gości nocujących w zajeździe. Tak żeby mieć co poczytać w domu. W gazecie na pierwszej stronie była informacja o zawodach hippicznych w Łodzi, wyczytałem też że w Stanach Zjednoczonych coraz więcej mówi się o kwestiach kobiecych w społeczeństwie, że w Albanii wybuchło powstanie i że we Włoszech nasilają się rozruchy i strajkują robotnicy.
__________
CZYTASZ
Franciszek Kowalski
Historical FictionPamiętnik nastoletniego chłopca żyjącego w wiosce pod Puławami w czasach I wojny światowej. Historia młodego żołnierza 1 Legionu Polskiego walczącego o niepodległą Polskę w wojennej zawierusze. Aktualne wydarzenia z życia Franka dostępne pod adresem...