§ 5.

393 26 7
                                    

Pod klinikę dotarłam w niecałe pół godziny. O tej porze nie było korków, a więc autobus mknął po mieście niemal z zawrotną prędkością. Przez ten czas udało mi się jednak poszperać trochę w Internecie i znaleźć kilka informacji na temat „Be Beauty". Oficjalna strona prezentowała się bardzo profesjonalnie. Można na niej było oczywiście znaleźć szeroką ofertę zabiegów pielęgnacyjnych, a także parę zdań na temat operacji plastycznych (szczegóły przy kontakcie osobistym). Jedną z zakładek poświęcono w całości założycielowi i właścicielowi firmy – Janowi Iwańskiemu. Jego życiorys był dość bogaty, więc przemknęłam tylko przez niego wzrokiem. Jakieś kilkaset słów na jego temat można by streścić do jednego stwierdzenia – człowiek sukcesu. Nie dość, że był niezwykle utalentowany, to jeszcze w zawrotnym tempie udało mu się wyrobić własną markę i stać się ulubionym chirurgiem plastycznym celebrytów. I to podobno nie tylko tych rodzimych. Koleś naprawdę musiał wygrać życie na loterii. Szkoda, że moja kariera póki co nie zapowiada się tak świetlanie.

Udało mi się także znaleźć opinie klientek korzystających z usług „Be Beauty". Było ich dość sporo i wszystkie niemal wychwalały placówkę pod niebiosa – świetna obsługa, sympatyczny personel, zabiegi pierwsza klasa. Normalnie nic tylko bić pokłony. Serio. Nie natrafiłam na ani jeden, ale to absolutnie żaden, komentarz z krytyką. Lub chociażby lekkim niezadowoleniem. Tak jakby Iwański zapłacił komuś za dodawanie chwalebnych wypowiedzi i natychmiastowe usuwanie tych zawierających chociaż cień hejtu. Albo po prostu był tak dobry w tym, co robił, że faktycznie nie można było mu nic zarzucić. Szczerze mówiąc, nie wiem, która wersja wydawała się bardziej prawdopodobna.

Stanąwszy przed budynkiem kliniki, zastanawiałam się, czy ostatnie wydarzenia nie przyniosą mu złej sławy i liczba klientów drastycznie spadnie. Są tacy ludzie, których nie obchodzi, że w ich ulubionym miejscu relaksu prawdopodobnie doszło do przestępstwa, ale na pewno znajdą się też tacy, którzy zaczną trząść portkami, wypną się na Iwańskiego i pójdą szukać innej kliniki, która być może, mimo niższych standardów, nie będzie miała na koncie porwania aktorki. I coś mi się wydaje, że ten strach nie miałby nic wspólnego z bezpieczeństwem, ale z reputacją, której przecież nie można sobie zszargać poprzez kontakty z człowiekiem, który mógłby okazać się porywaczem lub nawet mordercą. Myślę, że ludzi naprawdę stać na taką powierzchowność. W końcu jeśli płacą krocie za zwykły masaż, to pewnie nie życzą sobie, aby mieć do czynienia z jakąkolwiek namiastką kryminału.

Spodziewałam się, że wokół kliniki będą kręcili się jeszcze jacyś policjanci, ale żadnego nie zauważyłam. I całe szczęście, nie będę się musiała zbytnio tłumaczyć, co tutaj właściwie robię i może nawet całkiem sprawnie uda mi się przeprowadzić moje małe śledztwo. Nie liczyłam na to, że dowiem się czegoś spektakularnego, co zmieni kontekst całej tej sprawy, ale miałam cichą nadzieję, że jednak uda mi się dotrzeć do czegoś interesującego.

Nigdy nie odwiedziłam tego typu miejsca, ale wchodząc do środka, starałam się stwarzać wrażenie, jakbym robiła to regularnie. Miałam nadzieję, że w szpilkach, cygaretkach i żakiecie wyglądałam na tyle dostojnie, aby nie wzbudzać podejrzeń, co do tego, że stać mnie na te rozrywki, które oferowało „Be Beauty". W rzeczywistości, gdybym miała ochotę zaszaleć i spędzić tu tak przez wszystkich zachwalany „dzień odnowy dla duszy i ciała" musiałabym chyba zaciągnąć jakąś chwilówkę. A potem spłacać ją do końca aplikacji. Nie, dziękuję. Wymoczenie się w wannie w wodzie z jakimś kojącym płynem do kąpieli w zupełności mi wystarczy i nie pozbawi środków do życia.

Hall, w którym mieściła się recepcja, był naprawdę spory i w obecnej chwili kompletnie pusty, jeśli pominąć siedzącą za kontuarem dziewczynę mniej więcej w moim wieku. Hm, wyglądało na to, że Iga Sztern już odcisnęła na tym miejscu swoje piętno. Co prawda nie było jeszcze południa, a klinika pewnie przeżywa szturm wieczorami, ale nie wierzę, że nie znalazło się chociażby kilka tych obrzydliwie bogatych paniusi, wydających fortunę mężów, których wiecznie nie ma w domu, a które nie znoszą tłumów i wybierają relaks z rana. Nieco utrudniało to mój plan, bo miałam nadzieję wmieszać się między inne klientki i trochę rozejrzeć, ale w zaistniałej sytuacji nie miałam na to szans. Recepcjonistka już mnie zauważyła i uśmiechnęła szeroko. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko ruszyć w jej stronę.

To dla mnie Pestka! (Pestka #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz