Rozdział VI

138 17 4
                                    

- Pokaż mi tą rękę. - niechętnie podała dłoń. Mimowolnie usiedliśmy na podłodze, było wygodniej, a też łatwiej opatrzeć ranę.

Pov. Maja

Rana na dłoni dawała o sobie znać i choć sądziłam, że przez brak czucia będzie inaczej, okazało się, iż skóra odczuwa tak jak zawsze. Ku mojemu zaskoczeniu chłopak widząc z jaką sytuacją mnie zastał, postanowił działać. Kupił mi wszystko co potrzebne do opatrzenia dłoni i sam się za to zabrał. Usiedliśmy wygodnie na podłodze, podałam mu rękę tak jak o to prosił. Zaczerwienienie znikło lecz ból nie ustawał, na skórze zaczynały pojawiać się bąble.

- Mogę? - zapytał. Chciał podwinąć rękaw, niechętnie mu na to pozwoliłam.

Ostrożnie osuszył ranę gazą, a następnie nałożył żel chłodzący oraz owinął dłoń bandażem. Owijając tak, zjechał w stronę nadgarstka i ku mojemu zdziwieniu nic nie powiedział odnośnie blizn. Nie wiem czy ich nie widział, czy po prostu nie chciał w tej chwili poruszać tego tematu. Przemilczał to.

- Gotowe, zmieniaj co jakiś czas ten opatrunek, żeby nie zostały blizny. - i tak zostaną pomyślałam.

- Dziękuję Ci bardzo. - wstaliśmy na równe nogi.

Zabraliśmy wszystko ze sobą i udaliśmy się do kuchni gdzie panował bałagan po wcześniejszej sytuacji. Chłopak poprosił mnie abym usiadła, przy czym sam zajął się sprzątaniem odłamków szkła oraz wylanej herbaty. Co chwilkę pytał się co może gdzie znaleźć - nie odnajdywał się w moim domu. Wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Przy naszym pierwszym spotkaniu nie zamienił ze mną prawie żadnego słowa, był oschły i wredny, nie wiedziałam jak mam się zachować. Gdy skończył, usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

- Nadal masz tą kartkę? - wskazał na karteczkę, którą sam ostatnio przykleił.

- Tak jakoś... Nie miałam czasu by jej sprzątnąć... A co z Twoimi ranami?

- Jest ok.

- Powiesz mi co się stało? - widać było po nim, że nie jest chętny do odpowiedzi.

- Mała bójka nic więcej.

- No dobra... Nie będę drążyć tematu... - nastała chwilą ciszy. W domu było już dość ciemno, a jedynym oświetleniem były lampki przy blacie kuchennym. Miałam chwilę, by przyjrzeć się chłopakowi. Rysy jego twarzy były wyraźne, nawet dość groźne, włosy koloru blond, a oczy ciemny brąz podkreślone ciemnymi cieniami tego samego koloru. Ubrany na czarno przypominał jakiegoś gangstera, troszeczkę to było straszne. W pewnym momencie dostrzegłam jego wzrok na sobie.

- No co?

- Czego tak szukasz?

- Po prostu się przyglądam. Mam wrażenie, jakbym cię kiedyś już widziała i tak jakoś...

- Grasz na pianinie? - zapytał od czapy, omijając wcześniejszy temat rozmowy.

- Grałam.

- Ale?

- Przestałam. - ta rozmowa schodzi na poziom dzieci z piaskownicy.

- Dlaczego? - głośno wzięłam i wypuściłam powietrze z płuc przygotowując się do odpowiedzi. Nie uszło to jego uwadze.

- Straciłam czucie w dłoniach. Znaczy, nadal w jakimś stopniu je mam, ale to nie jest to samo jak na początku. Nie jest ono stu procentowe.

- A już myślałem, że jesteś taką niezdarą.

- Pozory mylą. - puściłam do niego oczko, na co zaśmiał się z kpiną w głosie.

- Tak w ogóle, to co cię tu sprowadza? - chłopak spojrzał się na mnie, po czym zdjął bluzę ukazując wcześniejsze opatrunki.

Jak Mogę Ci Pomóc? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz