Kilka godzin później siedziałam przy barze, sącząc niemrawo jakiś niskoprocentowy trunek, ale myślami wciąż byłam w kancelarii. O dziwo, mecenas Dziurowicz zgodził się z taktyką, jaką zaproponowałam, więc niezwłocznie zabraliśmy się do tworzenia listy osób, które należałby prześwietlić. W gruncie rzeczy na pewno było takich znacznie więcej, niż mogliśmy przypuszczać, w końcu Iga Sztern była znaną celebrytką i wokół niej pewnie kręciło się wielu podejrzanych typów, ale na początek postanowiliśmy wytypować tych, którzy do tej pory w mniejszym czy większym stopniu wydawali się jakkolwiek powiązani z jej zniknięciem. Po intensywnej burzy mózgów udało nam się wyznaczyć kilka nazwisk, z którymi wypadałoby się skontaktować, aby uzyskać szerszy obraz nie tylko samego zaginięcia aktorki, ale także tego, co działo się w jej życiu nieco wcześniej. Przecież musiała istnieć jakaś przyczyna tego całego zamieszania, a jej odkrycie powinno stanowić pierwszy krok do namierzenia jego sprawcy.
Nie przyznałam się patronowi, że nie do końca wierzę w niewinność Iwańskiego, ale nie zaprotestował, kiedy zasugerowałam, że na naszej liście powinna się też znaleźć żona chirurga oraz sąsiedzi, którzy mogliby zeznać, że widzieli go tego dnia po domem w godzinach popołudniowo-wieczornych. Widocznie Dziurowicz nie był jednak tak pewny prawdomówności klienta, jak próbował go przekonać. Albo wiedziony doświadczeniem wolał dmuchać na zimne i mimo wszystko wykazać odrobinę braku zaufania niż zostać wyrolowanym. Tak czy inaczej, cieszyłam się, że mieliśmy wspólny front i wyglądało na to, że to mnie w głównej mierze przypadanie przeprowadzenie rozmów z naszymi świadkami bądź też potencjalnymi podejrzanymi. Mój opiekun twierdził, że nie ma cierpliwości do takich przesłuchań, ale był zadowolony z tego, jak poprowadziłam rozmowę z Iwańskim, więc uznał, że dam sobie radę. Trochę zdziwiła mnie na nagła wiara w moje prawnicze zdolności, ale ani mi się śniło protestować. Miałam zamiar zaangażować się na maksa i dać z siebie wszystko.
Byłam tak zmotywowana, że z marszu chciałam zacząć swoje śledztwo, ale Dziurowicz ostudził nieco moje zapędy, twierdząc, że piątkowe popołudnie nie jest dobrym momentem na nachodzenie ludzi i zmuszanie ich do rozmowy na temat, którego najchętniej unikaliby jak ognia, i lepiej zakłócić im spokój w poniedziałek z rana. Osobiście nie liczyłabym na to, że wtedy będą bardziej chętni do pogawędki, ale nie chciałam się kłócić. Tym bardziej, że patron zasugerował, abym resztę dnia poświęciła na przygotowanie pytań, które powinnam zadać konkretnym osobom. Zwykle w takich sytuacjach szłam po prostu na żywioł, ale to miała być moja pierwsza poważna sprawa i nie chciałam niczego spieprzyć. Zwłaszcza że dostałam pozwolenie na samodzielne działanie. Bezpieczniej było się więc przygotować.
Kiedy ślęczałam przy biurku i zapisywałam kolejne kwestie, które wymagały wyjaśnienia, nagle dotarło do mnie, że nie zadałam Iwańskiemu jednego z najważniejszych pytań. A mianowicie tych dotyczących motywu. Skoro policja postawiła mu zarzuty, musieli przynajmniej przypuszczać, z jakiego powodu chirurg miałby dopuścić się porwania. Na pewno nie dla okupu, bo kasy miał przecież jak lodu. Może miał na punkcie Igi obsesję? Niewykluczone, ale raczej mało prawdopodobne. Nie wyglądał na chorego psychicznie, a po co miałby ją więzić, będąc o zdrowych zmysłach? No chyba że plotki o romansie były prawdziwe, Sztern postanowiła zakończyć tę relację, a Iwański nie chciał jej na to pozwolić. Teoretycznie możliwe, ale jakoś nie pasowało mi to do człowieka, którego dzisiaj poznałam. Chociaż, jak to mówią – pozory lubią mylić. Po wykluczeniu tych wersji zdarzeń została jedna, którą już poprzedniego dnia podzieliłam się z patronem – Iwański zrobił Idze jakiś zabieg, coś poszło nie tak, pacjentka zmarła na stole, a lekarz postanowił to zatuszować. Być może też naciągane, ale w gruncie rzeczy chyba najbardziej wiarygodne.
Mimo iż kwestia motywu nie dawała mi spokoju, musiałam pamiętać, że to nie na nim powinnam się skupiać. Moim obowiązkiem jako obrońcy było znalezienie dowodów na niewinność klienta lub chociażby takich, które poddawałyby jego winę w wątpliwość. To, czy faktycznie miał coś na sumieniu i co go do tego skłoniło, było sprawą drugorzędną.
CZYTASZ
To dla mnie Pestka! (Pestka #1)
General FictionAnastazja Brańska od zawsze wierzyła, że ciężka praca i upór to podstawowe składniki przepisu na sukces. Dlatego też wybierając kancelarię prawną, w której miała odbyć aplikację, nie wahała się ani chwili. To musiała być Karlicki&Lubczynko - najleps...