Rozdział 7

55 9 4
                                    


Kreta, Cain

Wieczór spędził w przemiłym towarzystwie pani kustosz, która wydawała mu się dziwnie znajoma, chociaż nie mógł jej nigdy spotkać. Ludzie byli tacy nietrwali, ich życie było takie krótkie, a on spędził ostatnie pięćset lat w zamknięciu i niewiele osób widywał. I żadna z nich nie była w pełni człowiekiem.

Diana wydała mu się nieco wycofana, jakby trochę nieufna względem jego osoby. Próbowała to maskować i gdyby był zwykłym śmiertelnikiem niechybnie by się na to nabrał. Ale on przeżył tysiące lat i nauczył się czytać między wierszami. Być może jego sposób wysławiania się, albo coś konkretnego, co powiedział, sprawiło, że wykiełkowało w niej ziarenko nieufności.

Nie próbował rzucać na nią hipnozy. Choć z pewnymi oporami, jednak zgodziła się na jego towarzystwo w wyprawie do Knossos. Na hipnozę przyjdzie jeszcze czas, jeśli zdecyduje się mieć ją pod swoim wpływem. Zostawił ją na nabrzeżu, w myśli notując, który jacht należy do niej. Nigdy nie wiadomo, jaka informacja może się przydać.

Noc spędził w barach Heraklionu, zażywając rozrywek i żałując wyjazdu z Nowego Jorku. Życie na Krecie nie było tak fascynujące jak niegdyś, kiedy Minos wyprawiał trwające wiele dni i nocy uczty, kiedy wino lało się strumieniami, a niewolnice były nie tylko piękne, ale też chętne. Teraz tylko kobiety pozostały takie, jak dawniej; turystki, które napotkał w barach, oddawały mu chętnie swoją krew i ciało.

Musiał niechętnie przyznać, że krew ludzi tutaj zasadniczo różniła się od tej, której próbował w Nowym Jorku. Jakby wolniejszy i mniej stresujący tryb życia wpływał na jej smak.

Cain oderwał się od szyi dziewczyny, z którą siedział w przytulnym, dającym pewną prywatność boksie, na obitej czerwonym welurem kanapie. Dwie równomiernie rozmieszczone ranki po ugryzieniu trochę krwawiły, przesunął więc po nich językiem, zbierając rubinowe krople. Potarł językiem o podniebienie, pozwalając esencji rozejść się po kubkach smakowych. Ślina, którą zostawił na szyi dziewczyny, przyspieszyła koagulację krwi, zasklepiając ranki.

Dziewczyna westchnęła. Cain widział jej przymknięte w ekstazie oczy i zastanawiał się, czy sam jeszcze kiedyś dozna tego obezwładniającego uczucia całkowitego spełnienia. Zamierzał dać jej chwilę, a potem pozwolić jej zaspokoić się w zgoła odmienny sposób.

Martwiło go, że do tej pory nie spotkał nikogo, kogo mógłby całkowicie bezpiecznie przemienić. Ludzie stali się... bardziej opanowani. Wielkie namiętności nie targały nimi tak, jak niegdyś. Nie wiedział, gdzie podziały się gniew i pycha. Niby wyczuwał je w ludziach, ale w zmienionej formie, która nie dawała mu pewności, że nie wróci do Domu Tajemnic w trybie natychmiastowym. Westchnął. Te nowe czasy bywały trudne do ogarnięcia dla kogoś, kto nie był na bieżąco przez ostatnie kilka stuleci.

Ranek przywitał go w hotelowej łazience. Ze wszystkich wynalazków ludzkości najbardziej podobały mu się kąpiele i samochody, ale o ile samochody wymagały jakichś zupełnie dla niego niepojętych umiejętności, o tyle z kąpieli pozwalał sobie korzystać przy każdej nadarzającej się okazji. Jego duża luksusowa łazienka w Domu Tajemnic prawie dorównywała tej w pięciogwiazdkowym hotelu, gdzie zatrzymał się po przybyciu na Kretę. Okręcając miękki czarny ręcznik wokół bioder, zastanawiał się, skąd mógłby znać Dianę. Kogo mogła mu przypominać?

Wszedł do pokoju, gdzie na łóżku wciąż spała dziewczyna z hotelowej restauracji. Obojętnie minął jej nagie ciało, z którego zsunęło się prześcieradło. Była bardzo blada, nad ranem ponownie dała mu swojej krwi i obawiał się, że jeszcze długo będzie w stanie letargu, zanim jej krew się nie odbuduje. Ale żyła.

NajstarszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz