Feliciano biegł długim peronem, przepychając się przez masę czekających pasażerów, przepraszając ich i śmiejąc się, kiedy oglądali się za nim zdezorientowani.Odwrócił się, żeby sprawdzić, czy Roderich wciąż był w jego polu widzenia, z łatwością zauważając go w tłumie, ubranego w swój elegancki ciemny garnitur, niosącego małą, prostą walizkę. Delikatnie pokiwał głową, a Feliciano znów się zaśmiał, machając swoją małą torbą, odwracając się i kierując do dalekiego końca peronu.
Wszyscy ci ludzie tłoczący się na peronie wydawali się raczej ważni, jakby mieli coś pilnego do zrobienia i pilne miejsca do odwiedzenia. Feliciano czuł się, jakby był jednym z nich, nawet pomimo tego, że jego prosta wełniana kurtka i płaska brązowa czapka nie były ani trochę tak ozdobne, jak garnitury tych mężczyzn i śliczne suknie pań. Ale i tak tu pasował, bo przecież on też zmierzał do specjalnego miejsca. Feliciano przebił się przez ściśniętą grupkę jakichś panów, przypadkowo posyłając ich gazety w powietrze, w wirującą burzę papieru, a potem obok gromadki ślicznych dziewcząt, które zaśmiały się i zarzuciły włosami, kiedy uchylił kapelusza, rzucając im szeroki uśmiech.
Feliciano nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak podekscytowany, taki żywy. Na pewno nie od kiedy zniknął Ludwig, a to było przecież całe wieki temu. Chłodne powietrze niesione przez wiatr wypełniało jego płuca, słońce świeciło jasnym, ciepłym światłem na jego twarz. Tak intensywne, że niemal bolesne podekscytowanie łaskotało Feliciano w serce już od rana, od kiedy opuścił swój domek, swoją małą wioskę i wszystko, co kiedykolwiek znał. Od kiedy zarzucił ramiona dookoła Lovino, obiecując, że kiedyś pojadą razem pociągiem całkiem sami; ucałował policzki Antonio, obiecując, że przywiezie mu prawdziwy niemiecki pomidorowy schnapps; został porwany dziko w ramiona Dziadka Romy, śmiejąc się, obiecując, że wróci do domu. Nawet długa jazda samochodem do miasta nie zdołała ostudzić jego zapału. Jedynie go podsyciła; jazda przez ulice i miasteczka, których nigdy nie widział, sprawiała, że myślał o tym, jak każdy zakręt przybliża go o trochę do Ludwiga.
Feliciano zastanawiał się przez krótką chwilę, czy powinien się bać. Przecież był przyzwyczajony do tego uczucia. Ale pomimo tego, że wszystko było nowe, że zostawiał za sobą wszystko, co do tej pory znał, że nie wiedział, czego się spodziewać - Feliciano nie mógł się bać. Bo przecież jechał do Ludwiga. Jechał do swojego szczęścia, swojego spokoju, miejsca, do którego serce prowadziło go przez te wszystkie lata. To nie był ich dąb, ale to nie miało znaczenia. Bo nieważne, gdzie był, czy we Włoszech, czy w Niemczech, czy na księżycu, bo jego 'gdzieś indziej' było tam, gdzie był Ludwig - jego miejsce na ziemi było z nim. Feliciano jechał do miejsca, o którym nie śmiał nigdy nawet marzyć, a jednocześnie czuł się, jakby jechał do domu.
Do czasu, kiedy Feliciano dotarł do początku peronu, już utworzyła się długa kolejka rozmawiających głośno i przepychających się po bilety podróżników. Feliciano zaczął dosłownie podskakiwać w podekscytowaniu, kiedy na tory stacji, z gwizdami i piskiem wtoczył się w kłębach pary duży, czerwony pociąg. "To nasz pociąg!" zawołał radośnie. "Roderichu, Roderichu, to nasz pociąg, nasz pociąg przyjechał, Roderichu!"
Roderich wreszcie do niego dołączył, poprawił okulary zmęczonym gestem i westchnął bardzo głośno. "Tak, tak, Feliciano." Ale nawet z tą delikatną irytacją w głosie, wciąż się uśmiechał i wcale nie próbował uciszyć Feliciano, pomimo, że tłum dookoła otwarcie się na nich gapił.
Kiedy pociąg zatrzymał się powoli, Roderich wziął Feliciano za ramię i poprowadził go wzdłuż długiej kolejki, w kierunku przodu maszyny. Zatrzymali się przed dużymi, wypolerowanymi drzwiami z napisem First. Wszytko to było całkiem nowe dla Feliciano, więc patrzył z niemal urzeczonym zachwytem, jak Roderich pokazywał ich bilety mężczyźnie przy drzwiach, który skłonił głowę i gestem wskazał im wejście. Feliciano praktycznie odepchnął Rodericha na bok, chcąc jak najszybciej dostać się do wagonu, ale kiedy już do niego wszedł, stanął trochę zbity z tropu. Feliciano nigdy wcześniej nie był w pociągu, więc wszystkie te oznaczenia i drzwi wzdłuż wyłożonego czerwonym dywanem korytarza tylko go dezorientowały. Roderich uśmiechnął się mijając go. "Pasażerowie pierwszej klasy mają oddzielne przedziały. Nasz jest tam, Feliciano."
CZYTASZ
Auf Wiedersehen Sweetheart - tłumaczenie pl [GerIta]
Fanfiction„Do widzenia, kochanie"... "AU. Włochy, 2WŚ. Feliciano Vargas jest porywczym, kiedy trochę się boi, członkiem włoskiego ruchu oporu. Zakochiwanie się w niemieckim pilocie wojskowym było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał... przetestuje to jego p...