Bazując na tym, jaki charakter miał mój patron, mogłam śmiało spekulować w kwestii tego, jak prezentowała się jego małżonka. Pozory lubią mylić, ale oczami wyobraźni widziałam wysoką, smukłą panią w średnim wieku z wyniosłą miną i powściągliwym usposobieniem, które nie pozwalało jej na żadne szerokie uśmiechy czy inne przejawy sympatii bądź zadowolenia. Tyle że ktoś taki nie mógłby wychować szarmanckiego, zawsze uśmiechniętego syna i nieco postrzelonej, ale pozytywnie zakręconej córki. O, nie. Elżbieta Dziurowicz musiała być zupełnym przeciwieństwem męża, bo w innym wypadku Ksawery i Kalina nie byliby tacy, jacy byli. I tak też było w rzeczy samej.
Pod dom Dziurowiczów dotarliśmy po niecałej pół godzinie. Prawnik zostawił samochód na podjeździe, po czym razem skierowaliśmy się do drzwi wejściowych, które otworzył swoim kompletem kluczy, a następnie przepuścił mnie w progu. Dotarłam zaledwie do połowy hallu, kiedy nagle na horyzoncie pojawiła się dotąd nieznana mi postać. Była drobna i niewiele wyższa ode mnie z sięgającymi ramion, ciemnymi, prostymi włosami. Ubrana była w ładną, ale niezbyt stroją sukienkę, a w ręce trzymała kuchenną ścierkę. I to było tyle, co udało mi się zauważyć, zanim niemal podbiegła do mnie z szerokim uśmiechem na ustach i zamknęła w dość mocnym uścisku.
– Kochana, tak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać! – krzyknęła mi do ucha tak, że o mało nie pękł mi bębenek. Dobrze chociaż, że głos miała w miarę przyjemny, a nie jakiś piskliwy. – Ksawciu i Kala tyle dobrego mi o tobie opowiadali, a mój uparty mąż postawił sobie za punkt honoru, że cię przede mną ukryje. Cóż za nonsens! Od zawsze mu powtarzałam, że jak bierze się kogoś pod opiekę na trzy lata, to prawie jakby się zyskiwało nowego członka rodziny!
Nie miałam zielonego pojęcia, co na to odpowiedzieć. Zresztą, nawet jeśli bym wiedziała, to i tak nie miałabym na to szans. Jej uścisk był niemal tak samo duszący jak jej syna. Najwyraźniej to u nich rodzinne.
– Nie demonizuj mnie już tak – burknął gdzieś za mną mój patron. – I puść tę biedną dziewczynę, bo jeszcze mi ją tu udusisz, a wolałbym nie bronić cię w procesie o morderstwo.
Chyba pierwszy raz byłam Dziurowiczowi za coś naprawdę wdzięczna. Po tym komentarzu jego żona odsunęła się nieco ode mnie, więc mogłam złapać oddech i skupić się na poszukiwaniu w głowie jakichś grzecznościowych formułek, chociaż jej ręce wciąż spoczywały na moich ramionach.
– Nie słuchaj tego starego zgreda – zwróciła się do mnie, tak jakby jej mąż wcale tego nie słyszał. – Ja bym nawet muchy nie skrzywdziła. Nie to co on. Mam nadzieję, że za bardzo cię nie dręczy, co, kochana?
Przez chwilę pozostawałam jeszcze w szoku, że ktoś tak gburowaty jak mój patron mógł poślubić taki tajfun pozytywnej energii, jakim okazała się jego żona. Jak to mówią – niby przeciwieństwa się przeciągają, ale ta para wydawała się tak surrealistyczna, że ponad trzydzieści lat ich wspólnego życia musiało być istnym cudem.
– Nie, nie bardzo – wykrztusiłam w końcu. – Tylko trochę – dodałam żartobliwym tonem, a w tym momencie Dziurowicz mijał nas, chcąc przejść w głąb domu, więc zauważyłam, że przewrócił oczami. Widocznie w obecności żony miał nieco większy dystans do samego siebie.
– No, ja mam nadzieję – odparła kobieta. – Karol czasami bywa zbyt surowy, twierdząc, że to dla dobra młodego pokolenia, ale nie bierz tego do siebie. A jakby tak jednak przesadził, to zgłoś się do mnie – dodała konspiracyjnym tonem, puszczając mi oczko. – Ja go już tam odpowiednio ustawię.
Zaśmiałam się pod nosem, bo wyglądało na to, że o ile w życiu zawodowym Dziurowicz nie dawał sobie w kaszę dmuchać i praktycznie z nikim się nie liczył, o tyle w osobistym najwyraźniej był pantoflarzem. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że ludzie mają różne twarze w różnych środowiskach. I prawnik nie był w tej kwestii wyjątkiem. Chociaż jego żona wyglądała na kobietę, która potrafiłaby zdominować niemal każdego faceta, więc może mecenas nie miał wyjścia i mimowolnie musiał się poddać jej małej dyktaturze.
CZYTASZ
To dla mnie Pestka! (Pestka #1)
Ficción GeneralAnastazja Brańska od zawsze wierzyła, że ciężka praca i upór to podstawowe składniki przepisu na sukces. Dlatego też wybierając kancelarię prawną, w której miała odbyć aplikację, nie wahała się ani chwili. To musiała być Karlicki&Lubczynko - najleps...