/1 lipca 1914 r., środa/
Józek i ja byliśmy dziś w Celejowie. Jechaliśmy przez Włostowice, Parchatkę, Bochotnicę i Wierzchoniów. Droga dosyć długa, więc był czas na pogadanki. Na szczęście grunt nie był już tak podmokły to i koniom lżej było prowadzić wóz z nami i miodem. Przejeżdżając przez Bochotnicę zwrócił moją uwagę duży młyn nad Bystrą. W Wierzchoniowie mijaliśmy kolejne dwa młyny wodne, a w Celejowie był za to piękny dworek i dawna papiernia książęca. Józek twierdzi, że jeszcze przed ostatnim powstaniem te wszystkie włości to należały do książąt Czartoryskich i że jego dziadek też pracował w tutejszej papierni. I chodził pieszo tu aż ze Starej Wsi pod Końskowolą.
Po tych deszczach to się zazieleniło na powrót wszystko. Ale i komarów więcej. Jak wracaliśmy to od Bochotnicy jechał z nami milicjant. Jechał bicyklem z Wąwolnicy, ale uszkodził koło i musiał iść pieszo. A że na powrót mieliśmy wolne miejsce na wozie to zabraliśmy go i jego bicykl i tak dotarł do Puław. Bardzo nam dziękował, bo podobno jakieś ważne rozporządzenia wiózł dla miejskiego magistratu. Co by to nie było to po chrześcijańsku jest pomagać człowiekowi w potrzebie, także właśnie to zrobiliśmy.
__________
/2 lipca 1914 r., czwartek/
W karczmie wpadł mi w ręce wczorajszy "Kurjer Warszawski". Niemal całe wydanie tej gazety było poświęcone zamachowi terrorystycznemu w Sarajewie i śmierci następcy tronu. Austriacy podobno mają wprowadzić lada dzień oblężenie całej Bośni i Hercegowiny, a Niemcy popierają działania austriackie. Znalazłem też sporo informacji o działalności kulturalnej zamordowanego księcia. W Sarajewie są zamieszki, a jutro w Wiedniu ma być pogrzeb arcyksięcia.
__________
/3 lipca 1914 r., piątek/
Postanowiłem, że część zarobku za pracę w zajeździe "Pod Pielgrzymem" przeznaczę na wycieczkę parostatkiem do Kazimierza Dolnego. Już od dłuższego czasu obserwuję, jak te statki suną po tafli wiślanej z zanurzonymi kołami i wielkimi kominami. To fascynujące, że tak duży statek nie tonie.
A jak już dotrę do przystani kazimierzowskiej to wybiorę się na zamek rycerski i na wieżę strażniczą. Stamtąd musi rozciągać się wspaniały widok. Może to będzie moja pierwsza samotna wyprawa nim wyruszę dalej w świat?
__________
/4 lipca 1914 r., sobota/
Wreszcie mam wolne i mogę odpocząć. Spałem prawie do południa i ani mama, ani dziadek mnie nie budzili. Aż dziw bierze, bo zawsze zganiali mnie z samego rana.
Idąc do piekarni po południu byłem świadkiem przykrego zdarzenia. Drogą od Parchatki w kierunku Puław jechał automobil. Na drogę wybiegło nagle kilkuletnie dziecko jednego z naszych sąsiadów. Szofer dostrzegł młodego człowieka na drodze, ale automobil nie zdążył wytracić prędkości i uderzył dzieciaka. Prędkość maszyny nie była jakaś duża, ale siła uderzenia okazała się śmiertelna. Automobil uderzył dziecko w głowę. Zmarło na miejscu.
Jak to zwykle w takich przypadkach bywa od razu zbiegło się pół wsi. Ludzie zaczęli pomstować i biadolić, matka tego dziecka płakała przeraźliwie, pojawili się i Żydzi i nasz pleban. Szofer również był w szoku, zarzekał się, że nie chciał spowodować śmierci dziecka, że to wypadek, że za późno zobaczył. Przykra sytuacja.
__________
/5 lipca 1914 r., niedziela/
Dziś w kościele moją uwagę przykuła wyjątkowo nie kość mamuta, ale Helenka. Nie widziałem jej od czasu zakończenia szkoły. Miała przepięknie upięte włosy w dwa warkocze. Gdy mnie zobaczyła, jak się gapię perfidnie na nią, uśmiechnęła się do mnie odgarniając długie jasne włosy znad czoła. Wyglądała jakoś tak inaczej niż w czasie, gdy chodziliśmy do szkoły. I jakoś tak cieplej mi się zrobiło wtedy w sobie, gdy tak na nią patrzyłem. Chciałem z nią później porozmawiać po mszy, ale odjechała z rodzicami wozem do Parchatki.
CZYTASZ
Franciszek Kowalski
Historical FictionPamiętnik nastoletniego chłopca żyjącego w wiosce pod Puławami w czasach I wojny światowej. Historia młodego żołnierza 1 Legionu Polskiego walczącego o niepodległą Polskę w wojennej zawierusze. Aktualne wydarzenia z życia Franka dostępne pod adresem...