Rozdział 16

30 6 0
                                    


Dom Sekretów, Vermont, Wielka Czwórka

Dom Sekretów prezentował się dość ponuro, a bardzo liczne wieżyczki i balkony, nadawały mu wygląd wielkiej ropuchy z brodawkami sterczącymi tu i tam. Długi podjazd ginął w mroku, a sąsiadujący z nim cmentarz sprawiał wrażenie prastarego. Kamienne sylwetki aniołów i świętych odbijały się na tle nocnego nieba, zastygłe z groteskowych pozach.

– Home, sweet home – mruknął Spike, wysiadając z auta.

– Prawda? Gdyby nie to ponure zamczysko z tyłu, mogłabym pomyśleć, że jesteśmy w Sunnydale – Willow odgarnęła rude włosy z twarzy, stając obok niego.

– Obejrzyjcie się – Diana dotknęła lekko ramienia czarownicy.

Drugi dom, ledwie widoczny w mroku po drugiej stronie cmentarza, był lustrzanym odbiciem tego, przed którym stali.

– Urocze miejsce – stwierdziła Buffy, przeciągając się. Przespała większość drogi z Bostonu, skąd wyruszyli około jedenastej wieczorem. Mimo snu miała podkrążone oczy i wcale nie wyglądała na wypoczętą. Giles zmarszczył brwi, gramoląc się razem ze swoimi księgami, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z kondycji pogromczyni.

Cała piątka wolnym krokiem przeszła podjazdem do drzwi, które mogły odstraszać samym swoim średniowiecznym wyglądem. Wysokie na dwa piętra, zrobione z ciężkich drewnianych bali, ze stalowymi okuciami, nie zachęcały do odwiedzin w tym dziwnym domu.

– W takich chwilach tęsknię za zamkiem w Szkocji – mruknęła Buffy, szukając dzwonka lub kołatki. Zauważyła stalowe kółko wmontowane w drzwi i wyciągnęła rękę, żeby zapukać, zanim jednak zdołała cokolwiek zrobić, wrota uchyliły się same.

– Brakuje tylko potępionego skrzypienia, żeby dopełnić wizerunku – zauważył Spike, popychając ciężkie skrzydło i śmiało wchodząc do ciemnego holu. Willow odruchowo wyczarowała świecącą kulę, zasługując na pełne podziwu spojrzenie Diany. Buffy mocniej chwyciła drzewce kosy. Ostatni wszedł do środka Giles, walcząc o to, by nie pogubić swoich książek.

Hol był ogromny. Czarownica wypuściła więcej kul, aby oświetlić całe pomieszczenie i ich oczom ukazał się ogromny witraż nad szerokimi kamiennymi schodami. Kolorowe szybki układały się w niezwykle szczegółowy obraz pięknej wyspy, na której wysokie kaskadowe wodospady konkurowały pod względem malowniczości z połyskującymi w słońcu białymi murami antycznych budynków.

– A niech mnie – szepnęła Buffy, wpatrując się w witraż z zachwytem.

– Themyscira – zduszonym głosem powiedziała Diana. Willow ze współczuciem położyła jej rękę na ramieniu.

W całym holu rozbłysły kandelabry, zalewając pomieszczenie ciepłym światłem.

– Themyscira! – Wysoki, tęgi mężczyzna w granatowym dwurzędowym garniturze z jasnoniebieską kamizelką schodził po schodach, rozkładając ręce, jakby chciał zaprezentować witraż za swoimi plecami. – Przepiękna, prawda? – Z jego jowialnego oblicza nie schodził uśmiech, nadając mu wygląd zadowolonego księżyca w pełni. – Ładne kule – zauważył, jakby mimochodem. Znajdował się już w połowie schodów, schodząc po nich powoli, jakby delektując się efektem, który wywołał.

Giles chrząknął.

– Wybaczcie. Lubię dramatyzm, a nie miewam zbyt wielu gości. Jestem Abel.

– A my... – zaczęła Buffy, ale pan domu przerwał jej.

– Znużonymi drogą wędrowcami. Zaraz pójdziecie do swoich pokoi, a rano porozmawiamy o tym, co was do mnie sprowadza. Dom was przyjął, więc czujcie się jak u siebie.

NajstarszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz