HA udało się!
___
Dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Rano Alec zjadł śniadanie zrobione przez siostrę. I tym razem jajecznica nieokazała się przypalona, mało tego była smaczna. Isabelle nie była urodzoną kucharką. A Alec nie miał serca sprawiać jej przykrości, dlatego za każdym razem kiedy gotowała starał się nie okazywać, że mu nie smakuje. W tym przypadku zjadł wszystko i pochwalił Izzy. Jej szeroki uśmiech był wart wszystkich nieudanych potraw jakie spożył. Po pożywnym śniadaniu udał się na trening z bratem.
Bieg pośród wiatru i zapachu drzew zawsze poprawiał mu humor. Jego czarne łapy uderzały o twardą ziemię. Szum liści przyjemnie dźwięczał mu w uszach. Niebieskie oczy błyszczały od nadmiaru ekscytacji, a futerko powiewało. Zwinnie minął Jace'a i przyspieszył. Za plecami słyszał oburzony głos brata, zaśmiał się w duchu na jego marudny ton. Przez chwilę droczył się z nim testując jego cierpliwość. W końcu zatrzymał się gwałtownie. Pazury zostawiły ślad na glebie. Alec poczekał aż Jace stanie obok niego.
- Miał to być- wydyszał Jace.- spokojny trening.
Lightwood spojrzał na niego z politowaniem. Jace ledwo mógł złapać oddech. Jego klatka piersiowa mocno falowała, a różowy język zwisał mu z paszczy.
- Tracisz formę bracie.- odparł Alec z cwanym uśmiechem.
- Po prost-tu- rzekł i wziął głębszy wdech.- nie zrobiłem rozgrzewki. Przerwa.
Położył się na ziemi, nie przejmując się, że za chwilę jego sierść będzie brudna. To nie był codzienny widok. Zazwyczaj Jace dbał o swój wygląd. Jego ubrania musiały wyprasowane i schludne. A fryzura nienaganna. Nawet w postaci wilka musiał utrzymywać bezbłędną formę.
I to była pierwsza cecha, która ich różniła. Jace zawsze nieskazitelny, natomiast Alec nie przejmował się takimi rzeczami. Kiedy szedł na trening był przygotowany na to, że wróci brudny, zmęczony i spocony. Za to na co dzień ubierał się skromnie, tak to nazywał, Izzy wolała słowo niechlujny. Nie zwracał szczególnej uwagi na to czy koszulka jest wyblakła, pognieciona czy rozciągnięta. Taki był jego styl. Rozczochrane włosy i nijakie ubrania. Zawsze czarne lub zbliżone do tego koloru.
I w tym momencie można było najbardziej widać między braćmi rozbieżność. Jace miał złotą sierść z gdzieniegdzie białymi włoskami i złociste oczy. A Alec czarną jak noc. Jedynie jego niebieskie oczy odznaczały się na tle całej postaci. Bracia wyglądali jak dwa zupełnie różne światy. Tak sprzeczne i odmienne. Dalekie, a jednocześnie bliskie.
Jace'a można było porównać do Uranu. Jest buntowniczy i oryginalny. Przynosi szybki zmiany, nowe doświadczenia. Wnosi natchnienie oraz jest otwarty na wszystko, co nowe, niezwykłe i nieznane. Nie bał się podejmować ryzyka.
Alec za to był urodzonym Merkurym. Zasadniczy, racjonalny i inteligentny. Zdolny do kreatywnego myślenia oraz potrafi wyciągać wnioski. Jego nieharmonijne aspekty powodowały niechęci do zmian oraz podejmowania wyzwań.
- W domu odpoczniesz.- odparł Alec i ruszył. Jego kroki były powolne, na świeżej ziemi pozostawiał odciski dużych łap.- Ruchy!
- Jesteś gorszy od hiszpańskiej inkwizycji.- krzyknął Jace. Wstał mamrocząc pod nosem i leniwie podążył za bratem.
Alec przewrócił oczami, idąc naprzód. Po swojej lewej stronie słyszał dźwięk płynącej wody. Znaczyło to, że zbliżają się do strumyka, który przepływał przez las. Woda na pewno była chłodna, mógł zanurzyć się w niej, aby się orzeźwić. I taki miał plan.
CZYTASZ
Wilczy Instynkt II Malec
FanfictionOdgłos głośnego tupania rozciągał się po całym lesie. Złoto-biała plama mignęła pomiędzy drzewami. Tuż za nią niczym cień podążyła czarna. Hałas unoszących się ptasich skrzydeł dodatkowo wzmacniał przerażający chaos. Znajdujące się w pobliżu sarny p...