10

35 3 0
                                    

Tydzień minął bardzo szybko. Porozmawiałam z rodzicami i wszystko mi dokładnie powiedzieli tak więc będę siostrą. Dzisiaj wyjeżdżają do dziadków. Zapewne jak wrócę ze szkoły to już ich nie będzie.

Od rana trzymały się mnie jakieś złe przeczucia. Czułam, że coś się wydarzy, dlatego SMS od rodziców, że bezpiecznie dotarli i wszystko w porządku był dla mnie powodem do ogromnej radości.

W końcu słychać było dzwonek oznaczający początek weekendu. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z dziewczynami z klasy. Lily miała iść na kolejną randkę z Erick'em. Po poprzedniej była po prostu najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Wyszłyśmy razem ze szkoły.

-Życzę szczęścia Lily-powiedziałam do niej-dużo miłości i dzieci, szczęścia i dzieci, no i przede wszystkim dzieci-nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, a dziewczyny do mnie dołączyły.

-Teraz to będę miała przez ciebie drużynę football'ową-uderzyła mnie w ramię. Zaraz po tym się pożegnałyśmy. Zostałam pod szkołą i czekałam na chłopaków. To już się stało tradycją, że odwozili mnie do domu. 

Wyszli ze szkoły jak zwykle, gdy już nikogo nie było. Alex od razu pojawił się przy mnie.

-No, masz od dzisiaj wolną chatę-powiedział i tradycyjnie poczochrał moje włosy. Przytaknęłam w odpowiedzi i przejechałam spojrzeniem po wszystkich.

-Coś jest nie tak?-Aiden zmarszczył brwi-Jesteś dziwnie cicha?

-Szczerze, to nie wiem-wzruszyłam ramionami.

-Dobra, chodźcie-powiedział Jon wyciągając kluczyki od samochodu. Ruszyliśmy w stronę czarnego audi i zajęliśmy miejsca. Oczywiście siedziałam między bliźniakami A, którzy stwierdzili że muszą mi trochę podokuczać. 

-Nie ma dzisiaj football'u?-spytałam nagle.

-Masz racje-powiedział Alex przerywając ciągniecie moich włosów-Dzisiaj kwalifikacje-rozsiadł się na kanapie-Będzie co oglądać-dodał zadowolony. 

-Za kim jesteście?-spytałam.

-W sumie to wszyscy za piekielnymi cerberami-powiedział blondyn, a reszta przytaknęła-A ty mała?

-Też-odparłam-znając życia jakbym była za lwami to nie dalibyście mi spokoju dopóki nie zmieniłabym zdania-dodałam.

-Tu masz racje-przyznał Aiden. 

Samochód zatrzymał się przed moim domem. Alex jak co dzień wyszedł, aby mnie wypuścić. Pożegnałam się z nimi i ruszyłam do drzwi. Oczywiście chłopcy dalej czekali, aż wejdę do środka. Otworzyłam drzwi i od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Zostawiłam je otwarte, a sama weszłam głębiej. Zerknęłam do salonu i mnie zatkało. Na środku stał wielki, czarny rottweiler i szczerzył na mnie kły. 

O w mordę!

Odwróciłam się i wybiegłam z domu. Może nie powinnam, bo dałam mu powód do ataku, ale nie chciałam być spokojna. Pojawiłam się na chodniku, akurat gdy Jon odpalał samochód. Miałam do nich krzyknąć, ale poczułam okropny ból w kostce i wylądowałam na ziemi. To wielkie bydle mnie ugryzło i szarpnęło w swoją stronę, a teraz jeszcze na mnie wlazło. Z moich oczu wypłynęły łzy. Byłam przerażona. Czułam jego oddech na moim karku. 

Nie wiedziałam co dzieję się wokół mnie. To coś miało zamiar mnie zjeść i strasznie mi to się nie podobało. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu poczułam jak ciężar znika. Usłyszałam warczenie i skamlenie oraz odgłosy walki, a po chwili żałosne wycie.  Przekręciłam się na plecy, akurat gdy James wyciągał sztylet z głowy tego kundla, a on sam zamieniał się w pył. Wpatrywałam się w to z szeroko otwartymi oczami.  

-Co?-wykrztusiłam, zwracając tym na siebie uwagę. 

-Spokojnie-powiedział Alex i zaraz kucnął obok mnie.-Dasz radę wstać?-spojrzałam na swoją  nogę i zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam kałużę krwi. 

-Hej, patrz na mnie-powiedział James, który klęknął przy mojej nodze, więc przeniosłam na niego spojrzenie.-Będzie dobrze-zapewnił.

-Czy... to zjadło mojego kota?-wydusiłam, a oni spojrzeli po sobie.

-Tego kota?-spytał Aiden, który miał na rękach Faraona, a ja przytaknęłam.-To nie zjadł-dodał. Po tej informacji zrobiło mi się czarno przed oczami i nie czułam już nic. 

****

Przebudziłam się słysząc wokół mnie głosy. Nie potrafiłam jednak rozpoznać do kogo one należą. 

-Teraz to musimy jej wszystko powiedzieć-powiedział pierwszy głos.

-Przez nas znalazła się na celowniku demonów-dodał kolejny.

-James już szaleje-oznajmił kolejny-nie wiem co będzie, gdy stanie się jej coś gorszego-powiedział.

-Teraz mamy pewność, że ona jest....-znów odpłynęłam i nic nie słyszałam. 

****

Kolejny raz obudziłam się już na dobre. Niepewnie otworzyłam oczy i uniosłam się na łokciach. Byłam w ogromnym salonie. Urządzony był bardzo nowocześnie, w bieli, czerni i beżu, oraz czerwonych detalach. 

W końcu mój wzrok padł na zwierzę stojące w przejściu. Wytężyłam wzrok próbując zorientować się co to jest. 

Krzyknęłam przerażona, gdy zorientowałam się co to jest. To był tygrys. Najprawdziwszy tygrys. 

Do salonu wbiegli chłopacy zaalarmowani moim krzykiem. 

-Co jest?-nie skupiałam się czyj to był głos. 

-Pewnie chodzi o Sakala-powiedział kolejny, a tygrys przekręcił w jego stronę głowę. Zrozumiałam, że tym razem odezwał się jego właściciel.-Chodź-jak na zawołanie zwierze ruszyło w jego stronę. Przeniosłam spojrzenie na chłopaków.

-Trzymacie w domu tygrysa!?-mój głos brzmiał strasznie piskliwie.-Co jeszcze tu macie?!

-Wilka, niedźwiedzia i lisa-wzruszył ramionami Jon.

-Żartujesz sobie?

-Nie-westchnął Alex-Powinniśmy byli cię ostrzec, ale one nic ci nie zrobią-zakończyła, a w tym momencie do salonu wszedł James. Przy jego nodze szedł biały wilk. Nie żartowali. Zwierze zaraz znalazło się przy mnie i ułożyło swoją głowę na moim brzuchu. Na chwilę przestałam oddychać. Rozluźniłam się jednak, gdy obok mnie usiadł James. 

Czeka nas  bardzo poważna rozmowa...

Naznaczeni:ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz