22

373 17 4
                                    

Taehyung wpakował do bagażnika kolejną wypchaną po brzegi torbę i westchnął ciężko.
—To już wszystko. Dziękuję, hyung. – oznajmił Jimin, przytulając się do boku przyjaciela.
—Nie ma sprawy. Pomogę Ci to rozpakować, co?
—Nie trzeba. Jihyun nam pomoże. Poza tym, mówiłeś, że masz niedługo swoją zmianę. Leć już. – uśmiechnął się, klepiąc starszego po ramieniu.
—Mam jeszcze czas. Jak się czuje Jisung?
—Wydaje się być szczęśliwy. Obudził mnie wcześnie rano i gonił mnie do pakowania się. Trochę się martwię, bo na pewno też się trochę boi, ale rozumie, że to dla naszego dobra. – odparł, przenosząc swój wzrok na chłopca, bawiącego się samochodzikami z kolegą z sąsiedztwa i uśmiech sam wkradł się na jego usta. Taehyung również spojrzał w tamtym kierunku i skinął lekko głową, obserwując bawiące się dzieci.
—Zadzwoń do mnie jak będziecie u Jihyuna, dobrze? Jak będziesz potrzebował pomocy, to przyjadę i pomogę wam się rozpakować.
—Nie jestem już małym dzieckiem, hyung. Damy sobie radę. – zaśmiał się cicho, spoglądając na blondyna, który nagle zgarnął go w swoje ramiona, przytulając mocno.
—Tak się cieszę, że to mówisz.
—Idź już, Tae. Spóźnisz się do pracy.

Taehyung z tacką zmierzał do stolika numer osiem, zerkając na kubki wypełnione kawą, która z każdym jego krokiem przelewała się z jednej strony na drugą. Nie mógł iść za wolno, bo nie tylko klienci, ale i pracodawca i reszta pracowników, zdenerwowaliby się. Dlatego szedł trochę szybszym niż normalnie krokiem, pilnując kątem oka, czy czasem żadna kropelka napoju się nie rozlała. Nagle potknął się o coś, co stanęło na jego drodze i okazała się być to noga dość niskiego chłopaka o włosach w odcieniu mocnej czerwieni. Wskutek jego upadku, kawa z obydwu kubków wylała się prosto na koszulę jednego z klientów, a ciasto na talerzyku obok rozbryzgło się na podłodze.
—Taehyung! – krzyknął Hoseok, biegnąc do leżącego na kafelkach blondyna. —Co się stało? – spytał, machając ręką do innego pracownika. Kim podniósł się na łokciach i wrogim spojrzeniem obdarzył złośliwie uśmiechającego się czerwonosłosego chłopaka.
—Potknąłem się o krzesło. – odparł bez namysłu. Zamierzał wyjaśnić tę sprawę samemu.
—Jezu, ty niezdaro. – westchnął, pomagając wstać blondynowi, który powstrzymał się od głośnego krzyku, kiedy ujrzał, że mężczyzna, który został oblany kawą to nie kto inny jak Jungkook.
—Najmocniej przepraszam! Boże, jestem taki niezdarny. Cholera, co mogę dla pana zrobić? – zaczął panikować, podając brunetowi chusteczki. Ten tylko uśmiechnął się delikatnie, podnosząc lekko głowę, by spojrzeć w spanikowane i zdenerwowane oczy nastolatka.
—Daj mi swój numer. – odpowiedział, patrząc się łagodnie na twarz Taehyunga, która z zdenerwowanej zmieniła się w zszokowaną.
—Słucham?
—Zapytałeś, co możesz dla mnie zrobić. Chcę twój numer.
—Tak, pewnie. – mruknął, przeszukując kieszenie swoich spodni w poszukiwaniu telefonu, który następnie podał Jeonowi.
—Zadzwonię.
—A-A koszula?
—Ah, to nic. Nie przejmuj się. – posłał młodszemu uspokajający uśmiech.

Taehyung całą resztę dnia myślał o dzisiejszym wydarzeniu. O Jungkooku, ale też o tym chłopaku w czerwonych włosach. Kojarzył skądś jego twarz, jednak nie wiedział skąd. Nie znał jego imienia, wiedział tylko, że ten ma jakiś problem i Kim musi go z nim rozwiązać. Przecież bez powodu nie podstawiłby mu nogi. Musiał mieć jakiś powód, dla którego to zrobił i Taehyung dowie się, co to było. Kiedy już pozbył się myśli o wypadku, który mu się przytrafił i koszuli Jeona, którą będzie musiał odkupić, chociaż Jungkook wcale go o to nie prosił, jego głowę zajęły większe zmartwienia - rachunki, wszelkie opłaty i długi. Zbliżał się termin zapłaty za mieszkanie, prąd, wodę i wszystkie inne rzeczy i instalacje, które, niestety, tanie nie były. Kim powoli liczył pieniądze, biorąc każdy banknot i monetę do ręki, by po chwili odłożyć je na miejsce tych zliczonych już kwot. Wsunął dłonie w swoje włosy, pociągając za nie z nerwów. Za mało. Taehyung miał wszystkiego za mało i nie chodzi tu o to, że był rozpieszczonym dzieckiem, które chce więcej i więcej. Taehyung naprawdę miał za mało. Pracował nadgodziny, biegając po sali od rana do nocy przez co nie pojawiał się w szkole. W wolnej chwili, których nie miał zbyt wiele, szybko zasypiał, by choć trochę odespać nieprzespane noce lub zbyt małe ilości snu. Harował jak wół, ale to wciąż było za mało. Nie miał wystarczająco pieniędzy, by wszystko opłacić, a opcję pożyczenia ich od kogoś wykluczył na samym początku, jednak teraz kompletnie sobie nie radził i nie miał pojęcia, co robić.

