– Widzę, że masz tu nawet całkiem niezły sprzęt – oznajmiłam, spoglądając na tylne siedzenie, na którym leżał aparat fotograficzny ze sporym obiektywem. – Pełna profeska – dodałam, kiwając głową z uznaniem.
Dotarcie na miejsce, gdzie rzekomo spotykała się banda Kaktusa, zajęło nam jakieś trzydzieści minut. Nie wiedzieliśmy, który dokładnie z opuszczonych magazynów stanowił ich kryjówkę, więc Ksawery starał się zaparkować tak, aby nasz samochód nie był zbyt widoczny, ale żeby równocześnie jego położenie pozwalało nam na ogarnięcie wzrokiem jak największego pola widzenia. Byłam przygotowana na pełną koncentrację i czujność, ale póki co nic nie zwróciło naszej uwagi. Zaczynałam pomału wątpić w to, czy w ogóle byliśmy we właściwym miejscu.
Dziura również spojrzał za siebie, po czym chwycił aparat i go włączył.
– Zdziwiłabyś się, jak często zlecenia, które dostaję, wymagają zabawy w prywatnego detektywa i dostarczania klientom dowodów w postaci zdjęć – odparł. – Stwierdziłem więc, że warto zainwestować w coś porządnego, żeby potem nie dostawać reklamacji, że fotki są kiepskiej jakości.
Uznałam, że ta uwaga to świetny pretekst do tego, aby zadać mu pytanie, które nurtowało mnie już od dłuższego czasu, a mianowicie – na czym właściwie polegała jego praca, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, usłyszałam dźwięk puszczanej migawki. I z przerażeniem stwierdziłam, że obiektyw był wycelowany prosto we mnie.
– Czy ty właśnie zrobiłeś mi zdjęcie? – spytałam z niedowierzaniem.
– A i owszem – odparł jak gdyby nigdy nic, wpatrując się w wyświetlacz. – Wyszło całkiem nieźle, ale twoja mina raczej nie powala – dodał, przysuwając się nieco bliżej mnie, abym i ja mogła zobaczyć, jak zostałam uwieczniona.
Tak, zdecydowanie to nie było moje najlepsze wydanie. Poza tym nigdy nie przepadałam za robieniem sobie zdjęć i kompletnie nie rozumiałam ludzi, którzy robili sobie sto selfie na minutę. Ja ograniczałam się tylko do fotografii potrzebnych do dokumentów (na których prawie wszyscy wychodzili niekorzystnie, włącznie ze mną) i takich, które miały stanowić pamiątkę jakichś ważnych wydarzeń. Ostatnia, na jaką sobie pozwoliłam, to ta na zakończenie studiów, pokazująca mnie dumnie ściskającą w ręce pracę magisterską.
– Usuń je – zarządziłam. – Jest okropne.
– Wcale nie – zaprzeczył z uśmiechem. – Ale faktycznie mogłabyś się uśmiechnąć.
– Ale tego nie zrobiłam, bo mnie nie ostrzegłeś, więc je teraz skasuj.
– Nie. – Dalej się upierał. – Na swój sposób jest całkiem urocze.
Oj, chyba mamy inną definicję słowa „urocze".
– Absolutnie nie. – Też nie dawałam za wygraną. – Usuń je natychmiast.
Sądziłam, że teraz nastąpi jakże dojrzała wymiana zdań oparta na dwóch słowach – tak i nie – wykrzykiwanych przez nas naprzemiennie, ale, ku mojemu dziwieniu, Ksawery przyglądał mi się przez moment uważnie, po czym uśmiechnął się kpiarsko.
– Dobrze, ale pod jednym warunkiem – oznajmił, a ja przewróciłam oczami, czekając na to, aż dowiem się, jaki to będzie warunek. – Pozwolisz mi zrobić sobie jeszcze jedno. I tym razem słodko się uśmiechniesz.
Ta i jeszcze czego? Może mam zrobić ten niby uwodzicielski, ale tak naprawdę tandetny dziubek?
– Nie ma mowy – stanowczo zaprotestowałam. – Nie znoszę oglądać swoich zdjęć – dodałam, aby jakoś uargumentować moją odmowę.
CZYTASZ
To dla mnie Pestka! (Pestka #1)
Ficção GeralAnastazja Brańska od zawsze wierzyła, że ciężka praca i upór to podstawowe składniki przepisu na sukces. Dlatego też wybierając kancelarię prawną, w której miała odbyć aplikację, nie wahała się ani chwili. To musiała być Karlicki&Lubczynko - najleps...