Special na 2000 wyświetleń

629 37 54
                                    

Hej! Dziś notka na samym początku! Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba. Wiem, że te wydarzenie nastąpi dopiero potem, ale z racji tego, że ta część książki zakończy się prawdopodobnie po wydarzeniach w Departamencie albo po ślubie naszej ukochanej pary, chce z wami podzielić się tą piękną chwilą! Miłego czytania buziaki

Zawsze jak patrzycie na zachodzące słońce macie wrażenie jakby całe zło świata odeszło, a wy chcecie by ta chwila trwała wiecznie prawda? W momencie gdy na naszej drodze spotykamy same złe wydarzenia pragniemy chociaż odorbiny szczęścia i spokoju. Ciemne chmury zasłoniły dopływ promieni słonecznych dla świata czarodziejów. Wszyscy pogrążyli się w strachu, a także smutku o własne życie. Śmierciożercy panoszyli się na każdym rogu czekając na dogodną okazję, by odebrać komuś duszę, patrzeć na cierpienie drugiego człowieka.

Maj dla Londynu był miesiącem deszczowym, ale dzisiejszy dzień zapowiadał się niezwykle pogodnie. Od poranka nie spadła ani jedna kropla deszczu co zwiastowało dobry dzień. Remus podniósł się z łóżka czując napięcie w brzuchu. Nie mógł zasnąć przez połowę nocy myśląc o tym co ma dzisiaj zrobić. Niezwykle go to stresowało, zresztą nie sądził, że dojdzie do tego momentu. Wziął szybki prysznic, by obudzić swój umysł. Wybrał ubrania odświętne, ale takie które nie zdradzą jego zamiarów. Jego stary dom oddalony od przedmieści Londynu od kilka kilometrów nie należał do wysokich lotów, jednakże był bezpieczny do przemian które przechodził raz w miesiącu. Zszedł na dół po starych, skrzypiących schodach, by przygotować śniadanie na które zaprosił Dor. Ich relacje ostatnio były trochę napięte, po śmierci Syriusza Blacka nie utrzymywali kontaktu prze głupotę Remusa, który postawił między nimi wielki mur. Ból po stracie przyjaciela był tak wielki, że nie mógł sobie poradzić przez dobre kilka miesięcy. Żył w kompletnym ubóstwie nie mając siły na pracę dorywczą której się podjął. Pełnie były jeszcze gorszym doświadczeniem, a wyrzuty sumienia skutecznie dusiły go każdego wieczoru w atakach paniki. Miał wrażenie, że mógł zapobiec śmierci Syriusza, a także miał do siebie za złe, iż zranił Tonks, która również cierpiała po stracie, ale podwójnej. Z początkiem nowego roku mężczyzna wstał na nogi z pomocą Kingsley'a. Zarobił trochę pieniędzy, oczywiście jego oszczędności w banku zostały nienaruszone, choć wiele razy chciał je zabrać i wydać na alkohol czy inne przedmioty prowadzące do samozagłady. Na szczęście uchronił go przed tym wspomniany wcześniej Kingsley. Remus odrzucił od siebie pesymistyczne i natrętne myśli zabierając się do przygotowywania śniadania na słodko. Miał w głowie pomysł na udekorowanie placuszków, więc zabrał się do roboty. Nie miał za wiele czasu. Jednym ruchem różdżki nakazał stołowi się nakryć, dzięki czemu zaoszczędził kilkadziesiąt minut. Po chwili na patelni smażyła się pierwsza tura okrągłych i puchatych placków z dodatkiem borówek. Do okna zapukała sowa z prorokiem codziennym w dziobie i przywiązanym woreczkiem do nóżki. Po chwili dołączyła również koleżanka z Żonglerem. Obu zapłacił należną sumę, a także dał po herbatniku jak to miał w zwyczaju. Rzucił jedynie okiem na nagłówki, które głosiły o kolejnych atakach, a także śmierciach. Nie chciał niszczyć tego poranka, więc odrzucił od siebie pisma. Powoli dochodziła dziesiąta, a na stole właśnie lądował ostatni element czyli imbryk z herbatą o smaku malin, którą obydwoje z Dor uwielbiali. Jak na zawołanie usłyszał znajomy sposób pukania w drzwi. Z uśmiechem ruszył do nich, by otworzyć przybyłemu gościowi

- Cześć. Dziękuję za zaproszenie na śniadanie. - kobieta o blond włosach uśmiechnęła się do mężczyzny lekko roztargniona. Miała na sobie jasne jeansy i beżowy sweter.

- Proszę wejdź do środka. Muszę skoczyć jeszcze na górę zmienić koszulkę, bo ta ubrudziła się w cieście. - Lunatyk zaśmiał się nerwowo i pokierował kobietę do kuchni.

Sam wbiegł po schodach i wpadł do sypialni jak burza w której panował bałagan po porannych przygotowaniach. Nałożył czarny t-shirt i żółtą, flanelową koszule. Niepewnie spojrzał na szufladę w szafce nocnej. Wiedział co tam się kryje i musiał to zabrać z sobą jednak bał się. Bał się odpowiedzi którą usłyszy. W końcu dał sobie mentalnego liścia i porwal czarne pudełeczko z szafki, po czym włożył je do kieszeni spodni. Wrócił do kuchni w której Tonks stała przy oknie obserwując krajobraz. Tyłem wyglądała bestrosko i spokojnie, a promienie słońca które padały na jej włosy dodawały jej uroku, a także niewinności.

- Możemy już siadać. - powiedział wyrywając ją z zamyślenia. Kobieta obróciła się z uśmiechem na ustach i usiadła przy stole naprzeciw potykając się o nogę krzesła.

- Widzę, że wstałeś o bladym świcie, by przygotować to wszystko. Wygląda pysznie, ale czuję się winna, że przeze mnie masz podkrążone oczy. - Nimfadora zaśmiała się spoglądając na Lunatyk, który właśnie nalewał im herbaty do filiżanek. Remusowi dziwnie trzęsły się ręce co nie uszło jej uwadze. - Chyba naprawdę źle spałeś. - stwierdziła a on uniósł na nią wzrok zaskoczony wracając myślami do rzeczywistości.

- Ja? Nie, nie po prostu najwidoczniej te bieganie po schodach mi zaszkodziło. - Tonks spojrzała na niego zaskoczona. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, bo ta wymówka była niedorzeczna, a wilkołak dokładnie o tym wiedział. Nałożyła sobie placuszki i owoce próbując się nie zaśmiać. Tymczasem Remus prawie pocił się na twarzy z stresu. Zapomniał to co ułożył sobie w głowie dzisiaj w nocy i nie wiedział w którym momencie powinien zrobić to co zaprzątało mu głowę przez ostatnie tygodnie.

- Nie sądziłam, że Twoja kondycja jest w aż tak złym stanie. - Tonks próbowała zażartować jedząc śniadanie w błyskawicznym tempie. Wbrew pozorom Lunatyk naprawdę świetnie gotował.

- Sam byłem zaskoczony dostając zadzyszki na górze. - odpowiedział z uśmiechem biorąc truskawki. - Chcesz truskawke?

- Wiesz, nie lubię truskawek. O wiele bardziej kocham borówki, które dodałeś do ciasta. Nie wiedziałam, że umiesz wyczarować takie rzeczy. - przez ostatnie tygodnie ta dwójka próbowała naprawić swoje relacje co szło im całkiem dobrze. Miesiące rozłąki były dla nich czymś trudnym, a gdy znów zaczeli się spotykać zrozumieli jak bardzo brakowało im wzajemnej obecności. Pocałunki i spacery przy świetle zachodzącego słońca stały się dla nich nieodłączonym elementem spotkań.

- Tonks. W ostatnim czasie wiele się zmieniło. W naszym życiu nastały gorsze chwilę, które na kilka miesięcy nas poróżniły. - powiedział mężczyzna składając palce pod broda w piramidkę. Kobieta tylko opuściła wzrok na talerz przypominając sobie ten moment, w którym nie potrafią się pozbierać. Remus ujął dłoń Tonks przez stół dzięki czemu ich palce splotły się w czułym uścisku. Spojrzeli na siebie, a Lupin kontynuował.

- Tak wiele czasu potrzebowałem, by zrozumieć jak bardzo mi na tobie zależy. Chciałbym cie przeprosić za tą krzywdę, którą Ci wyrządziłem. - mężczyzna wstał i uklęknął przed Dor, która oniemiała również wstała z krzesła. Remus wyjął czarne pudełeczko z kieszeni, po czym otworzył je, by przejść do sedna swojej wypowiedzi.

- Czy zostaniesz moją żoną? - zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy. Nimfadora pomachała głową na tak nie mogąc wydusić z siebie ani słowa zaskoczona tym co właśnie się stało. Wilkołak wstał i wziął jej dłoń, by włożyć na jej palec pierścionek z małym, czerwonym kamieniem.

- Nie sądziłam, że kiedykolwiek to nastąpi. - szepnęła wzruszona, przytulając się do jego torsu.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Dodaje go dzisiaj, bo chce, by był to mały dodatek. Sproboje napisać następny rozdział do końca tygodnia. Miłego dnia! Piszcie w komentarzach czy wam się podoba!

Zakochani po uszy / Remadora, Lupin i TonksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz