Rozdział III

164 13 2
                                    

- Więc jak mogę Ci pomóc? Czego ode mnie oczekujesz? - decydujące pytanie. Odpowiedź będzie wiązała się z wewnetrzną chęcią zmiany, a długość milczenia określi jego stan poddania się.

- Pomóż mi wydostać się z tego ciemnego labiryntu, pozbawionego barw.

Tak szybkiej odpowiedzi się nie spodziewałam, zaskoczył mnie. Uniosłam delikatnie głowę do góry, czując gdzieś w środku iż w tym momencie spoglądam w jego oczy. Mimowolnie moje konciki ust powędrowały ku górze.

- Postaram się zrobić co w mojej mocy, aby Ci pomóc. Myślę, że na dziś starczy. Zostawię swój numer telefonu na stoliku, abyś dzwonił w razie jakiegoś problemu. - oberwałam kawałek kartki, na której umieściłam numer zostawiając go na drewnianym blacie. - Dziękuję, że otworzyłeś się przede mną. Do zobaczenia.

- Dziękuję Ci Maja.

Delikatnie uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Idąc ku wyjścia zauważyłam auto i kierowcę czekającego na mnie - to dość miłe, kiedy ciągle ktoś na ciebie czeka, aby móc odwieźć cię bezpiecznie do domu.

Dochodziła godzina 19.00 kiedy to znalazłam się w domu, teoretycznie nie było tak późno, lecz czułam się jakbym nie spała z już na prawdę długo. Od razu po wejściu udałam się do łazienki by wziąć szybki prysznic. Kąpiel była odświeżająca, czymś w rodzaju czegoś, czego w tej chwili na prawdę potrzebowałam. Mimo głodu, który mi doskwierał jedynie wypiłam szklankę mleka i położyłam się do łóżka.

**
Był piątkowy wieczór. Siedziałam z mamą w pokoju, kiedy to tata wszedł nie witając się nawet - wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. Poszłam więc na górę, gdzie on się udał, zauważyłam jak pakuję walizkę, zapytałam więc.

- Co robisz?

- Wyprowadzam się.

Po tych słowach coś we mnie pękło, zaczęłam się drzeć, pytać co chce tym zachowaniem osiągnąć. Tłumaczył się cięgle tym, że to wszystko wina mamy, że to ona doprowadziła do tego iż nasza rodzina się zniszczyła - prawda była inna. Złapałam za walizkę płacząc i mówiąc, żeby się uspokoił, a on nadal swoje. Uciekłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, założyłam słuchawki i siedziałam skulona w kącie słuchając jakiegoś utworu. Mimowolnie sięgnęłam do szafki, z zamiarem wyciągnięcia jednej, jedynej rzeczy, która byłaby w stanie wyzwolić mnie z tego piekła. Miałam oczy pełne łez, prawie niczego nie widziałam kiedy to przyłożyłam ostrze do nadgarstka. Nie panowałam nad swoim zachowaniem. Czułam ten piekący ból oraz ciepłą ciecz ściekającą po dłoni.
**

Zerwałam się gwałtownie cała spocona i zdyszana. Chwyciłam za nadgarstek czując nadal ten ból. Ten sam koszmar nawiedzał mnie od tamtego czasu, gdy to wydarzenie nabrało realnych barw, wręcz krwistych, strasznych i mrocznych - nie wspominam tamtego czasu w żaden sposób pozytywnie. Zerknęłam ma zegarek, dochodziła 7.00 rano. Udałam się więc do łazienki, by rozpocząć od nowa moją codzienną poranną rutynę.

Wchodząc do kliniki ruszyłam do Nare by jak zawsze odebrać grafik dnia.

- Hej, masz dla mnie grafik? - zapytałam od razu, bez większych zabaw słownych.

- Tak tak mam, dam Ci jeżeli opowiesz mi o wczorajszej konsultacji z tym chłopakiem! - pisnęła podekscytowana, lecz tak, aby nikt jej nie słyszał.

- Nare, nie mam serio o czym opowiadać. To była serio normalna rozmowa, nic specjalnego, a też obowiązuje mnie tajemnica lekarska jakbyś o tym zapomniała. - puściłam jej obojętne spojrzenie, na które od razu zareagowała bezsilnością wobec mojej postawy. Bez żadnych "ale" podała grafik.

Dzień minął dość szybko, trzy spotkania z dzieciakami mającymi problemy psychiczne, bądź uzależnionymi od świata internetu - to najczęstrze konsultacje jakie odbywam. Nie narzekam, są to dość lekkie tematy w porównaniu do samookaleczania (mimo tego, iż sama miałam z tym do czynienia, jednak to nadal ciężki temat) czy też myśli samobójczych.

Po godzinie 16.00 udałam się do lekarza na spotkanie kontrolne. Co do czego mój stan nie poprawił się znacznie, mięśnie i ścięgna nie wrócą do poprzedniej sprawności, nie będę takie jak kiedyś. Moje dłonie straciły czucaie. Po okaleczniu się nie zostały tylko blizny, ale też wady i problemy. Będąc w amoku nie panowałam nad sobą, podcięłam nadgarstki zbyt mocno, uszkadzając mięśnie, a operacje, które odbyłam niewiele pomogły. Podziękowałam i wróciłam do domu. Byłam zmęczona, nie miałam ochoty na nic, dosłownie. Zrobiłam sobie kolacje, umyłam się i wróciłam do kuchni, by wypić szklankę mleka. Usiadłam przy stole myśląc, sama do końca nie wiedząc o czym. Patrzyłam przed siebie jak zahipnotyzowana skupiając wzrok na danym puncie. Dziwne uczucie przeszyło moje ciało. Wzrok tym razem wtopiłam w dłonie, zranione, wypełnione bliznami. Nie chciałam myśleć o przeszłości. Wstałam otrzepując się z wcześniejszych lat i udałam się na spoczynek.

Usnęłam, jednak nie na długo. Obudził mnie dźwięk walenia w drzwi i dzwonienia dzwonkiem, myśląc, że to sen przewróciłam się na drugą stronę mając gdzieś tam w głowie nadzieję, że zaraz przestanie się tam ktoś dobijać, jednak nic nie szło po mojej myśli. Wstałam zaspana i wkurzona bo zerkając na zegarek ujrzałam godzinę 02.14, założyłam szlafrok (miałam na sobie jedynie krótkie spodenki i przylegający do ciała top z długim rękawem, wszystko w kolorze czerni) kierując się do drzwi wejściowych. Walenie w drzwi było coraz to głośniejsze. Chwyciłam za klamkę.

- Człowieku jest druga w nocy a Ty się dobijasz do drzwi jakbyś nie widział, że wszystkie światła są zgaszone a co za tym idzie ludzie śpią! - odpowiedziała mi cisza, wydało się jakby nikogo nie było. Spuściłam głowe w dół, natrafiając na postać opierającą się o ścianę domu. Był to chłopak, a jego twarz była cała we krwi. Wystraszyłam się.

- Boże kochany co Ci się stało? Możesz wstać? Pomogę Ci. - mimo braku siły w dłoniach starałam się mu pomóc wstać. Jak kolwiek udało mi się to. Zaprowadziłam chłopaka do kuchni.

- Pójdę po apteczkę, dobra? Siedź tu, za minutkę będę... - cała roztrzęsiona pobiegłam do łazienki zabierając apteczkę. Ta cisza mnie dobijała, nie odpowiadał. Wbiegłam do jadalni, gdzie siedział przy stole, przysunęłam krzesło tak aby było na przeciwko niego i usiadłam. W tej chwili spotkałam się z jego ciemnymi jak czerń oczami. Kipiała z nich złość, wrogość i nienawiść. Wzdrygnęłam się, ale postanowiłam mu pomóc, nie mogłam go tak zostawić. Chwyciłam za wacik i wodę utlenioną.

- Mogę? - zapytałam patrząc prosto w jego oczy chcąc opatrzyć jego łuk brwiowy i rozcięte usta. Nie odpowiedział, jedynie również nie spuszczał wzroku. Uznałam to za tak. Ostrożnie odsunęłam jego włosy opadające na czoło by mieć lepszy widok na ranę. Nie była zbyt głęboka, ale dość duża. Przyłożywszy wacik skrzywił się, ale nic nie powiedział. Gdy nakleiłam plaster na łuk brwiowy postanowiłam opatrzeć usta, jednak nie było mi to dane.

- Czyli to Ty jesteś tą wielką panią psycholog? Maja? Zgadza się? - całe moje ciało zesztywniało reagując na jego zachrypnięty i mroczny głos. Odłożyłam wszystko i położyłam ręce na kolanach.

- Nawet jeśli to ja, to co to zmienia?

- Łatwo było cię znaleźć. - uśmiechnął się pod nosem szyderczo. Był straszny i nie wiedziałam do czego mógłbyć zdolny, a ja wpuściłam go do domu. Ciekawe, czy tego nie pożałuję.

Jak Mogę Ci Pomóc? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz