14-18 maja 1914 r.

4 1 0
                                    

/14 maja 1914 r., czwartek/

W sobotę to chyba jednak pójdę z Januszem na ten zamek w Bochotnicy. On już namówił na tą wyprawę innych. Ma być Artem, Stefan i Józek od nas ze szkoły i jeszcze Franek - kuzyn Janusza, co mieszka w mieście. Ze wsi tu od nas to jeszcze Natan ma iść, także kompania wyśmienita. A pogoda w tym miesiącu wspaniała - codziennie świeci słonko i jest ciepło. Dziadek mówi, że ino deszczu trochę brakuje, bo wtedy drzewa się szybciej zazielenią, a na polu lepiej wszystko rośnie.

Dzisiaj pod wieczór, jak już tatko wrócił, to znowu obrządziłem koniki i później dosiadłem naszego bułanego. Pogalopowałem po łąkach na Kępie przy zachodzącym słońcu. Na Wiśle kilka małych łódek z zarzuconymi sieciami. A po drugiej stronie brzegu pasły się krowy. Ksiądz nam opowiadał kiedyś w szkole, że w tym miejscu onegdaj wypasały się właśnie te wielkie mamuty i miały wodopój.

Jakżem wrócił do chaty to wszyscy już szykowali się do snu. Tatko mi tylko napomknął, że ma dla mnie ciekawą historię od policjanta, którego dzisiaj przewoził ze stacji do miasta. Jutro ma mi opowiedzieć. Już nie mogę się doczekać!

__________

/15 maja 1914 r., piątek/

Ech, na obiecaną historyjkę od taty o policjancie muszę poczekać... Po tym, jak rano powiedziałem rodzicom, że jutro nie pojadę z nimi do Dęblina mama strzeliła mi strokami od fartucha po łbie, że aż uszy zapiekły. A tatko stwierdził, że w sumie to jestem dorosły i to moja decyzja, ale jego zdaniem na kolegów będę jeszcze miał czas, a rodzina jest ważna. Chwilę później poszedł przygotować powóz i tradycyjnie wyjechał na stację.

Umówiliśmy się z chłopakami na 8 przy cmentarzu żydowskim. Stamtąd mamy rozpocząć naszą wycieczkę do Bochotnicy. Biorę ze sobą Kusego. Jestem bardzo podekscytowany tą ekspedycją! Jeszcze nigdy nie byłem na zamku, widziałem tylko pałac w Puławach. Może tam na miejscu znajdziemy nawet pozostałości po dawnych bitwach rycerskich albo jakieś kości mamuta, takie jak ta w kościele, kto wie?

__________

/16 maja 1914 r., sobota/

Och! Jestem tak podekscytowany dzisiejszym dniem spędzonym z kolegami w Bochotnicy, że po powrocie do domu nie mam sił za wiele teraz pisać. Jest już wieczór, a ja po prostu padam ze zmęczenia... Tyle fajnych rzeczy się dzisiaj wydarzyło i mieliśmy ciekawe przygody. I tylko szkoda, że Natana z nami nie było.

Jutro niedziela, to po powrocie z kościoła przysiądę do pamiętnika i szczegółowo opiszę, co się dziś wydarzyło w trakcie naszej ekspedycji. Świat jest piękny i tyle ma tajemnic, a rycerski zamek w Bochotnicy kryje zapewne jedną z nich.

__________

/17 maja 1914 r., niedziela/

Dzisiaj spokojna niedziela, rodzice wrócili już z Dęblina i byliśmy na sumie. Ale za to wczorajszy dzień był dla mnie wyjątkowy. Pierwszy raz w życiu byłem na rycerskim zamku i pierwszy raz brałem ćmika. To była rewelacyjnie spędzona sobota w gronie kolegów.

Tuż przed godziną 8 przyszedłem w umówione miejsce. Przed kirkutem stał już Artem. Obok niego był inny chłopak, starszy, sądząc po ubiorze i wyglądzie również Ukrainiec. Idąc w jego kierunku zauważyłem, że rozmawiali i tamten mężczyzna wręczył mu jakieś niewielkie pudełko. Musieli się znać dobrze, bo co chwilę jeden poklepywał drugiego po ramieniu i się poszturchiwali. Chłopaki robią tak tylko, jeśli są ze sobą w dobrej komitywie.

Nim podszedłem do Artema to tamten jegomość już odszedł. Chwilę później przyszli Stefan i Józek, a od strony miasta Janusz ze swoim kuzynem Frankiem. Ponieważ było teraz dwóch Franciszków to na tego z Puław postanowiliśmy mówić Młody, bo był młodszy ode mnie. Czekaliśmy jeszcze tylko na Natana, który w sumie miał najbliżej, bo dom jego rodziców był obok cmentarza.

Franciszek KowalskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz