1.10

29 6 0
                                    

W miarę jak biegliśmy drzewa się przerzedzały wpuszczając srebrne światło. Był to starszy las, drzewa miały grubość przynajmniej 8 metrów w średnicy. Sękate, chropowate pnie sięgały dziesiątki metrów wzwyż. Rozłożyste konary dębów potężnie rozciągały się wkoło emanując władzą. Gałęzie były tak długie, że aż stykały się ze sobą tworząc swego rodzaju płachtę przetykaną srebrzystym blaskiem księżyca.

W oddali, pośród drzew zobaczyłem ścianę. Właściwie była to pionowa skała, zarośnięta mchem ale dawała niezły efekt zaskoczenia gdy się spojrzało tak nagle.

Skałek u nas w parku nie brak, ale to była istna góra. Raj dla wspinaczy – 100 metrów pionowej skały. Powiedziałbym, że nie chciałbym stamtąd skakać ale w sumie tylko samobójcy by skakali, więc no. Może ewentualnie jeszcze Orion z ciekawości.

Pantera zatrzymała się pod przypadkowym drzewem. Ściana była od nas oddalona o jakieś 15 metrów.

- To tu? – spytał Conor lądując obok kota

- Oczywiście- przyznał panterołak – jest mój znaczek – wskazał palcem mały plusik na korze. Gdyby nie pokazał nigdy bym tego nie odkrył. Mały szczególik ale ten widział. Chłop po ciemku widzi równie dobrze jak w dzień.

- Wszystko świetnie tylko jak zamierzamy się tam dostać, panie mądry- spytałem splatając na piersi ręce. W odpowiedzi Orion wyjął linę z plecaka.

- Pomyślałem o wszystkim- wyszczerzając kocie zęby w uśmiechu. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Jak zawsze pomyślał o wszystkim. Mój brat jest super.

Chwycił linę w zęby i przemienił się z powrotem w panterę. O ile go znam mógłby się wspiąć nawet i w ludzkiej postaci ale jako pantera mógł wprost chodzić po pionie. Żwawo wchodził w coraz wyższe partie pnia trzymając w pysku linę. Jakieś 20 metrów nad naszymi głowami się zatrzymał i wszedł na najbliższą gałąź. Kocur przywiązał sznur i spuścił końcówkę na dół.

- Zapraszam – krzyknął z góry. Nie widziałem jego twarzy spod korony liści ale byłem pewien, że znów wyszczerza zębiska. Conor nie skorzystał z pomocy i przemieniając się w orła wzleciał w górę lądując na konarze. Następny poszedł Matt. Zwinnie wspiął się po linie i zaraz zniknął wśród liści. Bliźniaki ruszyły za nim, pierwszy Al podciągał się pod górę tuż za nim Ul się wspinał. Obawiałem się, że spadną po pijaku ale widocznie już się całkowicie otrząsnęli.

- TERAZ TY ARION- huknął Charlie przyprawiając mnie o palpitacje serca.- JA MOGĘ BYĆ ZA CIĘŻKI.

- Wcale nie – odkrzyknął Orion z góry – lina ponoć utrzyma i pół tony.

- ZAPOMINACIE, ŻE NIEDŹWIEDZIE TEŻ UMIEJĄ SIĘ WSPINAĆ – powiedział Charlie urażonym tonem i odtrącając mnie lekko na bok ruszył na drzewo. Przemienił się w olbrzymiego niedźwiedzia i obejmując drzewo podchodził powoli w górę.

Poczekałem chwilę aż wujcio się wespnie i sam chwyciłem sznur. Cóż może nie jestem moim braciszkiem ale też potrafię się wspinać. U nas, wilków nawet bez ćwiczeń powstawały niezłe mięśnie. Z siłownią byliśmy potężnymi mięśniakami. Podciąganie się to nasze drugie imię, koleś. Na szczycie Matt pomocnie podał mi dłoń. Stanąłem na grubej gałęzi rozglądając się wokół siebie. Gęste dębowe liście cicho szeleszcząc tworzyły brązowo - zieloną kopułę. Gałęzi i konarów drzewa było na tyle dużo, że można było sobie normalnie chodzić nie patrząc pod nogi (Orion to pewnie by mógł z zamkniętymi oczami) Było przecudownie. Jakbym był w krainie Elfów. Swoją drogą mieszkali jakieś 50 km stąd, ciekaw jestem co u nich.

Jeśli się wam spodobał to zostawcie gwiazdkę i miły komentarz. Nie zapomnijcie również o followaniu mojego profilu. To bardzo pomaga i motywuje. Trzymajcie się i cześć.

WATAHAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz