Two cookies

505 52 6
                                    


Za oknem padało już od dobrych dwóch godzin, powodując, że przez ten czas nie mieli żadnego klienta. Keith nudził się. Przerwa już dawno mu się skończyła, telefon rozładował i w dodatku Shiro nie było. Nie mógł się dziś pojawić ze względu na powoli zbliżający się ślub jego i Adama. Musieli wybrać kwiaty, sale, zaproszenia, garnitury, tort, jedzenie, muzykę, pierścionki. I akurat na dziś wypadła przymiarka garniturów. Czarnowłosy westchnął, gdy minęła kolejna minuta. Przeniósł wzrok z tarczy zegara na ładujący telefon. Powolnym krokiem podszedł do niego, by tylko zobaczyć, ile ma procent. W fioletowookim zawrzała złość, gdy spostrzegł, że kabel nie był do końca włożony do wtyczki. Warknął zdenerwowany i tym razem dobrze podłączył telefon. Chłopak wzdrygnął się, gdy usłyszał dzwonek. Szybko podszedł z powrotem do kasy i uniósł wzrok, by przywitać nowego klienta. Zamarł w pół zdania, gdy fioletowe tęczówki spotkały się z niebieskimi. Stali tak patrząc na siebie, bez słowa. Jedynym dźwiękiem był odgłos kropli uderzających o parapet na zewnątrz. Keith otrząsnął się, gdy zauważył, jak chłopak wzdrygnął się, gdy kropla wody z włosów spadła mu na nos. Spuścił głowę niżej, przez co czarne włosy przysłoniły jego zaczerwienione policzki. Cicho odchrząknął, by oczyścić gardło.

— Dzień dobry, co podać? — powiedział standardową formułkę, udając, jakby kasa fiskalna przed nim była niezwykle interesująca. Jednak nie doczekał się odpowiedzi, przez co zdezorientowany spojrzał na szatyna. Na ustach tamtego błąkał się uśmiech. Keith coraz bardziej był skrępowany. — Coś podać?

Tamten wyrwał się z letargu, gdy usłyszał głos chłopaka. Delikatny uśmiech znikł, a na jego miejsce wszedł zawadiacki. Latynos oparł się o blat, cały czas na niego patrząc.

— Poproszę ciasteczka z kawałkami czekolady — odparł radośnie. Keith zamrugał skołowany, ale odwrócił się i podszedł do szafki z szybą, za którą stały ciasteczka. Założył foliową rękawiczkę, wziął torebkę do ręki i rozsunął szybkę.

— Ile? — zapytał, od razu wkładając jedno ciasteczko.

— Sześć — usłyszał. Szybko włożył pozostałe i sprawnie zamknął torebkę, składając jej brzeg. Powrócił do kasy i położył opakowanie na blacie. Zaznaczył, to co chciał niebieskooki i tego ilość. Przeniósł na niego wzrok. — Coś jeszcze?

— Hm... — chłopak złapał się za brodę. Chwilę milczał, udając, że się zastanawia. W końcu pstryknął palcami, sygnalizując, że wpadł na jakiś pomysł. — Poproszę jeszcze twój numer i imię.

Czarnowłosy uniósł brew w zdziwieniu po usłyszeniu słów niebieskookiego. Oparł się o ladę i podniósł brodę.

— Moje dane osobowe nie są wpisane w ofercie — odpowiedział. Obserwował, jak uśmiech Latynosa robił się słabszy, ale nie zniknął. Szatyn pochylił się nad blatem, zatrzymując się przed jego twarzą. Policzki czarnowłosego przybrały krwisty kolor.

— Co... Co ty robisz? — zapytał. Zawstydzony odsunął się.

— Jestem Lance — powiedział. Szatyn przeniósł z niego wzrok niżej by zauważyć leżące kartki i długopis. Wziął go i zaczął coś pisać na kartce. Chwilę potem, w rękach czarnowłosego znajdowała się kartka, na której napisany był rząd cyfr. Niebieskooki położył pieniądze na blacie, których zdecydowanie było za dużo. — A to mój numer, skoro nie chcesz podać swojego.

Chłopak odsunął się i powoli skierował w stronę drzwi. Jednak za nim wyszedł, zaszczycił ostatnim spojrzeniem Keitha machając mu na pożegnanie.

** •̩̩͙✩•̩̩͙ * ˚ ˚ * •̩̩͙✩•̩̩͙ *˚*.・。.・゜✭・ 

Witam kolejny raz!

I o to kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się podoba!

~Lamorożec

Chocolate chip cookies || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz