Rozdział IV

157 11 5
                                    

- Łatwo było cię znaleźć. - uśmiechnął się pod nosem szyderczo. Był straszny i nie wiedziałam do czego mógłbyć zdolny, a ja wpuściłam go do domu. Ciekawe, czy tego nie pożałuję.

- Ahh, czyli wiedziałeś gdzie zmierzasz? - zapytałam i widząc, że chce odbić piłeczkę przyłożyłam wacik do jego rany na ustach. Skrzywił się ponownie, świadomie zadałam mu ból.

Wciąż patrzył prosto w moje oczy, lecz udawałam, że tego nie widzę, zajęłam się swoim. Kończąc spojrzałam jeszcze czy wszystko już jest mniej więcej doprowadzone do porządku.

- Boli cię gdzieś? - zapytałam wstając z miejsca. Przez jego czarną bluzę nie byłam w stanie dojrzeć plam krwi. Podeszłam do blatu kuchennego by odłożyć apteczkę kiedy to chłopak zdjął bluzę. Miał sporo siniaków i kilka rozcięć skóry. Zrezygnowana chwyciłam za apteczkę i ponownie do niego podeszłam.

Ten człowiek w ogóle o siebie nie dba... O co tu może chodzić pomyślałam.

- Kto cię tak urządził?

- Chyba nie powinno cię to interesować. - nie kipiał chęcią dzielenia się informacjami, które go dotyczyły, jednak nie chciałam się tak szybko poddać...

- Ale to chyba do mnie trafiłeś, więc mam prawo przynajmniej spytać, prawda? - spojrzałam na niego, lecz odpowiedzi się nie doczekałam - a powiesz mi przynajmniej jak masz na imię? - spytałam kończąc opatrywać ostatnią ranę na jego torsie, jednak ponownie usłyszałam ciszę. Czułam się troszeczkę nieśmiało, kiedy to dotykałam go akurat po tej części ciała...

- Skończyłam. - ponownie wstałam i udałam się do łazienki, by wyrzucić zakrwawione opatrunki oraz umyć dłonie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, wyglądałam przerażająco. Włosy rozczochrane oraz zmęczone i zaspane oczy przyrównywały wyglądem do zmory. Patrzenie na mnie musiało być przerażające, ale sam do tego doprowadził - gdyby wybrał sobie inną porę czy też powędrowały do kogoś innego byłoby inaczej. Wróciłam do kuchni z zamiarem wypicia wody.

- Z takim wyglądem pewnie trudno o zdobycie jakiegoś chłopaka? - powiedział to, gdy otwierałam lodówkę. Musiał się przyczepić... Jakby czytał w moich myślach. A też co mu do tego? Jak będę chciała to sobie kogoś znajdę... Ale w tej chwili nie mam na to ochoty, mężczyźni tylko niszczą życie, nie chce cierpieć jak moja mama... Chwilowo zatraciłam się w tych słowach badając ich znaczenie, jednak szybko otrząsnęłam się by nie dawać jakiś oznak popierających jego stwierdzenie.

- Nie szukam nikogo. Chcesz coś do picia?

- Nie szukasz, bo nikogo wokół Ciebie nie ma. - nalałam wody do szklanek, podeszłam i podałam mu jedną. Dupek.

- Nie interesują mnie jakiekolwiek związki tak dla jasności, więc skończmy ten temat. Jest 4 nad ranem i nie wiem jak Ty, ale ja o 9.00 idę do pracy. Możesz zostać, tam jest wolny pokój - wskazałam mu palcem drzwi od owego pomieszczenia - a teraz wybacz, ale ja idę spać. - udałam się w dobrze znanym mi miejscu zostawiając nieznanego chłopaka w moim domu.

- Nie boisz się?

- Czego? - zapytałam zmęczona stojąc na progu pomieszczenia, a korytarza.

- Pozwalasz mi zostać, nie znając nawet mojego imienia, nie mając żadnej informacji o mnie.

- No i? Obojętne mi co zrobisz. - zostawiłam go z tą odpowiedzią. Byłam tak zmęczona, że było mi obojętne dosłownie wszystko. Weszłam do sypialni, zdjęłam szlafrok i położyłam się do łóżka. To postępowanie było skrajnie niebezpieczne, lecz gdzieś w duchu miałam uczucie, iż nic mi nie zrobi. Usnęłam w zaledwie kilka minut.

Jak Mogę Ci Pomóc? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz