Sowa Pani Śmierci.

237 23 20
                                    

Spóźnione, ale musicie mi wybaczyć. Studia czasem są okropne: egzaminy, projekty. Ogółem mam już dość, ale trzeba to przetrwać. I jakoś udało mi się skończyć ten rozdział. Zatem zapraszam do czytania i komentowania. <3



Pełnia.

Alec próbował kontrolować swoją wewnętrzną panikarę. Przecież nieraz ją przeżył. Radził sobie, zamknięty w odizolowanym i zabezpieczonym pomieszczeniu, żeby nikogo nie skrzywdzić. Ale nie potrafił nadal przekonać samego siebie. 

Bał się, od kiedy stracił nad sobą kontrolę pierwszy raz. Te wspomnienie tkwiło wewnątrz niego i karmiło jego strach. Powoli długimi szponami sięgało po jego serce, zagłębiając się w nim, czym powodowało wstrzymanie oddechu. Jak on chciałby o tym zapomnieć. Żyć sobie w miarę spokojnie i cieszyć się każdym dniem. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić, niby jakim cudem. Miałby siedzieć sobie szczęśliwie i jakby gdyby nic. To nierealne.

Krążył niespokojnie po pokoju. Była trzecia w nocy, a on nadal nie mógł spać. Pieprzyć to.

Wstał i z nerwami ubrał najbliżej się znajdującą bluzę. Nawet nie starał się być cicho. Otworzył jedną z szuflad szafki i po chwili znalazł upragnioną rzecz. Musiał powstrzymać triumfalny okrzyk. Zszedł po schodach, przeszedł przez salon wychodząc na taras i usiadł na drewnianych stopniach.

 Wokół panowała przyjemna cisza, niekiedy przerywana cykaniem świerszczy. Alec wyjął z paczki papierosa i odpalił. Zaciągnął się i wypuścił dym. Biała mgła krążyła wokół ciała by po chwili opaść i zniknąć. Nie palił często tylko w kryzysowych sytuacjach. To był jedyny nałóg jaki tolerował. Ale dziś musiał zapalić, pomyśleć i się uspokoić. Chłopak ponownie zaciągnął, nikotyna powoli wypełniła płuca.

Za sobą usłyszał kroki, nie musiał się odwracać, aby wiedzieć kto idzie. Osoba usiadła obok i bez słowa zabrała papierosa. Alec cierpliwie poczekał i odebrał swoją własność. 

Trwali w ciszy, wpatrując się w lśniący Księżyc. Niebo było bezchmurne, dzięki czemu można było również zauważyć gwiazdy. Lightwood wciągnął zapach nocy. Pachniało deszczem, świeżo skoszoną trawą oraz świerkiem, który rósł opodal. Tylko jeden element nie pasował, mianowicie drażniące perfumy osoby obok.

- Dobra, co się stało?- odezwał się Jace.

- Nic.- rzekł krótko. Choć we wewnątrz czuł, że brat łatwo nie da mu się wywinąć od odpowiedzi. 

- Jasne. Alec przecież ty palisz tylko wtedy, kiedy się denerwujesz. Kogo chcesz oszukać?

Alec był oczywisty, wiedział to, ale czy chciał podzielić się z Jace'm swoimi obawami. Chciał

- Jutro.-zaczął. Jeszcze raz spojrzał na błyszczący Księżyc. Zamknął oczy i odetchnął.- Jutro jest pełnia. 

- Wszystko będzie dobrze.-odparł pewnie Jace i objął brata ramieniem.

- Skąd ta pewność?- powtórzył pytanie Magnusa sprzed kilku godzin. 

- Po prostu wiem. - rzekł Jace, a Alec parsknął śmiechem. Dokładnie to samo wtedy odpowiedział. Dowodziło to, że są bardziej podobni do siebie niż można było przypuszczać. 

- No co? To nie jest śmieszne. Wszystko jest zawsze dobrze zaplanowane i zabezpieczone. Nie będziemy stwarzać niebezpieczeństwa dla innych.

- Nie po prostu coś sobie przypomniałem- odpowiedział.- Tak w ogóle to czemu nie śpisz?

Wilczy Instynkt II MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz