Uwaga - rozdział zawiera spoilery co do zakończenia opowiadania We'll meet again
x-x-x-x-xPoczątek 1974
WłochyBył pracowity, słoneczny, cudowny dzień w wiosce. Feliciano szedł ulicą z rękami w kieszeniach, gwiżdżąc pod nosem, czasem uchylając czapki i rzucając uśmiechy ślicznym dziewczętom mijającym go w blasku słońca. Większość znała go dobrze i tylko się śmiała, zbywając go nonszalanckimi machnięciami dłoni i uśmiechami. Ale Feliciano był zaskoczony ilością nieznajomych twarzy przewijających się ostatnio w mieście. Cudzoziemcy w obcych mundurach wypełniali cantiny, język angielski słyszało się na każdym rogu, a tu, na skwerze, stała duża platforma, a zaraz obok całkiem nowy, kamienny pomnik. Feliciano słyszał, że odbędzie się tu jakaś uroczystość, ale nie wiedział, co mieli z nią wspólnego ci wszyscy Amerykanie. Za to wiedział, że ma to coś wspólnego z wojną, więc nie kłopotał się dowiadywaniem czegoś więcej. Feliciano nie lubił wspominać wojny. Kiedy przechodził obok dużej grupy zebranej przy fontannie, zdał sobie sprawę, że wiele z tych ludzi było zbyt młodych, by pamiętać ją osobiście. Wzruszył do siebie ramionami, idąc dalej na spotkanie z Ludwigiem w starej Cantinie Rossa przy skwerze. Jego serce natychmiast zabiło szybciej na tę myśl.
Kiedy zbliżał się do brzegu skweru, Feliciano zauważył mężczyznę stojącego z dala od wszystkich, wyglądającego naraz na zdezorientowanego i sfrustrowanego, kiedy rozglądał się dookoła. Miał na sobie tweedowy garnitur i wyglądał na trochę starszego niż Feliciano, prawdopodobnie kilka lat po pięćdziesiątce, z siwiejącymi blond włosami i chyba największymi brwiami, jakie Feliciano kiedykolwiek widział.
"Dzień dobry!" powiedział Feliciano radośnie, podchodząc do zakłopotanego cudzoziemca. Nie był pewien o co chodziło z tymi Amerykanami, ale nie widział powodu, by nie pomóc jednemu z nich. "Czy wszystko w porządku? Mogę jakoś pomóc?"
Mężczyzna wydawał się trochę spanikowany słysząc to przywitanie. "Non... jasna cholera... Non Italiano..."
"Oh, przepraszam, oczywiście!" Feliciano przerzucił się na angielski. "Jesteś Amerykaninem!"
"Przepraszam bardzo?" Teraz mężczyzna wydawał się naprawdę urażony. "Na boga nie, jestem Anglikiem."
Feliciano był zachwycony. "No oczywiście! Powinienem się domyślić po garniturze! Tweed w taką pogodę, o boże, wy Anglicy jesteście cudowni. Zakładam, że cały czas cytujesz Szekspira. Zgubiłeś się?"
"Co? Ja..." Anglik zmarszczył brwi w zaskoczeniu i dezorientacji, po czym znów rozejrzał się po skwerze, jakby czegoś szukając. "Nie ja się zgubiłem. To on jest, do cholery, zgubiony."
Feliciano starał się podążać za wzrokiem Anglika, ale potem po prostu spojrzał znów na niego. Zawsze fascynowała go Anglia i Anglicy, więc cudną niespodzianką było spotkać jednego tak nagle na skwerze. "Jesteście tu na wakacjach? Dużo ludzi ostatnio przyjeżdża do Włoch. Cóż, przynajmniej do tej części."
"Przyjechałem tu na ceremonię z moim, um, przyjacielem." Mężczyzna zawahał się przy tym słowie, szybko próbując to ukryć. "Tak, z przyjacielem, moim starym przyjacielem. Walczył tu podczas wojny."
"Oh! Mój..." Feliciano pochylił się i mrugnął, "...przyjaciel też walczył tu podczas wojny. Twój przyjaciel był w Brytyjskiej armii?"
Anglik wydawał się tym kompletnie oszołomiony. Feliciano po prostu uśmiechnął się szeroko, a mężczyzna niepewnie odwzajemnił gest. "Nie. Jest Amerykaninem. Był pilotem myśliwca."
Feliciano otworzył usta z zaskoczeniem. "Nie! Naprawdę? Ludwig też! Idę się teraz z nim spotkać, chodź się z nami napić! Cantina jest tu, już na tej ulicy, a jestem pewien, że twojemu Amerykańskiemu przyjacielowi łatwiej będzie cię znaleźć, jeśli będziesz cały czas w jednym miejscu. Nazywam się Feliciano, a ty?"
CZYTASZ
Auf Wiedersehen Sweetheart - tłumaczenie pl [GerIta]
Fanfiction„Do widzenia, kochanie"... "AU. Włochy, 2WŚ. Feliciano Vargas jest porywczym, kiedy trochę się boi, członkiem włoskiego ruchu oporu. Zakochiwanie się w niemieckim pilocie wojskowym było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał... przetestuje to jego p...