Taehyung nerwowo przekładał w palcach banknoty, rozglądając się co chwila, czy nikt się nie zbliża. Siedział na ostatnim śmietniku w ciemnej uliczce, którą oświetlała jedynie mrygająca lampa. Liczył szybko wszystkie pieniądze, następnie chowając je do kieszeni bluzy. Dłonie niemiłosiernie mu się trzęsły, a serce uderzało szybciej niż po maratonie, jaki Kim przebiegł z Yoongim, uciekając przed Jeonem. Wcisnął w kieszeń ostatnie banknoty i zeskoczył na ziemię, ponownie oglądając się we wszystkie strony. Szybkim krokiem ruszył do wyjścia z uliczki, wychodząc na oświetlony chodnik, na którym, na jego szczęście, nie widział ani żywej duszy. To go uspokoiło, jednak w jego głowie wciąż krążyły myśli, że jest złodziejem, przestępcą, a wytłumaczenie, że nie miał za co żyć nic w tej sprawie nie zdziała. A przecież nie odda skradzionych pieniędzy z niewinnym uśmiechem na twarzy i przepraszającym wzrokiem. Dopuścił się zbrodni, teraz będzie żyć z wyrzutami sumienia.

Trzasnął drzwiami, rzucając na stół pistoletem, który wyjął w momencie wchodzenia do domu. Usiadł na kanapie, wyciągając z kieszeni wszystkie pieniądze, jakie ukradł tego wieczoru i zaczął liczyć je, dokładając do kwoty, którą zliczył wcześniej. Wsunął palce w swoje jasne włosy, pociągając za nie, ciężko przy tym wzdychając. Wystarczy mu na obecne opłaty i wydatki, ale to za mało, by utrzymać się na dłuższą metę. Nie chciał kraść co miesiąc, żeby mieć za co przeżyć kilka tygodni. Owszem, kradł wcześniej, ale były to drobne rzeczy typu gumy do żucia czy batony i nie czuł się po tym w żaden sposób źle, ale mając w portfelu czyjeś pieniądze i to nie małe, czuł się okropnie, jakby był prawdziwym przestępcą. Co pomyślałaby jego matka? To najbardziej dręczyło Kima. Co myśli jego matka, patrząc na niego z góry? Przez to miał jeszcze większe wyrzuty sumienia, ale nie odda skradzionych już pieniędzy i nie powie "przepraszam" jakby nigdy nic, a do żadnej kradzieży nie doszło. Wiedział, że kobieta nie jest z niego dumna i to wprawiało go w koszmarny nastrój, bo przecież cały czas dążył do tego, by być dobrym synem, z którego rodzice mogą być dumni i zadowoleni, a ludzie podziwialiby ich widząc, jak wspaniałą są rodziną. Niestety, nigdy tak nie było i już nie będzie. Matka Taehyunga już nigdy go nie przytuli i nie wyszepta, że go kocha, a ojciec? Kim nie wiedział, czy go kiedyś zobaczy. Taehyung został sam ze sobą. Fakt, że miał w sobie geny ojca nie ułatwiał mu życia, bo czasami przejawiał w sobie tę samą agresję i podobne zachowania, z którymi nie potrafił sobie poradzić. Tak naprawdę nigdy nie chciał kraść, ale warunki w jego domu i rodzinna atmosfera, której nie było, jak i jego rodzic, który powinien być dla niego największym wzorem, pchnęły go do pierwszej złej rzeczy. Zaczęło się od zabawek dzieci z podwórka, a na czym się skończyło? Miał teraz na stole pieniądze ludzi, którzy pewnie ciężko na nie pracowali, a on jedynie zagroził bronią i ukradł je wszystkie. Nie był z siebie ani trochę dumny. Był zły, że się tego dopuścił, ale czasu nie cofnie, a jakoś musiał rozwiązać swoje problemy.
—Przepraszam, mamo.

___

Idę podlać Bobogusia, a on się przyczepił sufitu. Mały pojeb

Crime	✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz