Szwecja, Wielka Czwórka
Wszystkie drzewa w świetle księżyca wyglądały tak samo. Od kilku godzin kręcili się po lesie, szukając najstarszego wciąż rosnącego drzewa na ziemi, ale nie bardzo wiedzieli, jak go znaleźć wśród innych, wyglądających podobnie.
– Czy Bruce nie mówił, że ono rośnie na górze? – Willow zerknęła na Dianę, zanim wysłała impuls magii w stronę kolejnego drzewa, ale informacja zwrotna znowu nie była zadowalająca. Wokół rosło wiele starych świerków, ale żaden nie miał ponad dziewięciu tysięcy lat. – Według internetu rośnie w górach, na terenie rezerwatu Dalarna.
– Rozejrzyj się – żachnął się Spike. – Tu są wszędzie góry. To cholerna Skandynawia.
– Tam – Amazonka wyciągnęła rękę, wskazując na samotne drzewo na wzgórzu w niejakim oddaleniu. Czarownica pchnęła impuls magii w jego stronę, ale odpowiedź znowu jej nie zachwyciła.
– Stracimy tu mnóstwo czasu. Spike, do świtu masz trochę ponad godzinę, musisz wrócić do hotelu wcześniej. Weź ze sobą Buffy – wskazała na siedzącą na powalonym drzewie pogromczynię. Spike obejrzał się, a przez jego twarz przebiegł skurcz. Bez słowa odwrócił się, wziął ukochaną za rękę i podjął wędrówkę w stronę, z której przyszli.
Buffy próbowała robić dobrą minę do złej gry przez cały dzień, ale nocne wędrówki w niezbyt łatwym terenie wykończyły ją. Las nocą obfitował w wiele pułapek, doskonale widocznych w dziennym świetle, jednak, kiedy kolejny już raz potknęła się o niewidoczny w ciemności korzeń, postanowiła odpocząć.
Tego dnia nie otrzymała od przyjaciółki porcji energii i wyraźnie czuła jej spadek. W chwili, gdy Spike wziął ją za rękę i skierował w drogę powrotną do hotelu, marzyła tylko o tym, by położyć się spać i obudzić się dopiero wtedy, gdy wszystkie problemy już się skończą. Niestety, jej życie nie oferowało takich rozwiązań.
Miała mętlik w głowie. Z jednej strony, kiedy minął pierwszy szok, myśl, że mogliby ze Spikiem mieć dziecko, wspólne dziecko, sprawiała, że była najszczęśliwsza. Chociaż przecież nigdy nie myślała o sobie jako o matce, bo jej obowiązki pogromczyni nie dawały miejsca na takie ekstrawagancje, to teraz, stojąc niemal przed faktem dokonanym, miała w sobie tę pewność, że sprawdziłaby się na tym polu. Z drugiej zaś, rodzaj jej powołania, w połączeniu z potrzebą chronienia dziecka, przerażał ją, bo nie umiała sobie wyobrazić, jak by to miało wyglądać. No i dochodziła sprawa gatunku. Willow przypuszczała, że to będzie normalne dziecko, ale Buffy w swoim życiu miała okazję widzieć tak wiele gatunków różnych demonów, że biorąc pod uwagę sposób, w jaki doszło do obecnej sytuacji, była ostrożna w przewidywaniach.
Nie chciała też umierać po raz kolejny. Miała naprawdę dość poświęcania się za ludzkość i ciągłych powrotów, z których każdy kolejny był trudniejszy do zniesienia. Jej obecne życie było satysfakcjonujące; Spike i dom z wiecznie odnawianym ogródkiem. Jej praca konsultanta w policji i od czasu do czasu jakieś dodatkowe zlecenia, plus to, co przynosił Spike, dawało im wystarczającą ilość funduszy, by spokojnie przetrwać i by mogła wypełniać obowiązki pogromczyni. Nie umiała sobie wyobrazić, że mogłaby to stracić. Nie chciała tego tracić.
Diana długo patrzyła za odchodzącymi. Trochę zazdrościła im tej więzi; widząc ich, wracała myślami do Steve'a, zadawała sobie pytanie, czy też mieliby szansę zbudować taką więź. Życie między ludźmi, które prowadziła, bywało koszmarnie samotne.
Spoglądała na Willow, kręcącą się pośród drzew. Promień księżyca rozświetlił jej włosy, barwiąc je na srebrzysto, jej długa sukienka powiewała w podmuchach wiatru, bransoletki na jej nadgarstkach pobrzękiwały, kiedy unosiła dłonie, by wysłać kolejny impuls magii. W zabawny sposób zmarszczyła nos, gdy informacja zwrotna znowu nie przyniosła oczekiwanych efektów.
CZYTASZ
Najstarszy
FanfictionCain opuszcza swoje więzienie po 500 latach i niemal natychmiast zachodzi za skórę Dianie Prince, szerzej znanej jako Wonder Woman. Jednak mimo całej swojej siły, Diana musi prosić o wsparcie. A któż lepiej pomoże w walce z przedwiecznym wampirem, j...