§ 15.

303 22 5
                                    

Kawiarnia okazała się niezbyt zatłoczona, więc bez problemu mogłam zająć stolik, który równocześnie stał w dość ubocznym miejscu i dawał mi dobry widok na drzwi wejściowe. Nigdzie nie widziałam samotnej kobiety, więc wiedziałam, że moja rozmówczyni jeszcze nie dotarła. Przyjęłam tę wiadomość z ulgą, bo potrzebowałam chwili, aby zebrać myśli i nastawiać się bojowo do tego spotkania.

Kilkanaście minut później do środka weszła kobieta około czterdziestki i rozejrzała się nieco nerwowo po pomieszczeniu, jakby kogoś szukała. Chociaż widziałam ją pierwszy raz w życiu, nie miałam wątpliwości, że to mój świadek, z którego miałam zamiar wszystko wyciągnąć.

Kiedy jej wzrok przemknął po mnie, uniosłam rękę i szeroko się uśmiechnęłam. Cóż, nie miałam zamiaru przez całe spotkanie być przesadnie miła, bo to zwykle nie szło w parze ze skutecznością, ale przynajmniej na początek mogłam pobawić się w dziewczynę z sąsiedztwa. Może wtedy będzie skłonna więcej mi powiedzieć.

– To pani jest tą prawniczką, która chciała się ze mną spotkać? – spytała beznamiętnym głosem, kiedy już podeszła do mojego stolika.

Miałam chwilę, żeby przyjrzeć się jej bliżej. Miała na sobie zwykłe dżinsy, bawełnianą bluzkę w kwiaty i adidasy, a włosy niedbale spięte klamrą. Mogłaby się wydawać nawet ładna, gdyby nie zmarszczki na twarz i wory pod oczami. Ogólnie sprawiała wrażenie zmęczonej. Zmęczonej życiem.

– Tak, to ja – potwierdziłam, wskazując jej krzesło naprzeciwko siebie. – Anastazja Brańska.

– Iwona Dudzik – odparła.

Usiadła, nie opierając się plecami o oparcie krzesła. Nie odłożyła też torebki, którą miała zarzuconą na ramieniu. To był znak, że nie zamierzała przeprowadzać zbyt długiej rozmowy i chciała jak najszybciej opuścić moje towarzystwo. Była zdenerwowana, o czym z kolei świadczyło lekkie potupywanie lewą nogą. Może nie znałam się zbytnio na ludzkiej psychice, ale akurat w tym wypadku jak na dłoni było widać, że kobieta miała ochotę uciec stąd, gdzie pieprz rośnie.

– Dziękuję, że zgodziła się pani na to spotkanie – odezwałam się pierwsza, bo wyglądało na to, że moja rozmówczyni nie powie nic sama od siebie.

– Cóż, tak pani nalegała, że nie miałam wyjścia – odparła nieco opryskliwie, ale zupełnie się tym nie przejęłam. – Możemy od razu przejść do rzeczy? Syn czeka na mnie w domu, muszę zrobić mu obiad.

Dziecko było zapewne tylko wymówką, ale faktycznie nie było sensu niepotrzebnie przedłużać tej rozmowy. Musiałyśmy jednak wstrzymać się na moment, bo podeszła do nas kelnerka. Ja zamówiłam latte i kremówkę, a pielęgniarka mocną, czarną kawę, chociaż miałam wrażenie, że zrobiła to tylko z grzeczności, bo na pewno nie chciała zostawać tu tak długo, aby zdążyć ją wypić.

– Dobrze, nie będę owijać w bawełnę – zaczęłam, kiedy kelnerka już się oddaliła. – Wiem, że zeznała pani policji, że nie widziała, aby Iga Sztern opuszczała tamtego dnia budynek kliniki. Mam jednak podstawy twierdzić, że było zgoła inaczej.

Nie była to do końca prawda, ale chciałam zobaczyć reakcję mojej rozmówczyni. Zamrugała nieco nerwowo, ale nie dała się zbić z pantałyku. Jeszcze.

– A niby jakie to są podstawy? – syknęła. – Owszem, widziałam ją tamtego dnia, jak wchodziła do gabinetu doktora Iwańskiego, co on sam też potwierdził. A co się stało później, nie mam pojęcia. Niemal całą zmianę przesiedziałam w gabinecie dla pielęgniarek, porządkując dokumentację z poprzedniego miesiąca. Nie działo się nic podejrzanego.

Za to jej tłumaczenia były nieco podejrzane. Nie pytałam o szczegóły, które mi podała. Zabrzmiało to tak, jakby usilnie chciała przekonać mnie do swojej wersji. I przy okazji chyba także siebie. Widocznie powtórzyła to jeszcze zbyt mało razy, aby w pełni uwierzyć w to kłamstwo.

To dla mnie Pestka! (Pestka #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz