1.15

28 5 0
                                    

Skacząc przemieniłem sie w czarnego wilka lądując już na cztery łapy. Jest jakieś określenie dla biegu wilka? Galop? Cwał? To dla konia. Dla mnie to był po prostu wystrzał. Nogi młuciły trawę napędzając mnie jak nigdy dotąd.

Przyspieszyłem przynajmniej 15 km/h, a wiedziałem, że mogę więcej. Może bym nawet dobił setki? Wiecie, normalne wilki biegną z predkościa nawet 70km/h. U wilkołaków jest to przynajmniej 80. Oczywiście takie kocury jak gepardy lub lamparty dobijały nawet 140. Ciekaw jestem co Sentinel by powiedział na taki pierścień. Może by dobił nawet 180? Jako przewodniczący gepardołakom w Watasze ustanowił rekord - 156.3 km/h.

Dobiegłem do siatki prawie w nią wpadając. Wytraciłem predkość w ostatnich sekundach prawie w nią wpadając. Przeszedłem przez dziurę ostrożnie uwarzając czy nie przechodzi obok strażnik. Cisza nocna kończyła się o 6 a więc za jakaś godzinę. Może faktycznie nie spostrzegą się?

Moje nadzieję w ułamku chwili się rozwiały gdy nad sobą usłyszałem ten głos

- Mam nadzieję, że sie fajnie bawiliście -

Nadal w pozycji kleczącej spojrzałem w górę na mężczyznę. Alfa. Koło 35 lat z brązowymi włosami i oczami musiał wyglądać bardzo przystojnie. Pod czarną koszulę mocno rysowały się wytrenowane mięśnie, twarz o jasnej północnej karnacji wyrażała spokój, opanowanie i władczość. Postawa wyrażała siłę i potęgę nieodłącznie towarzyszące Alfie.

- W... w... witaj Alfo - wyjąkałem przerażony. Tak. Bałem się. Ale ten czlowiek był w stanie pobić mnie na miazgę w minutę, jedną ręką.

- Dzień Dobry Arion - uśmiechnął się Savage świdrując mnie wzrokiem

- J...jak?

- Widziałem jak uciekacie. Wystarczyło poczekać aż wrócicie

- N...nie... wiedziałem... - jakałem się - Nie chciałem...

- Chciałeś, chciałeś -powiedział stanowczo Alfa chwytając mnie za ramiona i stawiając za nogi - Możesz się jąkać ale przynajmniej nie kłam

Przyznaję zawaliłem. Prawie zmoczyłem bokserki. Wilki naturalnie czują respekt przed przywódcami. To pozwalało im utworzyć Watahy dzieki czemu nasz gatunek jeszcze żyje.

- Przepraszam- wyszeptałem. Z całą pewnością ja oznak przywódczych nie miałem

- Nie obwiniaj się - pokiwał rozumiejąco głową - Miałem pelerynę dającą niewidzialność

W rece trzymał czarny płaszcz. Nie wyglądał na jakąś nadzwyczajną rzecz ale nie o to chodziło. Magiczne przedmioty nie zawsze wyglądają magicznie ale na pewno otwierają nowe możliwości. Buty Charliego też były proste, a całkowicie wytracały dźwięk.

- Skończ tą maskaradę Arion. Mogą przyjść. Strażnicy i tak czuwają w ukryciu. -

Odwróciłem się i pomachałem w kierunku lasu. Kryli sie za drzewami widząc Alfę ale to na nic.

Na moje szczęście (chyba) nie zauważył pieścieni, gdy reszta ekipy wyszła z lasu szybko schowałem ręce w kieszenie. Szli ze spuszczonymi głowami ale chyba najgorzej miał wujaszek.

- Innych to się spodziewałem ale pana panie Bloom? -

- Też lubię pobiegać w nocy po lesie. -

Zza rogu najblizszego budynku wyszło 6 rosłych mężczyzn i 2 smukłe wysportowane kobiety. Strażnicy. W rekach trzymali karabiny ubrani byli w kamizelki kuloodporne i czarne uniformy.

- Zdaje pan sobie, że to złamanie 5 zasady o strzeżeniu Watahy. - powiedział jeden z nich. Nie znałem go zbyt dobrze to mógł być Travis czy jakoś tak -Poza Gniazdem nie możemy was chronić.

-Daj spokój, Thomas - powiedział Wujek - potrafię zadbać o swoje i dzieciaków bezpieczeństwo

- W rodzine siła - zagrzmiał Alfa - Zostając bylibyście bezpieczniejsi -

- Przepraszamy - powiedziały bliźniaki Savage spojrzał na nich.

- Spodziewałem się u was nieostrożności podobnie jak u Oriona i Matthewa. Ale po tobie Arionie Haldane i Connorze Marionie wcale.

Już miałem ponownie przeprosić gdy usłyszeliśmy głos Luny. Właściwie ryk.

- Czy wyście postradali do reszty rozum!? - ton głos wstrząsnął nawet Alfą i strażnikami mimo iz nie do nich skierowany był gniew

- Tess, daj spokój, miałaś zostać w łóżku... - zaczął Savage ale odpowiedź Luny mu przeszkodziła.

- Chyba mam prawo dbać o własne dzieci prawda?! - krzyknęła Szybkim krokiem zbliżyła się do męża lustrując nas srogo wzrokiem.

Była w wieku Alfy choc podobnie jak on wyglądała młodziej. Srebrne włosy i oczy dawały jej nieziemską urodę. Nic dziwnego pochodziła ze starego rodu Mickerbergów na samej północy Szkocji. Mickerbergowie słynęli z piękna ale także ze stanowczości. Tessalia już jako mała dziewczynka władczym tonem i postawą była w stanie rozkazać każdemu w swojej Watasze. Może właśnie to pociągało Savaga, że wybrał ją spośród tysiecy innych na swoją Lunę. W każdym razie ona porzuciała dla niego dom i związała się z jego Watahą.

- Macie coś na usprawiedliwienie? - zapytała splatając rece na piersi

- Nie - powiedział płaczliwym tonem Orion - to moja wina. To ja ich zachęciłem.

Para Alf watachy była władcza i stanowcza ale z pewnością nie zła. Gdy Orion przyznał się do winy Luna momentalnie złagodniała i przeformowała się w łagodną matkę.

- Zasady nie są po to by was ograniczać. Sa po to by was chronić. - powiedziała łagodnie Tessalai- Proszę, wychodzcie w dzień ale w nocy śpijcie.

- Więcej tego nie zrobimy - powiedział Matt

- Tak - przyznał Savage - Ale kara was nie ominie

- Sav, prosze... - zaczęła Luna ale tym razem to on jej przerwał

- Jutro pogadamy. Na razie idzcie do łóżek chociaż na te dwie godziny. -

Rozdział trochę dłuższy ale mam nadzieję, że się spodoba. 15 rozdział, a nasz bohater nadal nie znalazł swej miłości. Ale to już tuż tuż...w nastepnym rozdziale poznamy kogoś nowego. Ją.

Jeśli się wam spodobał to zostawcie gwiazdkę i miły komentarz. Nie zapomnijcie również followaniu mojego profilu. To bardzo pomaga i motywuje. Trzymajcie się i cześć.







WATAHAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz