13

383 21 5
                                    

Taehyung odwrócił się jeszcze za siebie, oglądając ostatni raz szare ściany pokoju swojego przyjaciela i uśmiechnął się blado, czując jego dłoń na swoim ramieniu.
—Jeszcze raz przepraszam za te problemy i w ogóle. – mruknął, spoglądając na miętowowłosego chłopaka.
—Daj spokój, zajebiście było cię mieć w domu przez cały tydzień. Wiesz, że zawsze cię wpuszczę.
—Dzięki. – odparł cicho i opuścił przyjazny pokój, za którym miał ochotę płakać tuż po przekroczeniu jego progu, nie mówiąc już o bólu towarzyszącym mu kiedy to zamknął za sobą drzwi domu Mina z ciężkim westchnieniem. Prawdziwy ból dopiero na niego czekał, a mu wcale nie było do niego spieszno.

Taehyung odetchnął cicho, widząc śpiącego na kanapie rodzica, który nie wydawał się szybko budzić. Śpiąc nawet w połowie nie wyglądał tak strasznie, jak wtedy, gdy demolował dom, który niegdyś przepełniony był miłością. Cała ta przyjemna, rodzinna atmosfera zniknęła po śmierci pani Kim. Taehyung dostrzegał rany i siniaki na ciele swojej matki, widział pijanego ojca, ale starał się udawać, że wcale o tym nie wie, dokładając tym tylko kolejną cegiełkę do wieżowca budowanego z kłamstw i sekretów jego rodziny. Matka blondyna unikała nieprzyjemnych tematów, które jej dotyczyły, a próbowała naprawić, a raczej zatuszować jakiekolwiek znaki zła rosnącego w ich domu. Uczyła Taehyunga ważnych, życiowych wartości, starała się wychować go na lepszego człowieka od jego własnego ojca, tak bardzo nie chcąc, by szedł w jego ślady, by skończył tak, jak on. To ona sklejała obrazek wspaniałej rodziny z porwanych na części kawałków, które stale rozrywane były przez jej męża. Próbowała chronić swojego syna przed złem, którego sama doświadczała ze strony mężczyzny, za którego wyszła, odsuwała go po to, by zapewnić mu choć odrobinę bezpieczeństwa. Starała się uchronić go przed najgorszym, największym błędem, jakiego dokonała, jednak było to nieuniknione. Wiedziała, że zostawia Taehyunga samego, ale umierając miała nadzieję, że jej syn poradzi sobie ze wszystkim, bo tak go przecież wychowała. Wychowywała go na silnego mężczyznę.

Ale Taehyung nie miał w sobie nawet połowy tej siły, którą dała mu najważniejsza kobieta w jego życiu.

Kim wcale nie zdziwił się, widząc w domu większy bałagan niż w momencie, gdy go opuszczał. Nie dziwił go także odpychający odór dużej ilości alkoholu, tytoniu i potu, a wszystko to przez jedną osobę, która została sama przez cały tydzień. Te siedem dni przeleciało Taehyungowi w zabójczym tempie, najpierw wprowadzając go w ten przyjemny stan radości, by później gwałtownie uderzyć w niego brutalną rzeczywistością. Bolało. Bolało tak bardzo, że jedynym co zrobił Kim było ukrycie się pod swoją skopaną, zgniecioną pościelą i wypłakiwanie się w poduszkę, którą ściskał w swoich pięściach aż nie poczuł bólu od tak intensywnego ucisku i mimowolnie zamykających się powiek, wkraczania w swój świat, który dla wielu jest wybawieniem, choć nawet tam Taehyung wciąż miał koszmary.

Kim spał szokująco spokojnie. Mimo wszystkich jego problemów, tego akurat dnia był spokojny. Minął cudowny tydzień z dala od szkoły i jego rodzica, który po powrocie nastolatka drzemał na kanapie, nie stanowiąc żadnego zagrożenia. Taehyung miał tylko nadzieję, że po przebudzeniu nie wstąpi w niego cała ta złość, która kumulowała się w nim przez ostatnie siedem dni, gdy nie miał na kim jej wyładować. Bo jaki jest sens robienia awantury, jeśli nikt jej nie zobaczy?

Ze wszystkich dźwięków, które dochodziły z różnych stron, kiedy Taehyung spał, dopiero skrzypienie drzwi i silne uderzenia o drewniane panele, jakimi wyłożona była podłoga w jego pokoju, go obudziły. Nie zdążył otworzyć oczu, a na jego ramieniu wylądowała duża dłoń, której palce zaciskały się na mięśniach nastolatka, w tamtym momencie tak przerażonego, że jedynym co był w stanie robić, było patrzenie w rozwścieczone oczy swojego rodzica, który szarpał energicznie jego ciałem, wykrzykując zdania, nad którymi nawet się nie zastanawiał. I na nic zdały się próby wyrwania spod uścisku mężczyzny.
—Co ty sobie w ogóle kurwa wyobrażasz, co?! – wrzeszczał, nie zwracając uwagi na płacz i krzyki swojego własnego syna, którego tak okropnie w tym momencie ranił. Taehyung zacisnął powieki i wszystkimi swoimi siłami odepchnął od siebie rodzica, który tylko bardziej się zdenerwował.
—Zostaw! – krzyknął rozpaczliwie, zakrywając się rękoma, kiedy dostrzegł w dłoni ojca niewielki wazon, który stał na biurku nastolatka jako pamiątka po jego matce. Był czymś więcej niż tylko wazonem na kwiaty, a teraz zostały z niego tylko stłuczone odłamki po tym, jak mężczyzna w furii cisnął nim o ścianę tuż obok głowy blondyna. Jeongin szarpnął za nadgarstek swojego syna, podnosząc go gwałtownie, by wymierzyć siarczysty cios w jego lewy policzek.
—Pierdolony gówniarz. – splunął, odpychając od siebie chłopaka, który pod siłą pchnięcia uderzył plecami w ścianę, następne zsuwając się po niej, kiedy jego ojciec wychodził już z pokoju. Trzęsącymi się dłońmi Taehyung dotknął swojej twarzy i szyi, w której, jak się okazało, tkwił odłamek granatowego szkła, które jeszcze chwilę wcześniej było częścią pięknego, ozdobnego wazonu. Podniósł wzrok na uchylone drzwi swojego pokoju, nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło. Pomyślałby, że to koszmar, gdyby nie pulsujący ból w lewej części jego twarzy i krew spływająca po jego skórze. Jego ojciec go uderzył. Pierwszy raz w całym jego życiu jego rodzic zranił go fizycznie. Nigdy przedtem nie podniósł na niego ręki, dlatego gdy to zrobił, bolało to bardziej niż jakikolwiek inny cios.

Taehyung wsunął między swoje wargi trzy maleńkie, białe tabletki, popijając je wodą. Opadł bezwładnie na łóżko i stęknął cicho, czując ukucie bólu w plecach. Ułożył się w pozycji, w której najmniej go odczuwał i zamknął oczy, modląc się cicho, by kolejnym razem, gdy się obudzi, nie było to tak nieprzyjemne i bolesne.
—Niech będzie normalnie. – wyszeptał w momencie, gdy spod jego powiek wypłynęły dwie słone łzy, zostawiając po sobie wilgotne strużki. Sen był dla niego pewnego rodzaju wybawieniem, bo chociaż wtedy mógł zapomnieć o wszystkich przykrych chwilach i wydarzeniach, których doświadczył w życiu zdecydowanie zbyt wiele. Czym sobie zasłużył? Był tylko samotnym dzieciakiem bez matczynej miłości i jej delikatnych ramion, które otulały go za każdym razem, gdy stało się coś złego. Chciał być lepszy niż swój ojciec i początkowo wychodziło mu to bardzo dobrze, jednak po utracie matki, stracił też jakąkolwiek motywację i chęci. Chęci do bycia kimś. Liczyło się już tylko przetrwanie.

Crime	✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz