21

1.9K 116 39
                                    

Zdarzają się momenty całkowitego zapomnienia. Wtedy ludzie nie myślą zbyt racjonalnie, lub nie myślą wcale.

Taki moment zapomnienia dopadł Hermione pewnego pochmurnego, majowego dnia.

Postanowiła udać się do Filadelfii, żeby sprawdzić swoje poszlaki.

Nie wspomniała nikomu o swojej wycieczce i wczesnym rankiem aportowała się do nowoczesnej Pensylwanii.

Popełniła jednak kilka zasadniczych błędów, które trzymają się ludzi w chwilowym zapomnieniu.

Pomyślicie, jak to, przecież Hermiona jest taka rozważna. Ona nie popełniłaby tych gaf.

Ludzie w jej stanie działają pod wpływem najgorszej lub najlepsze chwilii danego dnia, tygodnia, roku.

Z pozoru niepozorne błędy skazywały plan na porażkę, albo raczej brak planu.

Nie powiedzenie nikomu o „wycieczce".
Nie zmienienie wyglądu.
Nie miała dobrego planu.

Wylądowała na brukowym placu rozgrzanym majowym słońcem. Dookoła piętrzyły się budynki. Szczęśliwi ludzie tłumnie spacerowali przy fontannie, a para obok konsekwentnie wymieniała ślinę. Od intensywnośc widoku, jaki ją otaczał, zakręciło jej się w głowie.

Kilka zapisanych na żółtym pergaminie informacji nie dawało zbyt wielkiego pola do pracy. Jednak dziewczyna postanowiła udać się pod pierwszy adres.

Darmowe plany miasta znacząco ułatwiły jej wędrówkę. Biegła pośród tłumu obcych ludzi, sama, pełna nadziei.

Znalazła się przed dobrze zakonserwowaną kamienicą gdzieś na obrzeżach centrum miasta. Weszła do środka po kręconych schodach i zapukała do czerwonych, drewnianych drzwi.
Indiana avenue. Mimo wypastowanej podłogi, przejrzystych okien oraz rzeźbieniach przy suficie widać było, jak stare jest to miejsce.

Zza drzwi doszły ją chaotyczne kroki i stłumione przekleństwo. Zazgrzytały zamki i w progu pojawił się wysoki mężczyzna. Nie był pierwszej młodości, ale zmarszczki nie była jeszcze pod postacią bruzd.

Spojrzał na bladą ze zdenerwowania dziewczynę i zapytał spokojnym głosem.

-Dzień dobry, zgubiła się pani?
Silny amerykański akcent mocno się wybijał.

- Właściwie to nie. Przyszłam po informację. Nazywam się He... Harley Cavendish i jestem czarownicą. Kilka lat temu skończyłam Hogwart.- Powiedziała z perfekcyjnie zagraną czystokrwistą manierą.

Mężczyzna spojrzał na nią spod byka, rozejrzał się dookoła i wpuścił do mieszkania.

- Kto cię tutaj przysłał Czarodziejko? Mam nadzieję, że jesteś w dobrej wierze. Znam takie jak ty... Uwodzicielki i morderczyni.- Mężczyzna mówił z lekką pogardą.

Hermiona przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę, że przybycie tutaj samemu nie było zbyt dobrym pomysłem.

-Przyszłam z własnej woli, drogi panie. Intryguje mnie jedna rzecz, a mówią, że może mi pan pomóc.- Skłoniła się lekko.

Widząc, że mężczyzna posługuje się anglosaskim językiem, postanowiła stosować tamtejsze maniery. Niestety nie wiedziała o tym zbyt dużo, więc jegomość spojrzał na nią dziwnie.

- Co więc cię tu sprowadza Czarodziejko? Jeśli ściągniesz kłopoty, bądźże przeklęta na wieki. Nazywam się Theodore Acroyd i jestem nie magiem. Znam za to tajemnic po, którą przyszłaś Czarodziejko.- Theodore uśmiechał się kpiącą.

Dziewczyna czuła się poniżona, ale bardzo zależało jej na informacjach. Nie czuła się komfortowo w mieszkaniu Acroyda, ale próbowała przezwyciężyć dreszcze obrzydzenia.

Ja tutaj tylko patrzę ! (Sevmione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz