§ 6.

404 30 16
                                    

Pod adres podany przez Dziurowicza dotarłam dopiero wczesnym popołudniem. A to wszystko przez to, że za cholerę nie mogłam znaleźć tej zielonej teczki, o którą prosił, a która ostateczne okazała się segregatorem w kolorze turkusowym. W życiu bym na to nie wpadła, gdyby nie Olka, która poratowała mnie po godzinie grzebania w biurze pana mecenasa i wykonaniu do niego niezliczonej ilości telefonów, których nie raczył odebrać. Jak wymagał ode mnie rzeczy, które nie należały do moich obowiązków, to niech chociaż będzie precyzyjny. Albo osiągalny.

Przez te przedłużające się poszukiwania do pierwszego autobusu wsiadłam, kiedy na drogach zaczął się popołudniowy zgiełk i podróż, która już na Google Maps wydawała mi się trwać wieczność, przeciągnęła się jeszcze bardziej. A potem dodatkowo czekał mnie kilkunastominutowy spacer, bo dom, do którego zostałam wysłana, jak na złość znajdował się na samym końcu niezwykle długiej ulicy. Gdybym codziennie miała tak drałować z przystanku, to chyba poważnie zastanowiłabym się nad przeprowadzką. Albo zainwestowaniem w nawet  największego gruchota, żeby tylko nie musieć znosić tego maratonu. Mieszkający tu ludzie nie mieli chyba takiego problemu. Mijane przeze mnie posesje w większości wyglądały na wypasione wille, z garażami na co najmniej dwa samochody. No cóż, jak kogoś stać mieszkać na zadupiu, gdzie nie dojeżdża autobus, to proszę bardzo. Ja już chyba na zawsze utknę w centrum miasta. Nawet jeśli w końcu zarobię na jakieś autko, to szkoda byłoby mi czasu na codzienne dojazdy.

Dom z numerem 35 nie był może tak okazały jak pozostałe, ale i tak prezentował się całkiem nieźle. Na oko całkiem spory metraż, dwa piętra, wypuzlowany podjazd i zadbany ogródek. Wszystko wyglądało schludnie, nieco surowo, ale mimo wszystko z taką nutką swojskości i uroku. Cały ten obraz nawet zgrywał mi się z mecenasem Dziurowiczem, bo jak przypuszczałam, to właśnie on był właścicielem tego przybytku. Natomiast tę odrobinę sielanki przypisałabym w zasłudze jego żonie.

Lekko zdyszana, po tym nieplanowanym marszu w szpilkach z wielkim segregatorem pod pachą, dopadłam w końcu furtki i wcisnęłam dzwonek, spodziewając się, że po chwili z domofonu odezwie się czyjś głos. Byłam tak skupiona na wyrównaniu przyspieszonego oddechu, że ledwo zakodowałam fakt, iż bramka zabrzęczała, dając znać, że ktoś w domu ją otworzył, nie upewniwszy się, kto przed nią stoi. Na szczęście zdążyłam w porę ją pchnąć i sekundę później byłam już na terenie posesji. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Spodziewałam się, że może mi je otworzyć żona Dziurowicza, więc chciałam zrobić na niej dobre pierwsze wrażenie. Może mnie polubi i szepnie mężowi o mnie dobre słówko. W końcu nie od dziś wiadomo, że kobieta zakochanemu w niej mężczyźnie niejedno może wmówić. Nie żebym chciała to jakoś niecnie wykorzystać, ale lekka sugestia na pewno nie zaszkodzi.

Ledwo stanęłam przed progiem i nawet nie zdążyłam się porządnie uśmiechnąć, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich postać, która nie była ani moim patronem, ani tym bardziej uroczą panią w średnim wieku. O nie, tego zupełnie się nie spodziewałam.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – spytał stojący przede mną mężczyzna.

I to nie byle jaki mężczyzna! Aby spojrzeć mu w oczy, musiałam poderwać głowę do góry, bo nawet w szpilkach byłam od niego z dobre dwadzieścia centymetrów niższa. Postawną sylwetką zasłaniał mi niemal cały widok, jaki znajdował się wewnątrz domu. Zdecydowanie musiał chodzić na siłownię, bo takimi mięśniami to natura raczej nie szasta. Jasnobrązowe włosy miał postawione nieco do góry, a na twarzy lekki zarost. Oczy w kolorze głębokiego, morskiego błękitu wpatrywały się we mnie oczekująco, a kiedy lekko się uśmiechnął, ukazał mi się tak przeuroczy dołeczek, że aż się prawie rozpłynęłam.

Boże, czy ja aby na pewno trafiłam pod właściwy adres?

Weź się w garść, Nastka! To nie czas na uganianie się za facetami! Jesteś tu w sprawie służbowej i na tym masz się skupić. Twoja kariera sama się nie rozpędzi, a na romansowanie przyjdzie jeszcze pora.

To dla mnie Pestka! (Pestka #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz