30 maja - 5 czerwca 1914 r.

6 1 0
                                    

/30 maja 1914 r., sobota/

Cały dzień spędziłem pracując w polu przy zbiorach. Był ze mną dziadek. Mama po południu doszła z obiadem i już została z nami do końca dnia. Tatko natomiast powoził tradycyjnie, ale po niedzieli zapowiedział, że też przyjdzie na rolę.

Najciekawszą rzeczą, jaką się dowiedziałem dzisiaj, co mi powiedział dziadek, jest to że ten zamek w Janowcu zamieszkują duchy, które nocami straszą! To teraz już wiem, czemu on jest pusty i przeważnie nikt się do niego nie zapuszcza po zmroku. No to dobrze, że my się zwinęliśmy wczoraj spod tego zamku przed zachodem słońca.

__________

/31 maja 1914 r., niedziela/

Dziś Zielone Świątki! Cała wieś została przystrojona kwiatami i gałązkami brzozy czy tatarakiem z Wisły. Ładnie i kolorowo to wygląda, bo przy obejściach jest mnóstwo zieleni i barwnych kwiatów.

Tradycyjnie byliśmy całą familią na mszy, a później po obiedzie tatko wziął bryczkę i pojechał jak zwykle na stację do Puław czekając na pociąg popołudniowy.

Dzień szybko zleciał, ale najważniejsze, że odpocząłem.

__________

/1 czerwca 1914 r., poniedziałek/

Poniedziałek oznacza początek pracy w polu. Zapowiada się, że najbliższe dni spędzę w truskawkowym polu. To pole, na którym pracuję z całą rodziną należy do jednego z majętniejszych rolników włostowickich. Z tego co zaobserwowałem to sprzedaje on te czerwone owoce Żydom. Ale to nie są miejscowi Żydzi, nawet chyba nie z Puław. Może to kazimierscy albo Bóg wie skąd, tego nie wiem. Przyjeżdżają najętymi furmankami pod koniec dnia i zabierają od rolnika całe kosze i jadą dalej w kierunku Parchatki.

U nas we wsi to samych Żydów mieszka teraz niewiele. Większość przeniosła się do Puław, jak car nadał tytuł miasta. Dziadek opowiadał mi nie raz, że dawniej Żydów było we Włostowicach tyle co Polaków i Rosjan, albo i więcej nawet. Ale czasy się zmieniają. My tu z nimi w zgodzie żyjemy, po sąsiedzku, tak jak z prawosławnymi, nikt nikomu nie wadzi.

Dziś na polu to nawet tatko jest, a nie często się zdarza, aby odpuszczał kursy dorożką. Ale konie nasze przynajmniej se jeszcze dzień odpoczną. Mama i dziadek też pracują tu w polu. A poza tym jest jeszcze trochę miejscowych, na przykład Janusz z ojcem. Ale w polu to nie rozmawiamy za wiele, każdy skupia się na robocie.

Tutaj we Włostowicach to ludzie raczej mają przydomowe ogródki albo sady. Z pracy na roli utrzymuje się tylko część miejscowych. To pole, na którym dziś jesteśmy jest jednym z większych prywatnych w okolicy. Większe pola ma tylko puławski instytut. Ludzie we Włostowicach uprawiają też maliny, wiśnie, jabłka, gruszki, śliwki. Tatko twierdzi, że śliwek to jednak najwięcej rośnie w Kazimierzu Dolnym, a truskawki to się przeważnie uprawia za Górą, tam po drugiej stronie Wisły. I choć smakują mi te czerwone owoce to po takim dniu pracy cieszę się, że nie mieszkam właśnie tam za Wisłą.

__________

/2 czerwca 1914 r., wtorek/

Kolejny dzień pracy na roli. Słońce dopiekało dziś niemiłosiernie. Robota idzie mi coraz lepiej, wprawniejszy się robię w tym zbieraniu. No i zarobki lepszymi są tym samym dla naszej rodziny. Tatko to dziś już znowu powozi, ale dogadał się i wieczorem ma odwieźć jeszcze do kogoś tam swoim powozem zebrane dziś truskawki do Kurowa, także zarobek będzie ino do domu wróci już po zmroku pewnie.

Całe to zbieranie to taka praca przy której można podumać, więc mam czas na przemyślenia. Obserwując dookoła krzątaninę wszystkich tych ludzi w polu zacząłem się zastanawiać nad różnymi rzeczami, zrodziło mi się sporo pytań. Jak to jest na tym świecie, że ktoś ma władzę i rządzi, wydaje rozkazy innym, a reszta musi słuchać tych poleceń i je wykonywać? Jak to się dzieje, że jedni mają więcej, a drudzy mniej? Kto decyduje o tym, że rodzisz się chłopem albo carem? Czy za to wszystko odpowiada faktycznie Bóg? A jeśli jest jeden Bóg to czemu inne święta obchodzą prawosławni, inne my, a inne Żydzi? Jak to się dzieje, że świat jest taki, a nie inny, że jedni mają niebieskie oczy, a inni czarne? Czemu mamuty przychodziły pić wodę nad Wisłę akurat tutaj a nie w Warszawie? Czemu one wszystkie wyginęły, choć były większe niż słonie?

Franciszek KowalskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz