1

4.7K 54 28
                                    

Kraków, Wawel, Luty Rok 1390

***

- Margit, podaj mi dzban z winem.

Dwórka zawahała się. Młoda królowa ostatnio piła wina coraz więcej. Co prawda zdarzało się jej go nadużyć już po śmierci matki, chociaż najczęściej przed planowanymi wizytami męża w sypialni albo zaraz następnego dnia, jednak od kilku miesięcy, kiedy przyłapała króla na miłosnych igraszkach z jedną ze służek, piła je właściwie bez przerwy.

- Nie dosłyszałaś? Wina, Margit!

- Pani, dopiero śniadałaś...

Gdyby wzrok władczyni mógł zabijać, z pewnością to by się stało. Dwórka zadrżała. Bała się swojej królowej. Nie poznawała swojej małej ptaszyny, którą opiekowała się w dziecięctwie. Kiedyś była pogodna i radosna. I chociaż zawsze była troszkę zbyt rozsądna jak na swój wiek, potrafiła cieszyć się życiem. Jeszcze mieszkając w Budzie uczestniczyła chętnie w zabawach dworskich, ucztach, turniejach rycerskich. Lubiła się stroić i przymierzać kolorowe błyszczące klejnoty. Nawet, gdy wyjechała do Krakowa, kiedy dotarła na chłodny i skromny Wawel, jej radość nie minęła. Po koronacji starała się, oprócz oczywiście dbania o dobro królestwa, urządzać swój nowy dom na modłę węgierską. Nie miała zbyt dużego pola do popisu, bo zamek nie był tak okazały jak jej rodzinny, ale czyniła to ochoczo i ze szczęściem w oczach. Z taką niecierpliwością oczekiwała na przyjazd narzeczonego z Wiednia... Wszystko się zmieniło, gdy Wilhelm po raz pierwszy zawitał do jej alkowy by przypieczętować ich dziecięcy ślub w Wiedniu. Zaraz po tym ważnym wydarzeniu była przygaszona, smutna i zamyślona. Margit domyślała się rozczarowania młodej małżonki, choć Jadwiga nie chciała o tym mówić. W każdym razie cały Wawel przekazywał sobie plotki o tym, że w tę pierwszą wspólną noc młodych małżonków, zanim panowie dobrze usadowili się w korytarzu pod komnatą królowej, już było po wszystkim. Podobno po kilku chwilach pełen zadowolenia na twarzy książę Wilhelm wyszedł z jej komnaty i skwitował: „No, to kiedy koronacja?" Z czasem przygnębienie Jadwigi pogłębiało się, a gdy Wilhelm odmówił pomocy jej matce i siostrze, coś w niej pękło. Stała się oschła, surowa, czasem nawet gwałtowna i... na Boga - tak bardzo nieszczęśliwa. Była wciąż bardzo piękna, wręcz nieziemsko. Regularne rysy twarzy, kryształowo przezroczyste niemal oczy, mlecznobiała cera, której kolor podkreślała czerń szat towarzyszących bez przerwy Jadwidze od czasu śmierci rodzicielki - to wszystko sprawiało, że budziła w dworzanach i panach wielki zachwyt. Szkoda tylko, że nie można było spod czarnego welonu dojrzeć pięknych włosów królowej, bo stanowiły one wspaniałą ozdobę jej kształtnej głowy.

- Margit...

Dwórka nalała wina do szklanego kielicha. Drżącą ręką podała go królowej. Ta wychyliła go duszkiem.

- Rozwodniłaś... - powiedziała płaczliwie z wyrzutem. Margit nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale okazało się, że to nie było pytanie, tylko stwierdzenie, bo królowa postawiła kielich na ławie, głośno czknęła i wyjęczała:

- Dolej... Dziś moje szesnaste urodziny...

***

Jadwiga zdawała sobie sprawę z tego, że pije za dużo. Tyle, że robiła to z rozmysłem. Nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie tak nieszczęśliwa w małżeństwie. Miłowała kiedyś Wilhelma. Bardzo. Ale kiedy zorientowała się, że małżeństwo z nią zawarł dla korony, a obowiązki małżeńskie traktuje jak dopust boży, pogrążyła się w permanentnej rozpaczy. Już pierwsza ich wspólna noc dała jej do myślenia. Uznała wtedy, że Wilhelm najwyraźniej nie czytuje miłosnych poematów, nie słucha doświadczonych mężów i nie zależy mu na tym by jego małżonka doznała szczęścia w łożu. Kiedy panowie postanowili pozostawić ich sam na sam w komnacie, bez ceregieli pociągnął Jadwigę za rękę, potem pchnął na łoże, podciągnął koszulę, spod której wyjrzał jego bardzo mały wilhelm. Najpierw potarł go kilkunastokrotnie, póki nieco nie urósł, potem położył się na Jadwidze. Nie bacząc na to, że przycisnął łokciem jej piękne gęste włosy, próbował ręką nakierować do jej cennego kwiatu swoją męskość i kiedy w końcu udało mu się, wszedł w nią tak mocno, aż Jadwidze pociemniało w oczach i nie patrząc na jej łzy, kilka razy pchnął ją boleśnie. Kiedy już zrobił się czerwony na twarzy, a na jego czoło wyszła niepokojąco potężna żyła, zacisnął zęby, jęknął i opadł na poduszki. To nie było prawdą, co powtarzał dwór. Nie wyszedł zaraz do panów. Zasnął, chrapiąc potwornie głośno, pozostawiając młodą żonę we łzach.

Jeszcze kilka miesięcy temu uważała, że brakuje mu umiejętności i pewności siebie. I chociaż z każdym dniem czuła do niego coraz silniejszą niechęć, postanowiła pomóc ich małżeństwu. W końcu mieli wspólnie spłodzić przyszłego króla Polski, a wziąwszy pod uwagę, jak rzadko odwiedzał jej alkowę, możliwość ta stała pod ogromnym znakiem zapytania. Jadwiga oczywiście rozumiała, że nie lubił „tych rzeczy". Sama drętwiała za każdym razem, gdy Wilhelm przychodził do niej po zmierzchu, jednak z pokorą wykonywała swoje małżeńskie obowiązki.

Pogląd na stosunek męża do spółkowania z niewiastami zmieniła parę miesięcy temu, kiedy przyłapała Wilhelma na chędożeniu jej garderobianej. Kiedy weszła do jego komnaty, zobaczyła służkę leżącą na jego łożu z rozłożonymi na boki udami. Miała obnażone białe piersi, w które wgryzał się łapczywie król. To znaczy - domyślała się, że to on, bo trudno go było poznać jedynie po zaczerwienionych pośladkach i zlepionych potem kręconych włosach. Dopiero gdy podniósł się i odwrócił, przestraszony krzykiem dziewczyny, która właśnie dojrzała królową, zdołał tylko wykrztusić

- To nie tak jak myślisz...

***

Próbował się tłumaczyć, przepraszać... Właściwie to była zaskoczona jego reakcją, bo sądziła, że za nic będzie miał jej łzy upokorzenia. Ale pozostawała niewzruszona. Od kilku miesięcy nie miał wstępu do jej komnat i trzeba przyznać, że - czy to z szacunku jakiegoś do niej, czy z powodu tego, że zdążył sobie wybrać kolejny obiekt swojej niezaspokojonej chuci - dawał Jadwidze spokój. Dziś były jej urodziny. Szesnaste. Kiedyś myślała, że w tym wieku będzie już bawić się z maleńkim synkiem albo córeczką, albo nawet z dwójką naraz. Jednak Bóg miał jakiś plan w tym, że wciąż nie mieli potomstwa. Tak uważała. Tyle, że musiała sobie znaleźć jakiś nowy cel w życiu. Pomyślała o odwiedzeniu Litwy, o której tyle opowiadała jej babka Elżbieta. Chciała na własne oczy zobaczyć te puszcze, bagniska i niepoznane przez człowieka knieje, o których opowiadała jej krewna. Teraz władał nią oraz Księstwem Moskiewskim i Włodzimierskim Wielki Książę Wasyl, bo takie imię przyjął na chrzcie Jogaiła - dawny książę litewski, który wżenił się w rodzinę Dymitra Dońskiego, ale chociaż wraz ze ślubem schrystianizowana została również pogańska część Litwy, dopiero od roku Zakon Krzyżacki przyhamował rejzy na tereny litewskie, kiedy Książę Doński zmarł, a jego zięć przejął także Moskwę i Włodzimierz we władanie. Jadwiga prowadziła kiedyś korespondencję z Wielką Księżną, zapewniała o wsparciu i otwartym sprzeciwie wobec przemocy Krzyżaków. Pomimo tego, że ochrzczone były w różnych obrządkach, łączyła je wiara w tego samego Boga. Wymianę listów przerwała śmierć Zofii, która zmarła nagle na chorobę boku dwa lata po ślubie z Wasylem, pozostawiając go bezpotomnego. O śmierci Księżnej dowiedziała się z krótkiego listu, który dotarł do niej już po pogrzebie biedaczki. List był przypieczętowany przez jej męża, zawierał suchą informację o śmierci i pogrzebie. Liczyła, że wdowiec zwróci jej listy do Zofii, ale być może spalił je lub wyrzucił. Chciała chociaż odwiedzić grób księżnej i pomodlić się przy nim. Biedaczka... Zmarła tak młodo... Jadwiga pomyślała, że skoro skończyła już 16 lat i jest dorosłą w pełni, samodzielną królową, skoro Litwa jest chrześcijańska i nie ma co obawiać się pogańskich dzikusów czyhających na jej cześć, Wilhelm nie będzie jej przeszkadzał w wyprawie do sąsiadującego z nimi Księstwa. Zwłaszcza w obecnej sytuacji...

Zaklęta miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz