17

394 18 0
                                    

Tydzień minął zaskakująco szybko i nawet całkiem miło, szczególnie ze względu na fakt, że uczniowie nie mieli lekcji fizyki. Właśnie zaczął się weekend i Taehyung ze swoimi przyjaciółmi wyszedł ze szkoły, odpalając od razu papierosy, zmierzając wspólnie do garażu Yoongiego, gdzie zamierzali opić brak znienawidzonego przez ich wszystkich przedmiotu, co było zasługą Taehyunga, który w kulturalny i miły sposób załatwił nauczycielowi urlop. Jak to sam mówił, wystarczył mu jego urok osobisty.

Twarz Namjoona przyozdobił szeroki, pełen dumy uśmiech, kiedy to z jego ust padło kolejne nazwisko jego ostatniej zdobyczy, którymi tak chwalił się ze swoimi kolegami.
—Nie wierzę! Tą Seunggyo? – dopytywał zszokowany Yoongi. Był szczerze pod wrażeniem umiejętności podrywu jego przyjaciela.
—Tą z drugiej klasy. – przytaknął, spoglądając na zazdrosnego kumpla.
—Jak ty to robisz?
—O tym. – odparł, chwytając się dłonią za krocze. Yoongi roześmiał się, a usta Jimina opuściło obrzydzone eww.
—Koniec o podbojach Joona. Ile ty ostatnio zaliczyłeś, Jimin? – zapytał Min, spoglądając na rudzielca, który zaczął kaszleć, jakby dławił się pytaniem kolegi.
—O-Ostatnio nic.
—Nic?
—Wiecie, zasuwam ze szkoły do pracy, a jeszcze muszę zająć się trochę Jisungiem. Nie mam czasu. – odparł szybko, że stresu zaciskając przy tym palce na materiale we wnętrzu kieszeni swoich spodni.
—Musisz jak najszybciej coś zaliczyć, bo ci kutas sflaczeje i będzie do niczego. – polecił Namjoon, na co spotkał się z dziwnymi spojrzeniami rówieśników. —Czytałem w internecie, że jakiś gościu tak miał. – wzruszył ramionami.
—No a ty, Tae?
—Ja co? – mruknął, wyrywając się z transu po usłyszeniu swojego imienia.
—Kogo ostatnio zaliczyłeś? – powtórzył. Taehyung poczuł nagłe zdenerwowanie, jednak zażegnał je wraz z przełknięciem śliny i cichym odchrząknięciem.
—Jakąś laskę z trzeciej klasy, nie wiem jak się nazywa, ale ciało ma zajebiste.
—Nasz Taehyung wraca do gry! – krzyknął uradowany Namjoon, a z nim Yoongi, który później roześmiał się, zarażając śmiechem Taehyunga. Tak skupieni na rozmowie, nie zauważyli, że najmłodszy z nich ze spuszczoną głową idzie za nimi, kopiąc każdy kamyk, który pojawił się na jego drodze. Dopiero gdy jeden z tych kopniętych kamieni uderzył w nogę blondyna, Jimin zyskał uwagę.
—Co się stało, Minnie? – spytał Kim, zwalniając kroku, by iść równo z rudowłosym.
—Nic takiego, hyung. – mruknął, uśmiechając się słabo.
—Widzę, że coś się stało. No już, powiedz mi.
—Po prostu... Boję się. Wszystkiego, wiesz? Boję się, że będziemy mieszkać z ojcem, że Jisungie sobie nie poradzi.
—Jisung ma ciebie, a ty masz go i razem dacie sobie radę. Nie będziecie mieszkać z twoim ojcem, Jihyun o to zadba, tak? Będzie dobrze, zobaczysz.
—Jihyun ma dużo pracy, co jeśli sobie nie poradzimy?
—Jiminie, posłuchaj mnie. – zatrzymał się i chwycił w swoje dłonie małe rączki przyjaciela. —Jihyun zadba o to, żebyście z nim mieszkali. Jest odpowiedzialny, więc da radę się z wami utrzymać, ale na pewno będziecie musieli mu trochę pomóc. Nie martw się o Jisunga, jest dużym i mądrym chłopcem, sam tak mówisz. Zobaczysz, ułoży się. Poczekaj jeszcze troszkę.
—Taehyung... – załkał cichutko i wtulił się w tors starszego, ściskając w swoich maleńkich dłoniach materiał płaszcza Jeona, który wciąż był w posiadaniu blondyna.
—Spokojnie, jestem z tobą, Minnie. Będzie dobrze. – uspokajał, gładząc powoli plecy młodszego, który pokiwał głową i odsunął się, ocierając szybko łzy.
—Chodźmy już. – uśmiechnął się blado i podbiegł kawałek, by dogonić dwójkę znajomych, którzy nie zauważyli, że pozostała dwójka została daleko w tyle.

Patrząc na Namjoona, Yoongi czuł podziw. Podziwiał go za to, jak wiele dziewczyn potrafi poderwać i, jak to mówią, zaliczyć w tak krótkim czasie jak chociażby siedem dni. Sam również to robił, jednak nie osiągał takich sukcesów, jeśli można to tak określić, jak jego kolega, któremu odrobinę zazdrościł, bo nie widział w nim niczego, co ma on, a czego mu samemu brakuje. Taehyung widział w nim kumpla do imprezowania i picia. Nic więcej nic mniej. Niewiele rozmawiał z nim poza wspólnym gronem, nie spotykał się tylko z nim, nic nie robił z nim na osobności. Namjoon mógł odejść, a Taehyung zbytnio by się tym nie przejął. Jak był to dobrze, jak nie to też w porządku. Jednak to Jimin patrząc na Namjoona odczuwał najbardziej negatywne emocje. Czuł obrzydzenie. Był szczerze obrzydzony jego osobą, tym co robi. Rozumiał jego potrzeby, ale irytowały go jego przechwałki, że znowu uprawiał seks, a nawet kilka i jeszcze tak ochoczo o tym opowiada. Obrzydzała go myśl w ilu dziewczynach był Namjoon i jak bardzo skażony nimi jest jego członek. Nie wiedział, dlaczego tak się czuje, przecież sam nie tak dawno pozwolił zupełnie obcemu mężczyźnie rzucić sobą na łóżko i robić co tylko mu się podoba i w dodatku wziął za to pieniądze. Jimin był kupką posklejanych na ślepo zachowań i odczuć, które często wykluczały się wzajemnie, będąc swoimi przeciwnościami. Tak naprawdę sam nie wiedział, czego chce. Chciał zapewnić lepsze życie dla swojego młodszego brata, a kiedy przyszła taka okazja, panikuje i pragnie się ze wszystkiego wycofać. Odpalał papierosa i wyrzucał go, zanim zdążył przyłożyć go do ust, po czym odpalał kolejnego. Był zlepkiem stresu, nerwów i agresji, którą w sobie trzymał, a to wszystko razem powodowało problemy ze snem, trudność ze skupieniem, ciągłe zmęczenie i brak sił na najprostsze czynności, które i tak wykonywał, żeby zadbać nie o siebie, a o brata, który był jedynym, na czym mu naprawdę zależało. Przyjaciele kiedyś odejdą, nawet Taehyung, którego Park darzył szczególnym zaufaniem, ale rodzina zostaje na zawsze. Może się całkowicie rozpaść, rozsypać jak domek z kart, ale mimo tego, ludzie będą pamiętać ich jako rodzinę Park, a na ich nagrobkach zawsze będzie tkwiło nazwisko, które łączyło ich pomimo wszelkich wydarzeń w ich życiu. Tymi więzami można szarpać, można próbować je zniszczyć, ale one nigdy się nie rozerwą. Dlatego właśnie mimo wszystkiego, co zrobił ojciec Taehyunga, on nadal wierzył, że będzie lepiej. Że wszystko wróci do normy, że jego rodzic znów będzie normalny i będzie mógł żyć z nim bez lęku, że obudzi się przez jego krzyki i hałasy, że zostanie upokorzony przez własnego, prawdziwego ojca. Mimo wszystko, Taehyung miał sobie tą cichutką nadzieję, że jakoś się ułoży. Mógł stracić cokolwiek, ale nie chciał tracić drugiego rodzica. Czy to przez śmierć czy inny czynnik. Nie chciał zostać sam, stać się sierotą, samotnym nastolatkiem bez rodziców i domu, którego nie potrafił utrzymać. Nie chciał tego. Tak cholernie tego nie chciał.

Crime	✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz